wtorek, 13 maja 2014

Zabliźnione serca

No właśnie, to bardzo ciekawa sprawa… Berck to nie jest miasto chorych. To niezmiernie subtelna trucizna. Wsącza się prosto w krew. Ten, kto tu trochę pożył, nie znajdzie już sobie miejsca nigdzie na świecie. Ty też to poczujesz pewnego dnia. Wszyscy tutejsi kupcy, lekarze, aptekarze, a nawet sanitariusze… To dawni kuracjusze, którzy nie potrafili żyć gdzie indziej. [s. 79]

Pacjenci sanatorium w Berck osobom postronnym musieli przypominać owady przewrócone na grzbiet i bezradnie poruszające kończynami: unieruchomieni w swoich gipsowych pancerzach byli równie nieporadni. Życie zredukowane do pozycji horyzontalnej nie oznacza jednak wegetacji: między prześwietleniami, badaniami kontrolnymi i operacjami pozostaje mnóstwo czasu na spacery, schadzki i hulanki.


Do tego uzdrowiska na północy Francji trafia chory na gruźlicę kręgosłupa Emanuel, student chemii i syn zamożnego kupca w jednej osobie. Szybko aklimatyzuje się w nowym miejscu i wsiąka w towarzystwo. Jest ono niezwykle barwne: piękna Polka, kierowca rajdowy, inżynier, przystojny Argentyńczyk, dorastająca pannica z przyzwoitką. Chłopak bardziej z nudów niż z potrzeby serca nawiązuje przyjaźnie i romans, by po pewnym czasie zatęsknić za samotnością. Postępuje niekiedy egoistycznie, być może broni się w ten sposób przed ponurą rzeczywistością i zagłusza myśli o wszechobecnej śmierci. Dochodzi tu przecież i do dramatów, tyle że rozgrywają się po cichu, za zamkniętymi drzwiami i zazwyczaj nie zakłócają kruchego spokoju innych kuracjuszy

Blecher opisuje sanatoryjny mikroświat naturalistycznie, pozwalając czytelnikowi fetor choroby i ból pacjenta. Do bohaterów podchodzi z dystansem, choć nie obojętnie, a znakomite wyczucie tematu zawdzięcza własnym doświadczeniom, bo „Zabliźnione serca” są w dużej mierze książką autobiograficzną. To doskonała lektura na chłodne, wietrzne dni – łatwiej wtedy wczuć się w senną atmosferę nadmorskiego miasteczka, które niepostrzeżenie sączy swą truciznę. Powieść zdecydowanie godna uwagi.

____________________________
Max Blecher Zabliźnione serca
przeł. Tomasz Klimkowski
Wydawnictwo WAB, Warszawa 2014



18 komentarzy:

  1. Rozumiem, że to taka Czarodziejska Góra, ale bez filozofowania? :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy wręcz twierdzą, że to "Czarodziejska góra" w miniaturze (bez filozofowania na szczęście;)), ale według mnie porównanie trochę niesprawiedliwe. Blecher przede wszystkim pisał tę książkę własną krwią (że się metaforycznie wyrażę) i w zupełnie innym stylu. Tu jakoś wszystko się czuje i widzi, u Manna miałam jednak wrażenie pewnej sztuczności.

      Usuń
    2. Znaczy zapowiada się. No i ten naturalizm. Same plusy:)

      Usuń
    3. Mnie się ta książka podoba coraz bardziej. Naturalizmem autor nie epatuje, ale pewne obrazki utkwiły mi mocno w pamięci.;) Zachęcam.

      Usuń
    4. Za pół roku będę się rozglądał na taniej książce :)

      Usuń
    5. Ja też.;) Egzemplarz miałam z biblioteki, ale chciałabym mieć ją na półce.

      Usuń
    6. To jak na złość nakład się wyprzeda po normalnej cenie:)

      Usuń
    7. To byłby cud.;) Ostatnio w D. widziałam "Orkan na Jamajce", a to przecież taki klasyk.

      Usuń
    8. No właśnie, 100 tys. nakładu w serii Koliber, pewnie góra 2 zł na allegro :)

      Usuń
    9. Taki los klasyków.;( Przynajmniej niektórych.

      Usuń
    10. Cóż, pokoleniowa zmiana warty.;(

      Usuń
  2. Cenię sobie lektury z "Nowego kanonu", ale akurat tej książki nie kojarzę. Zarys fabuły przedstawia się bardzo atrakcyjnie - grupa ludzi, która jest skazana na własne towarzystwo, zmuszona do wspólnej egzystencji na stosunkowo niewielkiej przestrzeni, zawsze stanowi świetny obiekt do obserwacji. Ha, dla mnie naturalizm jest również wisienką na torcie, decydującą o jeszcze większej atrakcyjności dzieła. Będę się bacznie rozglądał za tą pozycją, a nuż uda mi się nabyć ją w jakieś atrakcyjnej cenie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To książka nowa na rynku, może dlatego jeszcze nie wpadła Ci w oko.;)
      Tak jak sugeruje Zacofany, za jakiś czas może pojawić się w taniej książce, Dedalus ma sporo tytułów z tej serii.
      Na pewno warto przeczytać, choćby dla kontaktu z lit. rumuńską (choć nazwisko autora i treść książki nie wskazuje na ten krąg kulturowy;)).

      Usuń
    2. Och, Dedalusa znam doskonale, często się tam zaopatruję. Ha, mnie również przyszło do głowy, że przy dobrych wiatrach za pół roku egzemplarz pojawi się w któreś ze składnicy. Trochę to przykre, ale ostatnimi czasy w tego typu miejscach można znaleźć naprawdę porządną literaturę - z Nowego Kanonu spotkałem Grossmana, Leonardo Sciascię, Simenona. Gratka dla książkowych moli, ale jednak straszna cenzurka dla całego społeczeństwa, bo widać wyraźnie, że te dzieła nie cieszą się powszechnym uznaniem, skoro lądują w takich placówkach.

      Literatura rumuńska, powiadasz? Byłem pewny, że to francuska :)

      Usuń
    3. Przykre, Kanon prawie cały trafia tam regularnie, czasem w niecały rok po premierze książki. Ale dla naszej kieszeni to oczywiście b. dobra okazja.;)
      Wydaje mi się, że ta seria ma średnio udaną promocję, choć akurat o Blecherze ostatnio trochę mówiono i pisano. Ale o takim "Orkanie na Jamajce" - prawie wcale.
      Mnie się bardziej ta książka kojarzyła z kręgiem niemieckojęzycznym.;)

      Usuń
  3. Moim pierwszym skojarzeniem też była "Czarodziejska góra" :) To była rzeczywiście sztuczna książka, więc skoro w tej jest zdecydowanie bardziej realistycznie, warto sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co zrobić, taki styl miał Mann i już.;) Dzisiaj tak już się raczej nie pisze, być może dlatego razi sztucznością. Mnie trochę tak.;( Blecher natomiast pisze lekko, mimo mało przyjemnego tematu "Zabliźnione serca" czyta się b. dobrze. Aż mi się zachciało pojechać nad morze.;)

      Usuń