To właśnie tamtej nocy zdałem sobie sprawę, że mój pobyt w Oksfordzie – kiedy się skończy – stanie się historią zaburzenia; i że wszystko, co się w trakcie tego pobytu zacznie albo zdarzy, będzie dotknięte lub skażone tym powszechnym i nieuniknionym zaburzeniem, tak więc nie będzie niczym w moim życiu, które nie jest zaburzone; rozsypie się i popadnie w zapomnienie podobnie jak to, co opowiadają powieści i niemal wszystkie sny. (s. 50)
Mało kto pisze dzisiaj tak jak Javier Marías. We „Wszystkich duszach” przeważają zdania długie, naszpikowane dygresjami; pojedyncze akapity zajmują czasem kilka stron, dialogi należą do rzadkości. Jeśli postaciom dane jest się odezwać, nie mówią, ale przemawiają. Narracja meandruje, miejscami wylewa się z koryta, by na koniec zaskoczyć czytelnika małym uskokiem. Książkę zamykałam, mrucząc pod nosem: aha, to o TO chodziło.
Proza Maríasa jest gęsta i wyrafinowana stylistycznie, tymczasem fabuła zaskakuje skromnością. Relacja młodego Hiszpana z pobytu w Oksfordzie na stanowisku lektora językowego składa się zaledwie z kilkunastu epizodów, reszta to „wypełniacze” tworzące tło. Od razu trzeba powiedzieć, że wypełniacze pierwszej klasy – dowcipne opowieści o antykwariatach, uroczystych kolacjach uniwersyteckich czy lokalnych bezdomnych są fragmentami, które czyta się z przyjemnością po kilka razy. Gdzieś pomiędzy nimi skrywa się historia romansu z zamężną wykładowczynią czyli „zaburzenie”, które w zamyśle narratora miało być tematem przewodnim, jednak z powodu nadmiernej gadatliwości zeszło na dalszy plan. „Wszystkie dusze” mówią bowiem głównie o samotności – tak dotkliwej, że kubeł i worek na śmieci „są czasem jedynymi świadkami tego, co dzieje się w dniu samotnego człowieka, i w nich właśnie osiadają resztki, ślady tego człowieka z całego dnia, jego odrzucona cząstka, to, czym postanowił nie być, to, czego nie chciał zachować dla siebie, negatyw tego, co zjadł, co wypił, co wypalił, co zużył, co kupił, co wytworzył, i tego, co do niego przyszło.” (64-65)
Marías nie był miłością od pierwszego wejrzenia, ale od około dwunastej strony – zdecydowanie tak. W bardzo pozytywny sposób zaburzył moje upodobania literackie; na co dzień bliżej mi do prozy zwięzłej, ewentualnie złożonej w warstwie językowej, a „Wszystkie dusze” nie posiadają żadnej z tych cech. Mimo to całkowicie mnie urzekły i skłoniły do zaopatrzenia się w inne powieści pisarza. Jestem pewna, że to początek pięknej i długiej znajomości.
___________________________________________________________________
Javier Marías „Wszystkie dusze” tłum. Wojciech Charchalis, Rebis, Poznań, 2001
___________________________________________________________________
O antykwariatach? To może jakiś cytat, bo brzmi nieźle:) Kolacje też nieźle brzmią.
OdpowiedzUsuńŻeby dykteryjka miała urok, musiałabym przepisać ok. 4-5 stron.;) Ale opis kolacji będzie na pewno, przynajmniej częściowy, bo cały fragment jest długi. Marias jest obłędny pod tym względem.
UsuńMyślałem, że to jakieś smakowite opisy tych antykwariatów. W takim razie czekam na kolację, chociaż wiele się nie spodziewam po akademickim posiłku :P
UsuńI słusznie, bo o samym jedzeniu będzie niewiele.;)
UsuńCo do antykwariatów - smakowity był opis nietypowych zachowań Hiszpana, który chciał właścicielom urozmaicić dzień pracy.
Brzmi nieźle :)
UsuńKsiążka jest trudna do zdobycia, ale gdyby np. trafiła się w bibliotece, zachęcam do lektury. Jest inna od wszystkiego, co się obecnie promuje. Na szczęście zaczęto u nas Mariasa wydawać, częściowo też wznawiać.
UsuńPopatrzę, chociaż nie robię sobie wielkich nadziei. A i tak ostatnio przyswajam jedynie bardzo lekkostrawne powieści:)
UsuńTa akurat ma zaledwie ok. 180 stron, ale faktycznie wymaga skupienia.
UsuńSkupienie i cisza to towary deficytowe, niestety.
UsuńCóż, trzeba poczekać na lepsze czasy.;(
UsuńAle ile to jeszcze czekania :((
UsuńNie zawsze może być kawior i szampan.;(
UsuńO kawior i szampan dużo łatwiej :D
UsuńW takim razie życzę rychłego zmiany sytuacji.;)
UsuńPójdą dziewczyny na studia, tatuś odetchnie :P
UsuńMnie także zainteresowały te antykwariaty, obawiam się jednak, że nie starczy mi energii ani uporu, żeby przez tak wymagającą prozę przebrnąć.
UsuńJeśli książka będzie jeszcze w bibliotece, zrobię Wam kserokopie stosownych fragmentów i podeślę do oceny - to nie jest arcytrudna proza, tylko kapkę pogmatwana.;)
UsuńMam na półce, ale kupując ją miałam obawy czy ja prosta gospodyni sprostam czytaniu takiej lektury.
OdpowiedzUsuńJeśli ktoś tak jak Ty czyta klasyków, Marias może tym bardziej docenić jego styl.;)
UsuńStrasznie dawno to czytałam, pamiętam tylko atmosferę smutku i deszczowych szarug. A czytałaś może wywiad z Mariasem w ostatnim Harper's?
OdpowiedzUsuńNie odebrałam tej książki jako smutnej, główny bohater i jego pomysły nie pozwoliły mi na to.;) Bardziej wyczuwalna była dla mnie melancholia i odczucie osamotnienia.
UsuńWywiadu nie czytałam, ale nie omieszkam tego zrobić.;) Dzięki za informację.
Nadmierna gadatliwość, dobre ;D Zwał jak chciał ale faktycznie ten pan umie się rozgadac, albo rozpisac, ale malo kto potrafi to zrobic tak jak on.
OdpowiedzUsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam - Marias potrafi być fantastycznie gadatliwy. Co więcej, nie przestaje być przy tym elegancki.;)
Usuńpamiętam, że jakies cztery lata temu próbowałam tę książkę czytać, ale poddałam się po kilkudziesięciu stronach. hm, może jednak warto dać Mariasowi jeszce jedną szansę? i Ty tak zachęcająco o nim piszesz, i moja dobra koleżanka też się o jego książkach bardzo pochlebnie wypowiada!
OdpowiedzUsuńMoje pierwsze podejście do Mariasa (Mężczyzna sentymentalny) również nie było udane. Tu wabikiem było środowisko akademickie - skutecznym, bo wpadłam po uszy. Warto dać mu szansę, warto.;)
UsuńJa mam mieszane uczucia co do Mariasa. Na forum, które podczytuję jest wychwalany, więc się skusiłam na Serce tak białe. Dygresje same w sobie mi nie przeszkadzają, niestety te w wykonaniu pana Mariasa czasami mnie nudziły i chyba trochę wymęczyły. Na końcu książki jest ważne odkrycie, które nie zrobiło na mnie wrażenia chyba właśnie z powodu tych dygresji. Słyszałam też opinię, że albo się lubi styl Mariasa, albo nie. Więc jeżeli Tobie się spodobał, to pewnie przed Tobą dużo jeszcze przyjemnych lektur. Tymbardziej, że z tego co czytałam Wszystkie Dusze nie jest uznawane za jego najlepszą książkę. Ja dam Mariasowi jeszcze szansę. Mam z biblioteki pierwszą część jego trylogii "Twoja twarz jutro" chociaż bardziej ciekawią mnie ostatnio wydane "Zakochania", ale obiecałam sobie, że nowych książek nie kupuję, więc poczekam aż będzie w bibliotekach.
OdpowiedzUsuńMnie też się wydaje, że albo się lubi Mariasa albo nie. Na pewno może nudzić, wierzę w to. Ciekawe, czy za drugim podejściem spodoba mi się "Mężczyzna samotny", za pierwszym poległam właśnie z powodu nudziarstwa.
UsuńPo "Sercu..." sporo sobie obiecuję, pierwsze zdanie działa na wyobraźnię:
Nie chciałem wiedzieć, ale dowiedziałem się, że jedna z dziewczynek, kiedy już nie była dziewczynką i niedawno wróciła z podróży poślubnej, udała się do łazienki, stanęła przed lustrem, rozpięła bluzkę, zdjęła stanik, odszukała serce i przyłożyła do piersi lufę pistoletu należącego do jej ojca, który z częścią rodziny i z trójką gości siedział w jadalni.
O "Zaburzeniach" też słyszę wiele dobrego, jesienią wydana zostanie jeszcze jedna książka Mariasa.