Stanisław Łubieński napisał zajmującą Książkę o śmieciach, która daleka jest od narzekania czy pouczania. Ponownie dowiódł, że jest bystrym obserwatorem i że potrafi spojrzeć na problem z różnych perspektyw. Tym razem, wychodząc od mniej lub bardziej zaskakujących znalezisk, snuje opowieści o odpadach: łuski po nabojach wygrzebane z mchu dały początek tekstowi o polowaniach na kaczki i ołowicy, stare aparaty telefoniczne i ładowarki zgromadzone w szufladzie były inspiracją dla eseju o programowanej długości życia sprzętu AGD.
Najciekawsze w książce były dla mnie dzieje śmiecia, a więc opis długiej drogi od oszczędzania i przerabiania użytkowanych przedmiotów po masową produkcję towarów oraz naukę (sic!) wyrzucania rzeczy. I tu refleksja: całe lata poświęcono na wymyślenie prawie niezniszczalnych materiałów, by – paradoksalnie – później wytwarzać z nich przedmioty jednorazowe. Okazuje się, że potrafimy produkować setki milionów ton plastiku rocznie, a nie wiemy, co będzie z nim się dalej działo. Nie wiedzą tego ani zwykli obywatele, którzy po zdaniu odpadów nie zaprzątają sobie głowy ich dalszymi losami, ani naukowcy, którzy potrafią co najwyżej podać przybliżony czas rozkładu tworzyw sztucznych.
Książka przynosi sporo przygnębiających faktów i danych, ale są w niej również rozdziały utrzymane w zupełnie innym tonie. Zabawnie wypada niby-dziennik ekologicznej nerwicy autora, pocieszają doniesienia o oddolnych inicjatywach oczyszczania środowiska. Warto pamiętać, że odpady nierzadko stanowią schronienie i miejsce zdobywania pokarmu dla zwierząt, a ostatnio stały się również tworzywem dla artystów – odsyłam do prac Diany Lelonek. Temat sam w sobie pasjonujący, w końcu śmieci dużo mówią o nas samych i współczesnym świecie.
______________________________________________________________________
Stanisław Łubieński, Książka o śmieciach, Wydawnictwo Agora, Warszawa 2020
Czytając Twoją recenzję, uświadomiłam sobie, że mam w szufladzie kilkanaście zepsutych ładowarek. Trzeba będzie się ich jak najszybciej pozbyć. A co do śmieci, dla każdego co innego jest śmieciem. Są ludzie, którzy całe mieszkanie mają zawalone starymi gazetami, pustymi butelkami, niedziałającymi urządzeniami, gnijącym jedzeniem itd., a kiedy odwiedzi ich ktoś z rodziny i cokolwiek z tych „skarbów” wyrzuci, wpadają w szał. Są też ludzie, którzy wyrzucają na śmietnik cenne rzeczy, bo nie zdają sobie sprawy z ich wartości.
OdpowiedzUsuńO tak, znam takich zbieraczy, którzy lubią tzw. przydasie. Ci wyrzucający mogliby chociaż odkładać rzeczy koło śmietnika, chętni by się znaleźli. U mnie w mieście ludzie ogłaszają się na forum i widzę ruch. Kiedyś czytałam też o poszukiwaczach wyrzucanych kwiatów, ponoć na wyścigi brano. Podobają mi się takie akcje, bo jestem za recyklingiem.
UsuńNo niestety, ale owe jednorazówki czy szybko psujące się sprzęty AGD to niejako symbol ówczesnego kapitalizmu, kiedy to konsument powinien kupować, kupować i jeszcze raz kupować, bo to przynosi zysk, zysk i zysk. A żeby wymusić na kliencie tą ciągłą konieczność kupowania, należy dostarczyć produkt jednorazowy lub wadliwy ;) Z ekologicznego punktu widzenia najlepiej byłoby stosować materiały wielokrotnego użytku czy ogólnie rzeczy wykonane z materiałów solidnych i trwałych, ale taka sytuacja w chwili obecnej nikomu się nie opłaca. Przykro to, ale jeśli na problem nie spojrzymy globalnie, tj. oglądając się na interes ludzkości i planety, a nie pojedynczych krajów czy korporacji, trudno liczyć na zmianę stanu rzeczy.
OdpowiedzUsuńNiestety to wszystko, co piszesz, to prawda. Z jednej strony chciwość producentow, z drugiej potrzeba napędzania koniunktury. A człowiek jest tak beznadziejny, że potrafi wcisnąć sobie totalnie zbędny przedmiot (często widzę takie w programie Pani gadżet). I też nie dostrzegam szansy na poprawę.
UsuńHa, ta chęć posiadania i nasza słabość, za sprawą której dajemy sobie wciskać różnorakie badziewie to w ogóle fascynująca sprawa. Bardzo podoba mi się spojrzenie Naomi Klein, która w książce "No Logo" sygnalizuje jak wielką rolę w życiu niejednego konsumenta odgrywa marka - kupując produkty od producenta, który umiejętnie wykreował swój wizerunek, ludzie czują się jak gdyby oprócz samego dobra materialnego, otrzymywali coś ekstra, co zahacza wręcz o transcendencję ;)
UsuńKwestia marek to też ciekawa sprawa, fakt. Kiedys czytałam np. że dobrze sytuowani ludzie wstydzili się robić zakupy w dyskontach. I chyba nie chodziło o jakość, tylko nazwę sklepu.
UsuńNo logo jeszcze nie czytałam, to może być dobry moment na taką lekturę.
Ja swego czasu czytałem, że początkiem tej psująco-wymiennej ekonomii był Wielki kryzys. Wtedy to dla ratowania gospodarki z góry poszedł przykaz by zacząć produkować dużo i tanio, żeby produkcja i sprzedaż ciągle się nakręcały.
UsuńPoniekąd tak. Wcześniej I wojna stała się np. okazją do "pakowania" żywności dla żołnierzy w puszki, po wojnie poszło już z górki. To sa bardzo ciekawe historie.
UsuńMam słabość do różnego rodzaju ciekawostek i lubię dowiadywać się nowych rzeczy, a wzięcie na warsztat tematyki "śmieciowej", to moim zdaniem świetny pomysł. Mam książkę na swojej liście "do przeczytania". :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że się nie zawiedziesz. Książka jest przekrojowa, a przez to bardzo interesująca. No i aktualna. Można ją w szkołach omawiać.
UsuńStrasznie się zawiodłam na ofercie naszych bibliotek miejskich - niestety nie mają tej książki, żadna. A bardzo jestem zainteresowana tematem, nawet "stoję" w kolejce bibliotecznej do jakiejś innej na ten temat.
OdpowiedzUsuńTym bardziej, że wywodzę się z PRL-u, gdzie gromadziło się wszystko, bo wszystko mogło się kiedyś przydać. Ostatnio walczyłam z książkami (własnymi) i trochę udało się wydać, choć rozdziera serce, no bo mogą się przecież przydać :)
Następna w kolejce jest szafa. Oj, to jeszcze większy problem, taki mentalny, finansowy niby - no jak to, wydałam pieniądze na te ciuchy, a teraz mam je wyrzucić? Przeczytałam raz poradnik japońskiej autorki, ona każe całą zawartość szafy wyrzucić na podłogę, brać każdą rzecz do ręki i zadawać sobie pytanie, czy ta rzecz mnie cieszy :)
Bardziej mnie to na razie śmieszy niż przekonuje. Bo dana sukienka mnie nie cieszy, ale przecież MOŻE któregoś dnia ją założę? No nic, zbieram siły na razie.
To jest dość świeża książka, może wkrótce zawita do bibliotek.
UsuńPamiętam tamte czasy, w tym akcje zbierania makulatury w szkole, butelek zwrotnych w sklepach i mięsa pakowanego w papier.;) Torba reklamowa była wówczas obiektem marzeń dla wielu osób.;(
Zazdroszczę, bo książek nie umiem się pozbywać. Prędzej wyrzucę (czyli oddam na PCK, koleżankom itp.) ubrania i w zwolnione miejsce wcisnę nowe tomy. Chociaż niestety już wiem, że nie starczy mi życia na lekturę. I też mnie cieszą, zarówno książki kupione po taniości i ciuchy z lumpeksu - to moje usprawiedliwienie, że daję im przecież drugie życie.;)))
Tak więc wydaje mi się, że rozumiem Twoje rozterki. Wspomnianego poradnika nie czytałam, znam tylko z recenzji i coś mi się zdaje, że nie mam nic z konsekwencji autorki.;(
Cześć :) Świetny blog, zaobserwowałam Cię. Zapraszam do mnie, jestem tu nowa :) Miłego dnia życzę! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa. Niebawem złożę rewizytę.;)
UsuńJa chomik ze swoim chomiczostwem ostatnio walczący. I niestety konsument, zostawiający spory ślad węglowy. Śmieci to rzecz fascynująca. Byłem kiedyś na wykładzie, na którym archeolog tłumaczył przywiązanie starożytnych do przedmiotów i dbałość o nie, i stąd bardzo małą ilość materialnych śladów z tamtych czasów. Bona miała spisy bielizny do pojedynczej poszewki. Jak za kilkaset lat archeolodzy dokopią się do naszych pokładów, to będą kląć w drugą stronę :)
OdpowiedzUsuńNiestety nauczyliśmy się tego życia "sru!", jak je nazywam. Garnek się przypalił, sru! Skarpeta scebuliła, sru! Komórka nie wyrabia, sru! Temat ładowarek, to też temat rzeka. Lata mijają, a standaryzacji, takiej na 100%, nie widać. Utoniemy we własnym ..., ekhem, śmietnisku :P
Standaryzacji nie będzie, to się nie opłaca producentom. Wciąż nie pojmuję, że np. pralka albo lodówka nie wytrzymuje 10 lat.😉
UsuńŻe śladem węglowym też mam problem, ale usprawiedliwiam się, że korzystam ze zbiorkomu wyłącznie.
Archeologia śmieci to jest arcyciekawa rzecz, czytałam o tym. Po nas zostaną hałdy, będą mieli co badać naukowcy.😁
Ja co prawda pojmuję i dopuszczam możliwość usterki w takim okresie czasu, natomiast nie widzę zupełnie sensu w tym, że drobne uszkodzenie okazuje się być związane z koniecznością wymiany całego urządzenia. Psuje się jakiś elektroniczny pierdzikółek za parę groszy, ale jest wtopiony w całość elektroniki za kilka stówek. Co po kalkulacji kosztów robocizny i części kończy się zazwyczaj wizytą w sklepie AGD/RTV :( Coraz trudniej też w miastach znaleźć punkty naprawcze. Myślę, że właśnie z tego względu.
UsuńJa czasem wsiadam na rower, ale ciągle używam wody w PETach i innych śmieciowytwórczych opakowań. Na bycie eko też niestety trzeba mieć czas. A niejednokrotnie i środki :P
A propos tego jak chcemy, a nie możemy. Dziś przyszła zakupiona w necie pierdółka wielkości pięści zapakowana w karton i bąbelki, które ochroniłyby średnie wielkości nosorożca :(
UsuńZa to niewątpliwie dotarła w całości.;) Mnie zastanawia pakowanie wielu produktów spożywczych i kosmetyków do pudełka i do tego w folię - przecież nie zawsze jest to konieczne.
UsuńWidziałam już w "Polityce" recenzję tej książki, też pozytywna, więc koniecznie przeczytam. Od siebie mogę polecić dołączenie do różnych grup zero waste na fejsiku ;), ludzie tam wrzucają nieraz fajne pomysły na wykorzystywanie na nowo śmieci czy ograniczanie ich tworzenia. Mam nawet zakupioną książkę Amy Korst na ten temat, ale wstyd przyznać, jeszcze nie przeczytana
OdpowiedzUsuńPodglądam przeróżne doniesienia nt. zero waste, b. mi odpowiada ta idea. Na 100% nie da się zrealizować, ale próbować można i trzeba.;)
UsuńKsiążkę polecam, świetnie się ją czyta.