Zanim zacząłem być drukowany, dedykacje pisywałem tylko w książkach, które ofiarowywałem znajomi, i nagle, w ciągu jednego dnia, stanąłem w obliczu konieczności wpisywania się do książek ludziom, którzy sami je kupili, a których nigdy w życiu nie spotkałem. Co też możesz napisać komuś, o kim kompletnie nie wiesz, co on za jeden, a to, kim jest, może oscylować gdzieś między seryjnym zabójcą a Sprawiedliwym Wśród Narodów Świata? „Z przyjaźnią" graniczyłoby z kłamstwem, „Z wyrazami szacunku" też za bardzo nie trzyma się kupy, „Z najlepszymi życzeniami" brzmi jakoś jak z koncertu życzeń, a „Z nadzieją, że moja książka się spodoba!" - wije się i poci od pierwszej litery do wykrzyknika na końcu. I tak, dokładnie osiemnaście lat temu, ostatniego wieczoru mojego pierwszego Tygodnia Książki, wynalazłem własny gatunek fałszywych dedykacji. Bo jeśli opowiadania w książce są zupełną fikcją, to dlaczego akurat dedykacja miałaby być prawdziwa?
Etgar Keret z synem na spotkaniu z czytelnikami (źródło)
„Daniemu, który uratował mi życie. Gdyby tego krwawienia nie zatamował, nie byłoby ani mnie, ani książki".
„Mikiemu - Twoja matka dzwoniła. Trzasnąłem jej słuchawką. Żebyś nie śmiał mi się tu więcej pokazać".
„Synajowi - wrócę dziś wieczorem późno, ale zostawiłem Ci czulent w lodówce".
„Noa, gdzie moja dycha, no gdzie? Powiedziałaś dwa dni, a minął już miesiąc. Wciąż czekam".
„Tzikiemu - przyznaję, że zachowałem się jak gówniarz. Ale jeśli Twoja siostra mogła mi wybaczyć, Ty też możesz".
„Awramowi - nieważne, co pokazują testy laboratoryjne, dla mnie zawsze będziesz ojcem".
Z perspektywy osiemnastu lat i ciosu w twarz widzę, że nie należało temu wysokiemu, ostrzyżonemu jak marines, który kupował prezent dla swojej dziewczyny, wpisywać: „Bosmat, obydwoje wiemy, że nawet jeśli teraz jesteś z kimś innym, i tak w końcu do mnie wrócisz". Nawiasem mówiąc, ten wysoki też mógł mi to jakoś grzecznie powiedzieć, zamiast od razu bić. W każdym razie dostałem lekcję, i to bolesną i od tej pory podczas każdego Tygodnia Książki, nawet jeśli przez chwilę świerzbi mnie pióro, żeby w egzemplarzu Ikiego czy innego Szlomiego napisać, że kiedy następnym razem zobaczy coś ode mnie na papierze, będzie to pismo od adwokata, wciągam głęboko powietrze i gryzmolę jakieś „Z pozdrowieniami", co jest może nudniejsze, przyznaję, ale za to twarz mniej boli.
Więc jeśli ten wysoki i Bosmat to czytają, chciałbym okazać, wprawdzie spóźnioną, skruchę i przeprosić. A jeśli przypadkiem również Ty to czytasz, Noa, to wiedz, że ciągle czekam na moją dychę.
Etgar Keret Z nieszczerym poważaniem w: Siedem dobrych lat, Warszawa 2014, s. 26-28
Zachęcił mnie ten fragment, wciągam ksiażkę na listę planów czytelniczych.
OdpowiedzUsuńW tym tomie jest więcej równie smakowitych fragmentów, więc jest szansa, że książka przypadnie Ci do gustu.;)
UsuńNie miałam pojęcia, że z Kereta taki figlarz ;-))). Jestem pełna podziwu dla jego inwencji twórczej :-D. Ale szczerze mówiąc, to go rozumiem - mnie jako czytelnika nie kręcą bezosobowe dedykacje; gdybym wcześniej zamieniła z autorem/autorką kilka słów, i ślad tej rozmowy znalazł się w dedykacji, to byłoby dla mnie COŚ. Ale sam autograf z ewentualnym dodatkiem "Dla..." to właściwie żadna frajda, dlatego jeśli już trafiam na spotkanie autorskie, to nigdy mnie nie ma w kolejce do podpisu.
OdpowiedzUsuńPrzy okazji przypomniała mi się anegdota, jak to Shaw znalazł w antykwariacie swoją książkę, podarowaną komuś z dedykacją "Z wyrazami szacunku - George Bernard Shaw". Zniesmaczony nabył ją i podarował tej osobie ponownie, dopisując do dedykacji "Raz jeszcze wyrazy szacunku - George Bernard Shaw". :-D
Anegdota kapitalna.;) Sądząc po książkach używanych, w których często są dedykacje, Shaw nie należał do wyjątków.;(
UsuńCałkowicie się z Tobą zgadzam - już przy piątym czytelniku nie wiedziałabym, co oryginalnego napisać.;) Myślę, że dedykacje Kereta mogą znacznie podnosić wartość egzemplarza, nawet jeśli są od czapy. Hm, może się kiedyś wybiorę na jakieś spotkanie z tym panem.;)
Biletem wstępu na to kameralne spotkanie z Keretem zorganizowane przy okazji Festiwalu Conrada była właśnie wygrana w konkursie na najlepszą dedykację w jego stylu. Niestety nie pamiętam już żadnej z tych nagrodzonych, ale niektóre były naprawdę świetne! Co udowadnia, że Keret nie ma monopolu na kreatywność na tym polu :).
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie – oprócz wpisywania ciekawych rzeczy, Keret w książkach też rysuje. Prawdziwe cuda. Niestety kiedy był wtedy w Krakowie nie miałam jeszcze żadnej jego książki, a nigdzie w promieniu kilku kilometrów nie dało się żadnej dostać, bo ludzie wykupili. Po prostu oni wiedzieli :). Ale następnym razem już nie przepuszczę okazji!
Świetny konkurs, dobrze nawiązujący do osoby pisarza.
UsuńRozumiem żal z braku egzemplarzy, ale to budujące, że wszystkie zostały wykupione. To nie jest częsta sytuacja, zwłaszcza u nas, gdzie podobno mało książek się kupuje. Założę się, że Keret jeszcze kilkakrotnie do nas zawita, więc szansa na oryginalny wpis jest.;)
Ha, ja na spotkanie z Keretem na Krakowskich Targach Książki wybrałem się zaopatrzony w "Kolonie Knellera". Zanim otrzymałem autograf zamieniłem z autorem kilka słów, dziewczyna zrobiła nam zdjęcie, a w książce, tak jak wspomniała Naia, oprócz dedykacji ("May life always surprise you!") dostałem również ciekawy rysunek przedstawiający ufoludka w swoim pojeździe :)
UsuńTo świetnie! Dobrze wiedzieć, że Keret wpisuje czasem także neutralne dedykacje.
UsuńFajna byłaby wystawa złożona z jego dedykacji.
Dobry pomysł z tą wystawą! A Keret bywa u nas często, w końcu ma nawet słynny dom w Warszawie, więc jest spora szansa, że go gdzieś jeszcze złapię :).
UsuńNigdy autografy czy dedykacje mnie nie kręciły, ale teraz też mam straszną ochotę upolować jakiś wpis od EK. Że też nigdy się nie wybrałam jak był w Krakowie. Ehh.
UsuńPrzyznam, że mnie też autografy jakoś nie kuszą, ale miło mi było, kiedy Llosa dostał Nobla: okazało się, że mam "Gawędziarza" z jego podpisem zdobytym na Targach Książki jakieś 10 lat wcześniej. Swoją drogą autograf mało wyrafinowany - tylko inicjały.;(
UsuńNoblista to już co innego, Fajnie by było mieć, ale same inicjały to rzeczywiście trochę "sucho", ale Llosa pewnie ich narobił miliony w swojej karierze. Nic dziwnego, że potem już się nie chce.
UsuńZwłaszcza jak ktoś ma dwa nazwiska.;)
Usuń@ naiu
UsuńTen dom chyba częściej służy innym, tak przynajmniej czytam w stołecznej prasie.;)
Popularną metodą jest pytanie osoby proszącej o dedykację "co mam napisać?". Gdy ta powie przykładowo "coś miłego", piszemy "coś miłego, Iksiński".
OdpowiedzUsuńTeż niezły wybieg.;) Rzadko chodzę po autografy, ale najczęściej słyszałam "dla kogo ma być wpis?"
UsuńLata temu znajomi podeszli do Różewicza z prośbą o autograf dla malutkiego wówczas synka. Poeta napisał coś w stylu, że kiedy X. będzie pełnoletni, poety nie będzie już na pewno na świecie, ale go pozdrawia itp. Miłe i z pomysłem. TR niestety nie pomylił się, bo chłopiec 18 lat skończy chyba w przyszłym roku, a wtedy ma dostać tomik z autografem. Ciekawa jestem jego reakcji.
to mnie jest chyba bardzo łatwo zadowolić, bo cieszę się ze zwykłego podpisu w książce, a jak już ktoś dorzuci "dla Patrycji" to w ogóle jest radocha ;) jakbym dostała dłuższą dedykację to pewnie bym nie wiedziała co ze sobą zrobić!
OdpowiedzUsuńa tak poza tym to widzę, że bardzo fajny ten Keret, chyba przyjdzie mi się nim bliżej zainteresować.
Wydaje mi się, że wartość dedykacji jest uzależniona od sympatii do autora. Mam chyba dwie od Pilcha i b. je sobie cenię, chyba bardziej niż MVL.;)
UsuńKeret jest b. fajny, tym zbiorem podbił moje serce.;)
Jakbym miała dedykację od Pilcha to po prostu oprawiłabym ją sobie w ramki! ;)
UsuńMuszę to rozważyć.;) Choć oczywiście nie byłabym w stanie okaleczyć książki.
Usuńw Ikei mają takie głębokie, że cała książka się zmieści ;)
UsuńNie miałam o nich pojęcia.;) To byłby na pewno interesujący wystrój wnętrza, choć mocno snobistyczny.;)
UsuńBardzo podoba mi się Twój blog. Zapraszam Cię na mojego, również o książkach. Oto link: http://ochksiazki.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBędę bardzo wdzięczna za jakiekolwiek komentarze i opinie, ponieważ chcę zobaczyć, co sądzi o mojej małej karierze doświadczona blogerka.
Pozdrawiam, Verka. :*
Dziękuję za zaproszenie.;)
UsuńKusisz Keretem, ale co do autografów - mogą być nawet bez dedykacji. Wystarczy imię i nazwisko autora i data...
OdpowiedzUsuńKeret jest w porządku, choć jedne tomy podobają mi się mniej, drugie bardziej.
UsuńData to istotna rzecz przy dedykacji, słuszna uwaga.
Och, popłakałam się ze śmiechu przy tym fragmencie :) jest cudny :D a co do autografów, raz w życiu poszłam po takowy do pewnej autorki podręcznika do dykcji i otrzymałam wpis "dla Kingi - dedykuję wiersz w środku" - miałam tam bowiem znaleźć wiersz o moim imieniu. Niestety nie znalazłam tam nawet wiersza o moim drugim imieniu ;) nie chodzę po autografy, bo nie zależy mi na wpisie kogoś, kogo kompletnie nie znam...
OdpowiedzUsuńW tym zbiorze co drugie opowiadanie jest zabawne.;)
UsuńOtóż to - po co mi autograf osoby, której nie znam albo niespecjalnie ją lubię? Dlatego mam wpisy kilku osób, które były/są dla mnie ważnymi autorami. Z drugiej strony - należę do tych osób, które nawet na spotkania autorskie chodzą rzadko.
Właśnie namierzyłem i zakupiłem 3 tomy Kereta na alle. Z przesyłką całe 3 dyszki, ale po cytowanym fragmencie sądzę, że warto było :D Jakby co, nie przyjdę z reklamacją :P
OdpowiedzUsuńTrzy tomy za 3 dyszki sama chętnie bym przygarnęła.;) Myślę, że obejdzie się bez reklamacji - akurat ten tom nie powinien rozczarowywać. Podczytuję "Rury" i wrażenia są zupełnie inne, ale też klimat jest inny.
UsuńMiałem kupić zbiorek, z którego pochodzi cytat, ale zajrzałem w przedmioty sprzedającego i wyszperałem jeszcze 2 po taniości, to i wziąłem, co by koszt przesyłki miał sens :)
UsuńZnam te kombinacje.;)
Usuń