wtorek, 21 marca 2023

Świerzb

Świerzb to bodaj pierwsza książka islandzka, jaką miałam okazję przeczytać. O samej Islandii czytałam, utworu tłumaczonego z języka islandzkiego raczej nie. Zapewne pod wpływem stereotypowych migawek z wyspy nastawiłam się, że u Fríðy Ísberg będzie zimno, wietrznie i surowo, tymczasem spotkało mnie pozytywne zaskoczenie: poszczególne historie są tak uniwersalne, że mogłyby przytrafić się wszędzie.

I tak w otwierającym zbiór Żyrandolu rodzice z niecierpliwością oczekują wyprowadzki syna, w Do domu wystraszona dziewczyna samotnie wraca nad ranem do domu, a w Wywiadzie dumna matka próbuje nagłośnić sukces syna wśród sąsiadów. Są opowiadania z retrospekcją, są pisane w drugiej osobie, są monologi. Część tekstów traktuje o problemach starych jak świat, a więc miłość, wiara i zdrada, inne dotyczą problemów nowych, np. seksu przez komputer, uzależnienia od mediów społecznościowych. Bywa i zabawnie, i poważnie.

Świerzb jest zróżnicowany także pod względem językowym, co dzięki znakomitemu przekładowi Jacka Godka widać szczególnie dobrze w potocznych dialogach z Niektórych kobiet oraz Palców, albo dla odmiany w lapidarności Siedem. Całość, łącznie z okładką Gosi Herby, bardzo mi się podobała. Za jakiś czas z przyjemnością wrócę do bohaterów o imionach zapisywanych dziwnymi literami.

___________________________________________________________

Fríða Ísberg, Świerzb, przeł. Jacek Godek, Biuro Literackie, Kołobrzeg 2023


8 komentarzy:

  1. A nie czytałaś nic Laxnessa? :) Dobrze, że przekład jest znakomity, bo kiedy ostatnio czytałam książkę w tłumaczeniu Jacka Godka, znalazłam w niej kilka mocno kulawych zdań. Zapisuję więc sobie ten „Świerzb” na listę książek do przeczytania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tu mnie masz, Agnieszko. A wystarczyło sprawdzić w kolumnie po prawej i już bym wiedziała, że to co najmniej czwarta islandzka książka.;)
      Moim zdaniem przekład jest płynny, wysoki poziom widać w trudniejszych tekstach. Sama oceniasz.;)

      Usuń
    2. Przeczytałam. Ale muszę przyznać, że tłumaczenie kilka razy mi zazgrzytało, na przykład kiedy jedna z bohaterek liczy ludzi na przystanku i jest to określone w ten sposób: „Sesselia policzyła pogłowie. Było ich sześcioro” (s. 72). Słowa pogłowie używa się w stosunku do koni czy prosiąt, ale przecież nie ludzi. :)

      Najbardziej podobało mi się opowiadanie „Żyrandol”. Autorka zgrabnie pokazała w nim konflikt pokoleń oraz postawę dorosłych dzieci, które dobiegają trzydziestki, ale nadal żerują na rodzicach i nie próbują się od nich wyprowadzić. Mam wrażenie, że młodzi coraz częściej zachowują się w ten sposób.

      Usuń
    3. Zgadza się, było kilka zgrzytów, niestety nie mogę namierzyć notatek, żeby to sprawdzić. Może akurat w tym przypadku autorka celowo użyła takiego słowa?
      O tak, Żyrandol jest niezły.;) I faktycznie pisze się czasem o młodych żyjących na koszt rodziców, znam nawet taki przypadek. Z drugiej strony, mieszkania są tak drogie, że może nie należy się dziwić.

      Usuń
  2. Ja się zaczajam na trylogię islandzką, którą wydał Marpress, Karasona. Przynajmniej z opisów wygląda ciekawie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też się przymierzam, chyba nawet mam pierwszy tom. Rzeczywiście zapowiada się ciekawie, z pazurem.

      Usuń
  3. Do głośnych literackich nazwisk, które doczekały się polskich przekładów, zaliczyłbym Sigríður Hagalín Björnsdóttir. Ja czytałem jej "Święte słowo", a dostępne są jeszcze tłumaczenia "Wyspy" oraz książki "Ognie. Miłość i inne katastrofy".

    A opisywany zbiór wydaje się bardzo ciekawy i wart sięgnięcia. No i okładka - Biuro Literackie specjalizuje się w świetnych grafikach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam Twoją recenzję Świętego słowa. Powieść miałam nawet czytać, ale oczywiście inne stanęły mi na drodze.;) Dzięki za przypomnienie, myślę, że książki Björnsdóttir łatwiej już zamówić w bibliotece.
      Tak, BL ma b. dobrą szatę graficzną. Nawet jesli zamieszczają na okładce zdjęcie, to jest ono na ogół oryginalne.

      Usuń