[…] Biło południe, wreszcie przybywała Franciszka. I przez szereg miesięcy w tym Balbec, którego tak pragnąłem, bom je sobie wyobrażał jedynie smagane burzą i tonące we mgłach, pogoda była tak olśniewająca i stała, że kiedy Franciszka przychodziła otworzyć okno, mogłem zawsze bez zawodu oczekiwać, iż ujrzę tę samą ścianę słońca złożoną w rogu, o niezmiennym kolorze, mniej wzruszającym jako znak lata niż martwym jako znamię nieżywej i sztucznej emalii. I podczas gdy Franciszka wyjmowała szpilki z portier, zdejmowała materie, rozsuwała firanki, odsłaniany przez nią letni dzień zdawał się równie umarły, równie odwieczny, co wspaniała i tysiącletnia mumia, którą by nasza stara służąca ostrożnie odwijała ze wszystkich giezeł, zanim ją ukaże zabalsamowaną w jej złotej szacie.
Marcel Proust, W poszukiwaniu straconego czasu. W cieniu zakwitających dziewcząt; tłum. Tadeusz Boy-Żeleński, Warszawa 1999
Wreszcie, z wybiciem południa, pojawiała się Franciszka. Podczas tamtych miesięcy spędzonych w Balbec, za którym tak niegdyś tęskniłem, wyobrażając je sobie zagubione we mgłach i smagane burzą, panowała tak piękna pogoda, że kiedy Franciszka zabierała się do otwierania okna, mogłem być pewien, iż zaraz odnajdę na rogu zewnętrznego muru tę samą jak co dzień słoneczną plamę, w tym samym zawsze kolorze, która, zamiast dodać mi ducha jako widomy znak lata, napawała mnie raczej smutkiem, sprawiając wrażenie apatycznej podróbki z emalii. I podczas gdy Franciszka usuwała szpilki, odczepiając kawałki materiału, a potem rozsuwała zasłony, letni dzień, który odkrywała przed moimi oczyma, zdawał mi się równie martwy i odwieczny jak dostojna tysiącletnia mumia, odwijana ostrożnie przez naszą starą służącą z bandaży, zanim ukaże się w całej okazałości w swej złocistej szacie.
OdpowiedzUsuńPrzekład Wawrzyniec Brzozowski, W cieniu rozkwitających dziewcząt, Officyna 2019
Jaka różnica.;) Niestety nie miałam dostępu do nowego przekładu. Dziękuję!
UsuńProszę uprzejmie, akurat stał pod ręką i sam byłem ciekaw różnic. I faktycznie, jak piszą znawcy, Boy archaizował i zupełnie niepotrzebnie.
UsuńFakt, niepotrzebnie. Są jednak większe grzechy translatorskie.;)
UsuńTeraz marudzimy, bo się pojawiły nowe przekłady :) Ale jednak Boyowi należą się za Prousta wyrazy uznania, coś takiego w pojedynkę przełożyć, to jest osiągnięcie.
UsuńOczywiście! Na pewno nie miał tylu pomocy naukowych co dziś.
UsuńNo i jednak inne podejście do pracy. Jestem szalenie ciekaw posłowi do tych nowych tłumaczeń, a nie chcę ich czytać oddzielnie.
UsuńTeż jestem ciekawa, osobną książkę można chyba napisać o nowym przekładzie.
UsuńPewnie nawet powstanie, chociaż widzę, że kolejne tomy budzą coraz mniejsze zainteresowanie krytyczne.
UsuńI jak nie przepadam za tym tomem, tak są tam wielkie piękności, jak ten opis.
OdpowiedzUsuńZgadza się, opisy są pierwszorzędne. Gdzieś dalej pisze bodaj o upale i musze - wszystko dało się zobaczyć i usłyszeć.
UsuńDajcie mi ze trzy miesiące spokoju, żebym mógł wreszcie przeczytać całość. Chociaż teraz chyba najpierw poczekam na dokończenie nowego przekładu.
UsuńTrzy miesiące spokoju to wieczność, dzisiaj luksus.;) Ale życzę Ci choćby jednego.;)
UsuńBiorę i miesiąc :)
UsuńEch, Proust wciąż na mnie czeka. To jeden z wielu moich literackich wyrzutów sumienia.
OdpowiedzUsuńMój też, znam tylko fragmenty. Obszerne, ale niestety wciąż fragmenty.
UsuńPrzeczytałam jedynie pierwszy tom w całości, na drugim poległam. Pierwszym byłam zachwycona. Było to tłumaczenie Boya. Teraz czytając te dwa tłumaczenia pomyślałam sobie z pewnym zaniepokojeniem, że to nowe tłumaczenie wydaje mi się lepsze. A jak to możliwe, przecież tak zachwycił mnie ten pierwszy tom i język Boya. Postaram się wrócić do Prousta bo to była dla mnie wielka przyjemność, ale też potrzeba skupienia i powolnego smakowania.
OdpowiedzUsuńMam podobne odczucia. Raczej będę kontynuować lekturę z nowym wydaniem.
UsuńSkupienie i powolne smakowanie jest również bardzo cenne, na mnie działa czasem terapeutycznie.;)
I dlatego widzę sens w kolejnych edycjach translatorskich. Bo choć oczywiście Boyowi należy się ukłon za tytaniczną pracę włożoną w przybliżenie polskiemu czytelnikowi francuskiej klasyki, to jednak "znamię nieżywej i sztucznej emalii" brzmi mi w głowie gorzej niż "apatycznej podróbki z emalii" :)
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa. Choć "apatyczna podróbka" brzmi brawurowo.;)
UsuńBardziej niż "znamię (...) emalii"? Czasem rzeczywiście translatora ponosi. Albo autora. Któż to wie przy przekładach z mniej popularnych języków :P
UsuńFakt, nie wiadomo, co bardziej kuriozalne.;)
Usuń