Spadek to jedna z najlepszych książek, jakie czytałam w ostatnim okresie. Początkowo wcale się na to nie zanosiło, ponieważ główna bohaterka snuje monolog w irytujący sposób: wciąż drąży temat niesprawiedliwego testamentu, powtarza się niemal do znudzenia. Inaczej mówiąc, jątrzy i jątrzy. Dość szybko okazuje się jednak, że tak prowadzona narracja ma sens, bo pozwala lepiej zrozumieć, może nawet odczuć, emocje głównej bohaterki, i w rezultacie czyni powieść bardziej gęstą, mięsistą.
Tytułowy spadek ma u Vigdis Hjorth dwa wymiary: rzeczywisty i symboliczny. Nierówny podział schedy po ojcu prowadzi do kryzysu rodzinnego, stopniowo odsłaniając to, co przez lata zamiatano pod dywan, i co najwyraźniej stało się brzemieniem nie tylko dla dwójki najstarszego rodzeństwa, ale dla całej rodziny. W rzeczywistości rodzice Bergjolt przez lata udawali, że w ich domu nic złego się nie dzieje – nie było żadnej przemocy, nie było żadnego wykorzystywania seksualnego. W takim też przekonaniu utwierdzali młodsze córki oraz dalszych krewnych, odmawiając dwójce starszego rodzeństwa wysłuchania. W rezultacie przewinienia ojca dotknęły wszystkich, choć w różnym stopniu. Dotknęły, kalając i infekując.
Autorka
bardzo dobrze nakreśliła skomplikowaną sieć zależności między członkami rodziny
oraz powolny proces wykluczania ofiary ze swojego kręgu. I to jest właśnie najbardziej
frapujący wątek w Spadku: traktowanie
pokrzywdzonych jako zagrożenie dla rodzinnego „ładu”. Po lekturze łatwiej jest
zrozumieć, dlaczego ofiary milczą i czasem dopiero po dekadach zaczynają głośno
domagać się sprawiedliwości. Książka
mądra i cenna, zasmuca jedynie fakt, że Hjorth bazowała na własnych
doświadczeniach.
________________________________________________________________________________
Vigdis Hjorth Spadek, przeł. Elżbieta Ptaszyńska-Sadowska, Wyd. Literackie, Kraków 2018
W tej książce najbardziej podoba mi się zwrócenie uwagi na to, że ofiary są postrzegane jako zagrożenie dla przyjętej, fasadowej rzeczywistości. To taka bolesna kwintesencja prawdy, że interes ogółu z reguły jest przekładany ponad dobro jednostki.
OdpowiedzUsuńNajgorsze, że lektury o takiej tematyce są w zasadzie ciągle aktualne.
Rzeczywiście ten wątek ofiary wypychanej poza rodzinę jest b. ciekawy. I zaskakujący jako zjawisko: rodzina woli święty spokój niż dochodzenie, jak naprawdę sprawy się miały/mają.
UsuńTak, ta lektura jest szczególnie teraz aktualna, m.in. w kontekście pytań podszytych wyrzutem i niedowierzaniem: dlaczego dopiero teraz o tym mówisz?
To chyba jest smutna norma w wielu domach. Zwłaszcza, jeśli sprawca też jest członkiem rodziny.
UsuńNiestety tak bywa. Czy jest norma, nie mam pojęcia. Ludzka natura jest jednak nie do ogarnięcia...
UsuńDodane do półki na Legimi. Teraz tylko potrzeba: a) powrotu do czytania (jakiegokolwiek), b) trochę optymizmu, żeby przełamać pesymistyczny wydźwięk lektury :P
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto. Dobrze napisana, bez epatowania przemocą czy seksem. Ważna książka, moim zdaniem.
UsuńI z ciekawą okładką, dodałbym :)
UsuńAbsolutnie! Pewnie dlatego, że jest to przedruk z oryginalnego wydania.;(
UsuńCzemu mnie to nie zdziwiło? :P
UsuńPrawda?:(
UsuńU nas chyba Karakter miał niezłą serię okładek literatury pięknej :)
UsuńMiał, ale jakiś czas temu przeszedł na zdjęcia, przynajmniej w prozie.
UsuńU nas nawet wśród ambitniejszych okładek króluje chyba głównie gruba kreska albo wyraziste plamy. Szkoda.
Za to dziecięcych ilustratorów mamy prima sort :D
UsuńZgadzam się.;) Aż przyjemnie pooglądać.
UsuńJuż zwróciłam uwagę na te książkę. I widzę, że słusznie.
OdpowiedzUsuńZ punktu widzenia psychologicznego to niezwykle trudny problem. I odnoszę wrażenie, że podłożem jest w tych przypadkach wstyd z powodu zaistniałej sytuacji..., który w efekcie przeradza się w niechęć do ofiar, a ta powoduje przerzucanie winy z winnego na ofiarę.
Bardzo, bardzo trudny - dla ofiary i jej najbliższych też. Bo jak później żyć? Wstyd z pewnością, czasem poczucie bezsilności. Tu rodzina zupełnie inaczej reaguje i dlatego jest to takie interesujące.
Usuń