sobota, 8 maja 2021

Po śniadaniu

Po śniadaniu to zbiór siedmiu gawęd o pisarzach ważnych dla Eustachego Rylskiego. Ważnych w młodości (Hemingway, Capote), ważnych do dziś (Turgieniew, Camus, Błok i Malraux), oraz idolach (Iwaszkiewicz). Siedmiu klasyków, z których co najmniej dwóch mało kto dzisiaj pamięta, a tym bardziej czyta.

Rylski jak to Rylski: pisze długimi, okrągłymi zdaniami, wycyzelowanymi miejscami tak mocno, że miejscami aż rażą manierycznością. Co jest do wybaczenia, ponieważ treść rekompensuje te niedogodności. Rylski pisze bowiem szczerze, wpuszczając czytelnika w swój intymny świat. Przytacza historię młodzieńczej fascynacji, która nie przetrwała próby czasu, potrafi dostrzec, że pisarz ulubiony to nie zawsze ten prawdziwie wielki. Ujmująco pisze o zazdrości o – jak mu się zdawało – nieznaną bohaterkę opowiadania Jermołaj i młynarka Turgieniewa oraz o żalu, że już nigdy nie będzie przed lekturą kilku ukochanych książek. Widać, że Rylski „przetrawił” lektury i zna je doskonale. dlatego z niezachwianą pewnością wygłasza sądy. Niektóre celne jak np. ta o autorze Panien z Wilka:
Iwaszkiewicz nie mówi, że wszystko w porządku. On mówi, że przemijanie ludzi, zwierząt, drzew, nawet rzeczy jest cholernie nie w porządku i wprawdzie nie dostrzegam w jego twórczości buntu, bo to nie ta natura, to słyszę w niej pogańską niezgodę, z którą solidaryzuję się jak z mało czym. [s. 110]
albo ta o Śniadaniu u Tiffany’ego:
Zaletą pierwszą tego opowiadania o pojawieniu się i zniknięciu drobnej kurewki i jej kompanów jest niezobowiązanie. Autor nie czuje się zobowiązany wobec swoich bohaterów, oni nie zobowiązali się wobec siebie, wobec nich nie zobowiązuje się czytelnik, a oni odpłacają mu tym samym. Nie dlatego tylko, że biorą życie jak leci, są nieprawdziwi i pospolici, że rówieśnicy narratora w tym samym czasie toczą ciężkie walki na Półwyspie Apenińskim, a pół roku później wykrwawią się na plażach Normandii, ale dlatego że niczego od nas nie żądają, niczym nas nie męczą, wobec niczego nas nie stawiają. I nie udawajmy, że to nam nie pasuje. [s.162]
Zdarza się, że Rylski zagalopuje się w swoich dywagacjach:
Inną powieścią byłby Proces, gdyby Franz Kafka był niski i krępy, Rozmowa w katedrze, o czym innym, gdyby Llosa nie był efektowniejszą wersją Rocka Hudsona, Leśmian w życiu nie napisałby Łąki, gdyby mu dołożyć trzydzieści centymetrów wzrostu. [s. 105]

Tak czy owak, warto Po śniadaniu przeczytać, choćby dla sprawdzenia, jak pisarz czyta kolegów po piórze. 

____________________________________________________ 

Eustachy Rylski, Po śniadaniu, Wielka Litera, Warszawa 2016 

 

16 komentarzy:

  1. Ciekawie konfrontuje się własne sądy z sądami innych. Z jeszcze większym zainteresowaniem, o ile znamy książkę, o której autor się wypowiada. I to prawda, że ostatnie dwa nazwiska z ważnych do dziś istnieją w mojej świadomości li tylko jako nazwiska, które gdzieś tam się kiedyś przewinęły. Muszę wrócić do Śniadania u Tiffany`ego, bo mimo najszczerszych chęci nie potrafiłam się nim zachwycić. Może czytałam w nieodpowiedniej chwili. A może książka nie dla mnie. Podobnie miałam z Faulknera Szkołą uczuć, którą czytałam trzy razy pod rząd i nic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podoba mi się to, co pisze o Śniadaniu, sama prawda.;)
      Trzy razy, raz za razem? Podziwiam. Zwłaszcza że to gruba książka, bo mówimy o Flaubercie, tak?

      Usuń
    2. Oczywiście Flaubercie :) czy to się jakoś nazywa to wieczne przekręcanie słów, nazwisk- bo przecież nie roztrzepanie, czy głupota. Niemal raz za razem, w bardzo krótkim okresie czasu. Kilku tygodni.

      Usuń
    3. Może po głowie chodził Ci również Faulkner.;)
      Podziwiam, nie dość, że w krótkim czasie, to także - jak piszesz - książka, która Cię nie uwiodła.

      Usuń
  2. Pisarz o pisarzach. Jedynie, czego można by chcieć więcej, to napomknięcia choćby o kilku pisarkach i byłaby lektura idealna (z mojego punktu widzenia). Ale i tak czuję się ogromnie zachęcony, by po książkę sięgnąć, bo tak jak pisze Guciamal, bardzo ciekawym doświadczeniem jest możliwość porównania własnych opinii z wrażeniami innych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wśród klasyków z tamtego okresu niewiele jest chyba klasyczek, stąd brak pisarek wśród opisanych, jak się domyślam.
      Do lektury oczywiście zachęcam, Rylski zawsze ma coś interesującego do powiedzenia. Można z tym dyskutować, ale z pewnością jest o czym myśleć.;)

      Usuń
  3. Czytałam tę książkę jakiś czas temu i bardzo mi się podobała (notabene, niedawno ukazał się zbiór esejów Rylskiego o jego fascynacjach muzycznych). Duże wrażenie na mnie, oprócz uwag o "Śniadaniu u Tiffany'ego i o Turgieniewie, choć tu zazdrość o bohaterkę, mimo swojego uroku, wydała mi się nadmiarowa, zrobił esej o Błoku i rewolucji. Zgadzam się, że książka warta przeczytania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdrość może nadmierna, ale rozumiem, o czym pisze.;)
      Tak, esej o Błoku interesujący, szczególnie, że nic nie wiedziałam o tym twórcy.

      Usuń
  4. Którzy to ci dwaj zapomniani? Bo powiedziałbym, że poza Iwaszkiewiczem, który przeżywa renesans, reszta należy do tych nieczytanych powszechnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem Błok i Malraux.;) Hemingwaya i Camusa dzieci czytają w szkole, więc nazwiska kojarzą. I mam nadzieję, że Turgieniew jeszcze nie pokrył się całkowicie kurzem.;)

      Usuń
    2. No ci dwa zdecydowanie przykurzeni, ale i reszta to już raczej dawna świetność. Nawet, a może przede wszystkim, te dwa nazwiska lekturowe. Nie chcesz wiedzieć, co mówiła dwa lata temu moja ósmoklasistka o konieczności czytania Starego człowieka. I w sumie nawet nie mogłem się jej dziwić, też ledwo zmogłem. Turgieniewa sobie obiecałem poczytać, bo chyba jako jedyny rosyjski klasyk mnie jakoś ominął :)

      Usuń
    3. Zważywszy na fakt, że Stary człowiek i mnie zmęczył, przyjmę każdą krytykę.;)
      Mam wrażenie, że Camus od jakiegoś czasu jest promowany, nie tylko za sprawą Dżumy.;)
      Turgieniewa znam tylko Ojców i dzieci, to za mało, by się zachwycić. Ale będę czytać, znałam kilku jego fanów.

      Usuń
  5. Mnie Rylski nie rzucił na kolana. Przeszkadzały mi nieprzemyślane opinie (na przykład, że o chorobach powinni pisać zdrowi, o przemijaniu nieśmiertelni), przeszkadzało wulgarne słownictwo. James Joyce to dla niego irlandzka glista, dzieci to bachory itd. A i tak ta książka jest o wiele lepsza od "Obok Julii", której ze względu na kwiecisty, napuszony język nie byłam w stanie czytać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, jego opinie bywają kontrowersyjne, zastanawiam się, czy nie celowo, dla efektu. tę książkę cedziłam, bo jego styl może męczyć, jak najbardziej. Dęty do granic możliwości. Miałam też wypożyczyć "Obok Julii", ale bibliotekarze nie mogli jej znaleźć.;)

      Usuń
  6. Sięgnąłem do wirtualnego notatnika i oto znalazłem parę słów o "Warunku". Zadziwiające, że w zasadzie piszemy o tym samym :)
    "(...) Rylski skonstruował katedrę. Zbudował ją z pięknych, wielokrotnie złożonych (dziś już rzadkość) i upchanych metaforami zdań. Niestety, w tej literackiej katedrze pięknego języka, wieje wiatr nudy fabularnej. Nic to jednak. Kunszt pisarski wynagrodził mi niespecjalnie mnie interesującą tematykę i brak akcji."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;)))))))))))))))))
      "Warunek" też mnie znudził. A chwyt pisarza typu: "Stankiewicz położył się i zasnął. Ale nie nie do końca." zaczął mnie po którymś razie drażnić. W "Po śniadaniu" też pada to "ale nie do końca".;(

      Usuń