środa, 22 listopada 2017

Duchy Jeremiego

Główny bohater Roberta Rienta staje przed ciężką próbą: musi zmierzyć się z chorobą matki i z historią własnej rodziny. Jak na 12-latka skupionego głównie na zabawie to duże wyzwanie, w zasadzie ciężar. Siłą rzeczy chłopiec dorośleje: opornie uczy się odpowiedzialności, zaczyna wyzbywać się egoizmu. W tej trudnej i samotnej drodze często błądzi i dokonuje niewłaściwych wyborów, ale zaczyna poważniej patrzeć na swoje otoczenie.


Z Jeremim mam duży problem. Z jednej strony to podwórkowy luzak, który dobrze wie, jak ułatwić sobie życie i dlatego zaczyna handlować narkotykami w szkole. Z drugiej bywa naiwny jak siedmiolatek, co widać szczególnie w kontaktach z najbliższymi; jego wiedza o świecie jest naskórkowa (czy to możliwe, że szóstoklasista nie ma pojęcia o obozach koncentracyjnych, a przez wywózkę na Syberię rozumie wycieczkę?). W moim odczuciu to postać niespójna.

Drugim kluczowym wątkiem w powieści jest poznawanie prawdy o żydowskich korzeniach rodziny i ten wątek nie przekonuje już w najmniejszym stopniu. Wprowadzenie do fabuły wyimaginowanych duchów było pomysłem karkołomnym, w wykonaniu Rienta niestety dość pretensjonalnym. Im bliżej końca, tym bardziej ckliwie i teatralnie, a przecież w literaturze nie chodzi o tanie wzruszenia.

Być może cały ten sztafaż miał udowodnić, że rodzinne traumy, szczególnie te przemilczane, mogą odżyć i dotknąć następne pokolenia. Teza do obronienia, ale nie w Duchach Jeremiego – książce po prostu nieudanej.

__________________________________________________________
Robert Rient Duchy Jeremiego, Wyd. Wielka Litera, Warszawa 2017

34 komentarze:

  1. Doczytaj sobie do kompletu Janko, w ramach warsztatów "jak nie pisać o rodzinnych traumach" :) Miałem nadzieję, że Rient napisze coś godnego uwagi, bo temat dziedziczenia traumy jest ciekawy i mało znany, ale jego dobre opracowanie wymaga chyba dużo większych umiejętności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej chwili Janko jest raczej niewskazana, odbijałaby mi się czkawką.;( Ja też liczyłam na Rienta, niestety b. się rozczarowałam.

      Myślę, że wywiady M. Grynberga z tomu "Oskarżam Auschwitz" dobrze pokazują to dziedziczenie traum. Ale to oczywiście wciąż mało.

      Usuń
    2. O Grynbergu już rozmawialiśmy. Pytanie, czemu jemu wyszło, a Janko i Rientowi nie. Kwestia talentu? Podejścia? Dodatkowego ciśnienia, żeby to było atrakcyjne dla czytelnika i bestsellerowe?

      Usuń
    3. U Grynberga mamy zapis prawdziwych opowieści, a autor umie słuchać - to raczej gwarantuje sukces. Janko pisać umie (sądząc po wcześniejszych książkach), Rient - niestety nie bardzo.

      Co do ciśnienia możesz mieć rację, w końcu po co wydawać książki "nierentowne"?;(

      Usuń
    4. Nie-rientowne :D Czyli stara zasada, że im więcej szczerości i mniej parcia na komercyjny bestseller, tym lepiej, wciąż się sprawdza. Poczytałem sobie narzekania na nowe książki znanych reportażystów i jest ten sam schemat, upychania byle czego, bo nazwisko wyrobione, święta idą, więc i tak się sprzeda.

      Usuń
    5. Przykre, ale niestety książki stały się towarem jak wiele innych przedmiotów, na dodatek z krótkim terminem spożycia.;(

      Zmartwiłeś mnie tymi opiniami o reporterskich nowościach, kilka nawet mnie zainteresowało, choć przyznaję, że niektórych autorów raczej niesłusznie kreuje się na mistrzów.

      Usuń
    6. Oberwał Kącki z Poznań i Smoleński za Syrop z piołunu. Na Kąckiego się czaiłem, bo obsmarował Musierowicz ponoć.

      Usuń
    7. Nie strasz.;) Kąckiego kupiłam, zobaczymy, co wysmażył. Wciąż wierzę, że dobrze pisze. Po tym co napisałeś, pewnie zacznę od tekstu o MM.;)
      Smoleński też zwrócił moją uwagę, ale tu już zaczekam na dostawę do biblioteki.

      Usuń
    8. Głos krytyczny pochodził z Poznania, więc patriotyzm lokalny :) Ale zarzuty były poważne: jechanie stereotypami, odgrzewanie kotletów, niechlujstwo.

      Usuń
    9. Niestety wszystko jest możliwe.;(

      Usuń
    10. Dobrze, że chociaż o "Sendlerowej" wszyscy dobrze piszą.;)

      Usuń
    11. Tak :) W związku z tym zainwestowałem w papier.

      Usuń
    12. Popieram.;) Nie umiem czytać biografii na czytniku, o niebo lepiej wertuje się i ogląda książki.

      Usuń
    13. Wertowanie to się kończy rzuceniem wszystkiego i czytaniem, więc wolę nie wertować :P

      Usuń
    14. Ja lubię, trzeba się jakoś zapoznać z książką.;)
      Poza tym w biografiach często chce się wracać do detali, a wiesz, jak to opornie idzie na czytniku.;(

      Usuń
    15. Wiem, wiem. Zresztą ja ostatnio w ogóle przestałem lubić czytnik.

      Usuń
  2. Nie zachęcasz, ale ja i tak bym przeczytała. Lubię dobre książki przeplatać słabszymi. :) Ciekawe pytanie: czy szóstoklasista może nie wiedzieć, co to obozy koncentracyjne i deportacje? Myślę, że o obozach na pewno wie, o wywózkach może nie wiedzieć. Znam osobę dorosłą, która nic nie wie o zsyłkach. Polacy, niestety, słabo znają historię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zdania, że warto samodzielnie wyrabiać sobie opinię, więc lepiej "Duchy..." przeczytać, zresztą szybko się je czyta.
      Zdaję sobie sprawę, że nasz znajomość historii jest kiepska, ale nawet w telewizji można się dość często spotkać z nawiązywaniem do tych wydarzeń.
      Czy osoba, którą masz na myśli, chodziła do szkoły średniej?

      Usuń
    2. Chodziła. Nie wiem, jakim cudem zdała maturę, bo nawet z poprawnym mówieniem ma problemy (wyraża się bardzo niegramatycznie). I nie jest stara, ma niecałe trzydzieści lat...

      Usuń
    3. Zaskakujące. Wiem, że poziom edukacji w Polsce obniża się, ale żeby aż tak... Strach pomyśleć, co będzie za 10 lat.

      Usuń
    4. Przeczytałam tylko do połowy, bo nadszedł termin oddania książki do biblioteki. Może kiedyś dokończę. :) Sprawa z deportacjami rzeczywiście jest nieprzekonująca. Nawet jeśli chłopiec o nich nie słyszał, po zapoznaniu się z opowieścią dziadka powinien wszystko zrozumieć, tymczasem on nadal uważał wywózkę na Syberię za rodzaj wycieczki. Wątek sprzedaży narkotyków również jest mało wiarygodny. A co sądzisz o tym fragmencie?

      Pani Jadwiga mówiła, że widziała, jak na wprost jej domu sikałeś na krzyż – powiedziała ciotka, dodała, że tak nie wolno, i pytała dlaczego, i kręciła głową na wszystkie strony. W tym samym momencie dziadek wybuchnął śmiechem. Mama chciała udawać poważną, nawet powiedziała: Jeri, nie wolno... ale nie dokończyła, bo też zaczęła się śmiać, ale tak głośno, że zakryła usta dłonią, a w całej kuchni zrobiło się jaśniej (s. 108).

      Bo mnie jakoś nie chce się wierzyć, by dorosła kobieta, matka, cieszyła się z takiego zachowania dziecka. Też jestem niewierząca, ale nie wyobrażam sobie, bym miała się śmiać w podobnej sytuacji.

      Usuń
    5. Własnie, tam jest wiele rzeczy, które nie przekonują. Z perspektywy kilku miesięcy moja ocena tej książki jest jeszcze niższa.;(

      Mam podobne odczucie co do przytoczonego fragmentu. Sytuacja, a raczej pomysł na nią, budzi we mnie niesmak. Wydaje mi się, że w Polsce krzyż jest szczególnym przedmiotem, także dla osób innego wyznania i dla bezwyznaniowców.

      Usuń
  3. O książce nie słyszałem. Sam pomysł na fabułę wydaje się całkiem interesujący i szkoda, że autor nie wykorzystał potencjału drzemiącego w koncepcie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że szkoda. Miałam nadzieję na mięsistą lekturę.
      O wiele lepszy jest "Świadek" tego autora, autobiograficzny zresztą.

      Usuń
  4. Zainteresowała mnie ta książką...przeczytam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nieźle przebiłas bańkę zachwytów, w której umieszczono te książkę 😁

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja jak najbardziej wyobrażam sobie, że dzieciak może nie mieć pojęcia o obozach, w końcu rzecz chyba nie dzieje się w Europie? A w Ameryce ludzie mają bardzo wybiórczą wiedzę (zresztą u nas coraz częściej też), po prostu kompletnie nie zajmują się ani nie interesują rzeczami, które nie są dla nich ciekawe czy potrzebne, stąd wiele kwiatków w tzw. wiedzy ogólnej. Niemniej do książki nie zachęcasz, więc nie zaglądam, szkoda mi czasu, którego i tak jest za mało :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzecz dzieje się w Europie, a nawet w Polsce.;) Na pewno i u nas są dzieci, które o Auschwitz nie słyszały, ale zakładam, że te chodzące do szkoły i uczące się historii na pewno jakieś fotografie chociaż w podręczniku widziały. Jeremi nie garnie się do nauki, ale czasem się uczy, więc musiał liznąć trochę wiedzy.

      Usuń
    2. Oookej, jak w Polsce, to trochę słabo rzeczywiście ;)

      Usuń