poniedziałek, 12 marca 2018

Rany nadal zbyt głębokie

Wojna w byłej Jugosławii zakończyła się w 1995 r. Francuski dziennikarz Hervé Ghesquière śledził konflikt na miejscu, był wówczas oficjalnym korespondentem w Sarajewie. Po 25 latach powrócił do Bośni i Hercegowiny, żeby sprawdzić, jak wygląda dziś życie w kraju dotkniętym ludobójstwem i na ile żywa jest pamięć o tamtych wydarzeniach.


Cóż, rany są rzeczywiście nadal głębokie. Nie mogło być inaczej, skoro układ pokojowy w Dayton utrwalił podziały etniczne, które bez wątpienia utrudniają przepracowanie wojennej traumy. Pomiędzy poszczególnymi grupami narodowościowymi w BiH panuje nieufność i niechęć. Boszniacy domagają się przeprosin za wyrządzone im krzywdy, natomiast Serbowie uporczywie pomniejszają lub wręcz zaprzeczają popełnionym zbrodniom. Wzajemnym oskarżeniom nie ma końca.

Myślę, że to wszystko jest prawdą, niemniej podczas lektury nie opuszczało mnie wrażenie, że Sarajewo było pisane w myśl ustalonych wcześniej tez. Autor kilkakrotnie sugeruje bowiem, że „źli” byli i są wyłącznie Serbowie, że nacjonalizm ma się dobrze i że prędzej czy później wybuchnie kolejna wojna na tle etnicznym. Cytowane w książce wypowiedzi w pełni potwierdzają te opinie, co niestety nasuwa pytania o rzetelny dobór rozmówców.

To nie przekreśla całkowicie reportażu Ghesquière’a, mimo subiektywnego podejścia do tematu daje on pewne wyobrażenie o problemach BiH. Pozostaje pytanie, na ile jest ono miarodajne, bo trudno wierzyć, że – jak mówi jeden z rozmówców – dawna Jugosławia to obecnie czarna dziura. Problem jest na pewno o wiele bardziej złożony.

_________________________________________________________________________
Hervé Ghesquière Sarajewo. Rany są nadal zbyt głębokie, tłum. Justyna Nowakowska
Wyd. Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2017

4 komentarze:

  1. Pisanie reportaży, których tematyką są tak złożone zagadnienia jak wojny na tle etnicznym to nie lada sztuka - już sam dobór rozmówców czy ilość zaprezentowanych punktów widzenia może podważyć rzetelność wykonanej pracy.

    A co do obwiniana Serbów, to usłyszałem kiedyś, że jako państwo nie zdecydowali się po prostu na zatrudnienie odpowiedniej agencji PR, która zadbałaby o poprawę wizerunku na arenie międzynarodowej (ale to taka luźna dygresja i nie wiem, na ile jest w niej prawdy).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierzę, że trudno być bezstronnym przy takim konflikcie, ale książka mogła być bardziej wyważona.

      Agencja PR, powiadasz. Pokoleniom pamiętającym wojnę żadni propagandyści raczej nie zamydlą oczu, co innego młodym. Ostatnio czytałam, że Serbowie będą zmieniać treść podręczników do historii, właśnie pod kątem "poprawy wizerunku".

      Usuń
    2. Ha, z tymi agencjami to chodziło mi też o to, że w trakcie wojny każda ze stron konfliktu ma coś na sumieniu. Kiedy działania zbrojne dobiegają końca, cała "sztuka" polega na tym, że umniejszyć własne przewinienia i maksymalnie wyolbrzymić zbrodnie strony przeciwnej.

      Usuń
    3. Z tego, co czytam i słyszę, Serbowie świetnie sobie radzą z umniejszaniem własnych win. Często robią to w sposób cyniczny.

      Usuń