Kiedyś próbowałem zerwać z Cracovią, uwolnić się od Cracovii, wziąć z Cracovią rozwód – niestety, okazuje się, że „bez tej miłości nie da się żyć”, wróciłem, ukorzyłem się, odszczekałem wszystko. [s. 163]
Moje uczucia względem twórczości Jerzego Pilcha są z grubsza takie same, pomijam odszczekiwanie czegokolwiek. Od dobrych kilku lat publikuje rzeczy ewidentnie słabsze, nie dające dawnej satysfakcji. Nie wiem, czy winna jest temu wyłącznie choroba, ponieważ pod względem intelektualnym książkom niczego nie brakuje: jest w nich dobrze znana Pilchowa fraza, jest cięty dowcip, są błyskotliwe tezy. Nie inaczej jest w Trzecim dzienniku.
Na wstępie zostajemy poinformowani, że zapiski podlegają ścisłej autocenzurze i rzeczywiście można odnieść wrażenie, że autor więcej ukrywa niż odkrywa. Posługuje się niekiedy półsłówkami, zanęca temat i nie rozwija go, jakby drocząc się z czytelnikiem. Nie przeczę, jest to jakaś konwencja, dostrzegam nawet metodę w tym szaleństwie. Gorzej, gdy zamiast samego Pilcha musimy czytać obszerne wyimki z Montaigne’a albo z Sacksa, które wydają się spełniać rolę „zapchajdziury”. Mniej drażni, kiedy idąc za radą Gombrowicza, pisarz ćwiczy się w dopracowywaniu własnego utworu i pokazuje kolejne jego wersje – nawet jeśli tylko udaje, interesujące jest móc podejrzeć proces powstawania literatury. W zasadzie nie mam wątpliwości, że całość jest jedną wielką kreacją, bo jak tu wierzyć człowiekowi, który w finale oznajmia: Tak się składa, że moja starość to jest najświetniejszy czas, jaki kiedykolwiek był mi dany [s. 180], podczas gdy od początku do końca lektury daje się wyczuć intensywnie kamuflowaną rozpacz?
Bez większego oporu przyjmuję tę kreację (umownie nazwaną dziennikiem), jako że została ona skomponowana z pomysłem, żeby nie powiedzieć z perfidną premedytacją. Warto zajrzeć do tego skromnego tomu dla samych dywagacji o przyodziewku Adama i Ewy – ubaw murowany. A jest jeszcze sarkanie na pisaninę Andrzejewskiego, wychwalanie Marqueza i Nabokova, albo z zupełnie innego coś bieguna – karcenie publicystów gloryfikujących samospalenie Piotra S. w 2017 r. Nie skreślajmy Trzeciego dziennika zbyt pochopnie, zasługuje na uwagę.
____________________________________________________________
Jerzy Pilch, Trzeci dziennik, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019
Rany, rany, a ja twórczość Pilcha mam dopiero przed sobą. Całą, caluteńką. Od czego sugerujesz zacząć?
OdpowiedzUsuńNp. od "Tysiąca spokojnych miast". Dobrej zabawy życzę.;)
UsuńJa czytałem swego czasu "Bezpowrotnie utraconą leworęczność" i bodajże "Moje pierwsze samobójstwo", lubiłem też jego felietony w Polityce, ale jakoś nie mam wielkiej ochoty wracać. I sam nie do końca wiem, czemu.
OdpowiedzUsuńBardzo lubię obie wspomniane przez Ciebie książki, jedne z najlepszych Pilcha. Co do braku chęci powrotu - wydaje mi się, że to taki pisarz, którego się lubi albo nie, trudno o stany pośrednie.;)
UsuńZ wielką ciekawością sięgnę po te dzienniki. Bardzo lubię twórczość Pilcha.
OdpowiedzUsuńWielbiciele Pilcha na pewno znajdą w jego dziennikach sporo interesujących rzeczy.
Usuń