środa, 21 sierpnia 2013

Pan profesor i uczennica

Miłość najwyraźniej wciąż dobrze się sprzedaje, skoro polski wydawca powieści Kawakami oryginalny tytuł „Sensei i teczka” (ewentualnie „Teczka Senseia”) zmienił na „Sensei i miłość”. Jeśli się zastanowić, słowo „teczka” nie brzmi zachęcająco i nie budzi ciekawości. Gdyby to była czarna teczka, skojarzenia być może pobiegłyby w stronę sensacji, bliżej nieokreślona teczka żadnych skojarzeń niestety nie wywołuje. Co innego miłość – ocean możliwości.


Ironizuję, bo nie po raz pierwszy zauważam, że „poprawianie” tytułu może książce i pisarzowi zaszkodzić. Z jednej strony takie zmiany wypaczają intencje autora, z drugiej trywializują utwór. Przy okazji pokazują, jak bardzo nie docenia się czytelnika i jego gust. W przypadku powieści Kawakami sytuację dodatkowo pogarsza tendencyjna okładka i komentarz do tytułu (Książka jak lekcja szczęścia). Cóż, miłości i szczęścia tu nie za wiele, bardziej na miejscu byłoby mówić o przyjaźni. Historia opowiada bowiem o rodzącej się zażyłości między emerytowanym nauczycielem a jego dawną, obecnie 37-letnią, uczennicą. Kawakami pokazuje powolny proces docierania się dwóch osobowości: on nie wychodzi z roli belfra, ona z roli niezbyt bystrej uczennicy. Oboje są przy tym tak nieatrakcyjni i niezręczni, że najchętniej zostawiłabym ich w barze, w którym zazwyczaj się spotykają. Jedzą, popijają sake lub piwo, rzucają kilka zdań, a najczęściej milczą. I tak przez dwa lata - nieregularnie, bez umawiania się. Okazuje się, że te niezobowiązujące spotkania mogą doprowadzić do powstania nadzwyczaj bliskiej więzi, mimo istotnych różnic dzielących głównych bohaterów.

Nie mogę powiedzieć, żeby lektura „Senseia i miłości” należała do przyjemnych. Niespieszne tempo, monotonna fabuła i prosty język utworzyły usypiającą mieszankę, która nie pozwalała posuwać się zbyt szybko. A jednak widzę w tym sens, ba! nawet urok. Wszak ani przyjaźń, ani miłość nie rodzi się wśród wybuchów fajerwerków, ale stopniowo i po cichu, w szarej scenerii codzienności. Sądząc po przemianie głównej bohaterki, właśnie w tym powolnym procesie tkwi siła. Dla mnie powieść Kawakami była przede wszystkim lekcją odmiennej kultury, którą przyjmuję z wdzięcznością.

_____________________________________________________________________

Hiromi Kawakami „Sensei i miłość” tłum. Anna Zalewska, W.A.B., Warszawa 2013
_____________________________________________________________________


16 komentarzy:

  1. Teczki wywołują też intensywne skojarzenia polityczne. :)
    Może jestem marudą, ale niestety hasło Książka jak lekcja szczęścia na mnie działa odpychająco, bo natychmiast kojarzy mi się z poradnikami psychologicznymi, sugerującymi, że są gotowe recepty na wszystko.
    Po "Nadepnęłam na węża" po prostu nie jestem w stanie wyobrazić sobie powieści realistycznej Hiromi Kawakami. :) Będę musiała przekonać się na własne oczy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polityczne jak najbardziej - IPN i takie tam.;(
      Na mnie jakiekolwiek hasło na okładce działa źle, nie lubię tej zachodniej mody. Z lekcją szczęścia mam podobnie, również kojarzy mi się z poradnikiem. A jeśli ktoś nie znajdzie szczęścia w tej powieści?;(
      Ta Kawakami jest jak najbardziej realistyczna. Po sufitach nie pełzają żadne węże - na moje szczęści!:)

      Usuń
    2. Skoro nie znalazł szczęścia, to znaczy, że nie uważał na tej wspaniałej lekcji. :)
      Nie rozumiem, jak można się nie zachwycać turboliskami i murkotkami. :)

      Usuń
    3. Proszę Cię! "Nadepnęłam na węża" było dla mnie tak oślizgłe, że przeczytałam chyba tylko dwa opowiadania.;( Ale jeśli powiesz mi, że w zbiorze jest choć jedno realistyczne, spróbuję jeszcze raz.

      Usuń
    4. Jeżeli przeczytałaś dwa, to zostało ci jeszcze tylko jedno. Nie jest realistyczne, ale jest kompletnie inne od pozostałych dwóch. Moim zdaniem jest przepiękne.

      Usuń
    5. O, proszę, nawet nie pamiętałam, ile w Wężu jest opowiadań.;( Może jednak utknęłam w połowie drugiego. Ale skoro piszesz, że ostatnie opowiadanie jest przepiękne i inne od dwóch wcześniejszych, to jest szansa, że za jakiś czas wrócę do tej książki. Dzięki za zachętę!;)

      Usuń
    6. Oślizgłe?!? Protestuję! :)

      Usuń
    7. Na mnie tak węże działają, niestety.;(

      Usuń
  2. Też właśnie jestem po lekturze tej książki i mam podobne odczucia odnośnie okładki, tytułu, i hasła "Książka jak lekcja szczęścia"... Gdybym nie znała poprzednich książek Kawakami, pewnie po tę bym nie sięgnęła! W przeciwieństwie do Ciebie jednak ja lekturę zaliczam do przyjemnych - inna sprawa, że podczas czytania cały czas byłam głodna, nieważne jak suty obiad zjadłam przed chwilą, opisy dań jedzonych przez Sensei i Tsukiko, powodowały nerwowe przełykanie śliny...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytałam tę książkę tylko dlatego, że znalazłam ją w bibliotece. Opisy i wydanie sugerowały płytką historyjkę, co przecież nie jest prawdą.
      Podczas lektury nie byłam głodna, bo z wyjątkiem zup, omletów i sushi kuchnia japońska jest dla mnie mało atrakcyjna.;( Zabrakło mi pogłębionej charakterystyki bohaterów, ale całościowo nie jest źle.;)

      Usuń
  3. Mnie tez się przyjemnie czytało, tak jak Patrycji. Akcja tam niewiele to fakt, ale taka już jest Kawakami. Okładka i zajawka beznadziejne, za to nie wiem, czy widziałaś okładkę wydania angielskiego? moim zdaniem urzekająca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Okazuje się, że nie tylko polski wydawca poszedł po bandzie.;( Brytyjczycy najpierw wydali tę powieść pod tytułem 'The Briefcase' i okładka Counterpoint była faktycznie urzekająca. Natomiast kilka tygodni temu powieść wznowiło Portobello Books pod zmienionym tytułem 'Strange Weather in Tokyo' i niestety w koszmarnej okładce.;( Hm.

      Usuń
  4. Skończyłam tę książkę dwa tygodnie temu i też mam odczucia pozytywne. To już moja czwarta książka tej autorki. Spodziewałam się, że to będzie bardziej w stylu Pana Takano i kobiet, niż Manazuru czy Nadepnęłam na węża, i tak też było. Tak jak u Pana Takano i w tej książce niewiele się działo, ale to właśnie mnie urzekło. Jakoś można odpocząć przy tej książce, odetchnąć. Myślę, że ktoś nastawiony na więcej "dziania się" może się rozczarować, ale jeżeli tylko zaakceptuje się tą niespieszność, to będzie łatwiej. Nie uważam, żeby to była wielka literatura, ale jeżeli tylko ukażą się nowe ksiązki HK, to na pewno po nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, to nie jest wielka literatura. Dla porównania chętnie poczytałabym innych współczesnych Japończyków, zwłaszcza młodszych. W "Senseiu..." przeszkadzały mi także przeskoki z czasu teraźniejszego do przeszłego i odwrotnie, występujące w opisie jednego zdarzenia. Można się do tego przyzwyczaić, ciekawi mnie natomiast, czy to wynika ze stylu autorki czy z uwarunkowań języka. Akceptacja niespieszności na pewno pomaga, mnie chyba tym razem zabrakło cierpliwości.;(

      Usuń
  5. Mnie ta druga okładka wydaje się całkiem zabawna, choć chyba ilustrator nie sprawdził dokładnie ile ma lat bohaterka ;). Nasza jest najgorsza, sugeruje lekką opowieść dla niedorosłych panienek. A tymczasem one by się przy tej książce zanudziły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to - nastolatki mogłyby być mocno rozczarowane zawartością "The weather...".;( Nie dość, że narracja nie obfituje w wydarzenia, to i bohaterowie są wiekowi.

      Usuń