Czasami to tylko kilka dni lub godzin, kiedy indziej tydzień, a nawet więcej, ale każdego roku nadchodzi taki czas, który nazywam: złote dni. Dzięki deszczom końca lata ziemia staje się wilgotna i miękka. Woda zmywa kurz z liści i korony drzew znów się zielenią. Świty są rześkie, ale dni jeszcze ciągle ciepłe. A o zmierzchu w górach wieje letni zachodni wiatr.
Ten czas lubię nazywać złotymi dniami, ponieważ barwą września jest złoto. W powietrzu migają złociste drobinki i gdy człowiek spogląda z góry na równinę, wydaje mu się, że krajobraz obsypany jest złotym pyłem. Lśni mgła, senne ogrody leniwie odpoczywają w powietrzu nasyconym wilgocią, powoli dojrzewa winorośl, jabłka stają się pieniste, a orzechy, migdały, brzoskwinie i śliwki nabierają smaku. Ziemia pławi się w złotym miodzie, światło słoneczne błyszczy jak żółta oliwa.
Béla Havas, Złote dni [w]: Księga gaju laurowego i inne eseje, przeł. Teresa Worowska, Wyd. Próby, Warszawa 2023
Ech, piękny to czas, ta końcówka września czy początek października. Ciągnie wtedy człowieka do lasu czy w góry.
OdpowiedzUsuńCiągnie, i to bardzo. Nawet na pola.;)
UsuńZwłaszcza w tym roku
UsuńAż chciałoby się powiedzieć: chwilo trwaj.;)
UsuńBardzo lubię taką złotą jesień. Polską czy nie, ale złotą, jeszcze ciepłą, a już nie upalną, jeszcze kolorową, ale barwami stonowanymi, choć wielorakimi, jeszcze trochę zieloną, choć już żółto, rudo-brązowo- złotą. Z całym bogactwem zbiorów, które dobre gospodynie chcąc zatrzymać w czasie przetwarzają na konfitury, marynaty i kiszonki.
OdpowiedzUsuńKiedyś nie lubiłam jesieni, teraz lubię coraz bardziej, zwłaszcza taką, jaką opisujesz. Z jednej strony można cieszyć się wszelkimi zbiorami, z drugiej powolnym zasypianiem przyrody. Dla mnie taka aura (i temperatura) mogłaby trwać pół roku.;)
Usuń