Do śniadań i do kolacji, podczas których każdy mógł do woli wybierać potrawy, nakrywano długi stół, co miało podkreślać swobodną, rodzinną atmosferę tych posiłków, inaczej niż przy obiedzie podawanym o piątej po południu, kiedy uroczyście, w mniejszych grupkach zasiadaliśmy do oddzielnych stolików, nie trzeba było czekać, aż zejdą się pozostali goście, każdy, kiedy już usiadł do swojego stolika, mógł z pomocą uwijających się wokół kelnerów rozpocząć obiad, pod tym względem nic się od dwudziestu lat nie zmieniło, nie zdziwiłbym się nawet, gdybym przy tym stole spotkał moją matkę, radcę rządowego Petera van Fricka, mojego ojca i pannę Wohlgast, ta sama misternie zdobiona zastawa dźwięczała na talerzach z blękitnoniebieskimi obwódkami w kwieciste wzory, choć od tamtego czasu pewnie stłukło się ich wiele, na stołach w takim samym artystycznym nieładzie stały ciężkie srebrne półmiski, na których piętrzyły się najrozmaitsze potrawy ułożone w górzystą mapę apetytu i smaku, jędrne różyczki bladozielonych karczochów zanurzonych w kwaskowatym oleju, czerwony homar wyglądający z pancerza, różowy, przeźroczysty łosoś, połyskujące tłuszczykiem plastry szynki i jasna, pieczona cielęcina, faszerowane jajka z kawiorem, chrupka endywia, pokrojony w paseczki, uwędzony na złoto węgorz ułożony na wilgotnych liściach sałaty, uformowane w kulki i słupki pasztety z dziczyzny i leśnych grzybów, morskich ryb oraz drobiowych wątróbek, śliczne małosolne ogóreczki i ciężkie, pełne dziur kawałki holenderskich żółtych serów, niebieski sandacz w galarecie, sosy w małych miseczkach i sosjerkach, śmietanowe, cierpkie, słodkie i ostre, stosy pachnących ciepłych grzanek, owoce w piętrowych muszlach z kryształu, najprzeróżniejszej wielkości i gatunku raki, soczyste, zrumienione na czerwono przepiórki i skwierczące jeszcze od gorącego tłuszczu, ostro przyprawione kiełbaski, pigwa nadziewana włoskimi orzechami, której w dzieciństwie nigdy nie mogłem najeść się do syta, no i te zapachy wypełniające całą jadalnię, najrozmaitsze perfumy, wody kolońskie, pomadki oraz pudry rozsiewające woń przy każdym ruchu, harmonijna muzyka brzęku, stukotu, chlupania, skrzypu, trzasku, dźwięku mknących naczyń, w górę iw dół, wśród raz głośniejszych, a raz cichnących, strzelających w górę albo ginących w głębinach gwarów, śmiechów, westchnień, fukań, chichotów i szeptów […].
Péter Nádas, Pamięć, przeł. Elżbieta Sobolewska, Biuro Literackie 2017, s. 527-528
Pigwa nadziewana orzechami (i nie tylko;))
Składniki:
1 pigwa
1 łyżka orzechów posiekanych włoskich
1 łyżka orzechów posiekanych włoskich
1 łyżka rodzynek
1 łyżka suszonej żurawiny
1 łyżka masła
1 łyżeczka miodu
0,5 łyżeczki cynamonu
Sposób przygotowania:
Umytą, osuszoną pigwę piec w całości około 1 godz. aż zmięknie. W międzyczasie przygotować nadzienie: wymieszać orzechy, rodzynki, suszoną żurawinę z łyżeczką masła, miodu i cynamonem. Pigwę wyjąć z pieca, przekroić na pół i usunąć gniazda nasienne. Farsz nałożyć do połówek pigwy i wstawić do piekarnika na dodatkowe 5 minut. Gotowe.;)
Opis Proustowski, jako żywo przypomniał mi ten fragment o śniadaniu, co to jednego dnia było przesunięte o godzinę. Czemu niebieski sandacz? Aż sobie pooglądałem obrazki, ale ryba jak ryba, bez odcieni niebieskiego.
OdpowiedzUsuńPowiedziałabym, że w pewnym oświetleniu można doszukać się niebieskiego odcienia łuski.;)
UsuńOpis Proustowski, tu się zgadzam.
Myślałem, że może dodawali czegoś do galarety, no ale w przyrodzie niebieskie jedzenie nie występuje :D
UsuńPoszperałam i wychodzi na to, że faktycznie jest coś takiego jak ryba (głównie pstrąg) na niebiesko: https://wedkuje.pl/n/ryba-na-niebiesko/39797
UsuńMoże tak przyrządzano również sandacza z Pamięci.
O proszę, dzięki.
UsuńAleż proszę bardzo.;) Sama się czegoś ciekawego dowiedziałam.
UsuńMoże wypróbujesz wigilijnie? :)
UsuńNie sądzę.;)
UsuńNie mogę czytać takich rzeczy, bo i tak już jem za dużo :). Swoją drogą, gdzie te orzechy w przepisie? A jeszcze inną swoją drogą, życzę już zawczasu udanego kolejnego roku (jako że z moją częstotliwością pewnie będę tu w lutym znowu ;) ) i dzięki za ten z Twoimi wpisami :)
OdpowiedzUsuńHa! Dobre pytanie, orzechy przez nieuwagę wypadły z przepisu - już się poprawiam.;)
UsuńZa życzenia dziękuję i wzajemnie życzę dobrego udanego Nowego Roku, nie tylko pod względem fikcji.;)
Och, pigwę wręcz uwielbiam, chociaż stosuję ją głównie jako dodatek do herbaty. Ale zaprezentowany przepis i dołączone zdjęcie aż proszą, by je sprawdzić, a potem skosztować.
OdpowiedzUsuńTak, zdjęcie i przepis są b. zachęcające. A deser bajecznie prosty w wykonaniu.;)
UsuńMnie z pigwą niespecjalnie po drodze, ale dzisiaj chyba sobie zażyję do herbaty.;)
Jeśli pigwa, to koniecznie nalewka ;) A fragment wyborny.
OdpowiedzUsuńMnie też pigwa kojarzy się głównie z nalewką.;)
UsuńTak, fragment stylowy i smakowity.;)
Aż głodna się zrobiłam :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńTo tak działa.;)
UsuńPowiedziałbym, że tylko nalewka, ale niedawno podczas wizyty w hamburgerowni zaproponowano mi herbatę z domowym syropem z pigwy. Pychota! Nektar! Noszę się z zamiarem poproszenia o przepis :D
OdpowiedzUsuńOstatnio próbowałam takiego syropu/konfitury przeznaczonych własnie do herbaty. Jak dla mnie zbyt kwaskowe, ale da się wytrzymać. Prawdziwa konfitura z cukrem musi być rewelacyjna.;)
Usuń