O swoim złotym weselu świętowanym 12 września 1972 roku Jarosław Iwaszkiewicz napisał w dzienniku dopiero 30 listopada, przebywając w Rzymie. Na jesieni wiele się działo w życiu pisarza i –jak tłumaczył się we wpisie – wszystko to razem raczej zachwiało moją równowagę duchową, a w każdym razie nie dawało tej spokojnej chwili zastanowienia i możności oceny, która powoduje zapis w tym kajecie. Wrześniowe wydarzenie opisał następująco:
Złote wesele było ewenementem „olbrzymim". Przygotowywałem się do niego przez parę lat, a chwila podsumowania półwiekowego pożycia przyszła raczej nieoczekiwanie. Jak zwykle takie dnie ślubów i rocznic są tryumfem panny młodej. To był także taki wielki dzień Hani i dlatego mnie tak bardzo wzruszał i cieszył. Organizacyjnie było to coś wspaniałego, nie myślałem, że jeszcze coś takiego może być i w dodatku zorganizowane ze wszystkimi szczegółami przez Szymka, który nie okazuje na ogół talentów organizacyjnych. A wszystko było tak piękne, tak składne, tak ładnie pomyślane — i nagle miało się wrażenie, że się jest otoczonym morzem radości i życzliwości, serdeczności i snopami kwiatów. Hania tak prześlicznie wyglądała, aż mały Jasio nawet powiedział: kiedy babcię zobaczyłem, to mnie zatkało z podziwu! Powiedziałem mu: a żebyś zobaczył pięćdziesiąt lat temu! Ale nie miałem racji, pięćdziesiąt lat temu Hania była ładną, ale rozwydrzoną pannicą, a teraz była piękną kobietą u szczytu życia. I znowu ten moment mojego tryumfu nad śmiercią duchową, nad chorobą Hani, ta moja odbudowa jej istoty i jej życia — o czym ona nigdy nie pamięta i nie ma tej wdzięczności w stosunku do mnie. Cieszyła mnie ilość dalekiej rodziny, która się zjawiła, ten Wacek i Olgierd Iwaszkiewiczowie, i Zaionce, i Piątkowski, i resztki rodziny Hani, i mnóstwo prześlicznej młodzieży, która już przez cale życie będzie pamiętała to „złote wesele Jarosławów". I ta cudna orkiestra z Brwinowa z takim refrenistą, i Wanda Telakowska tańcząca z Kołodziejczykiem (mężem Czesi) i Ziemek Fedecki z Zosią Wójcik i [Pierre] Collet z Magdą [Markowską] i Daniel [Olbrychski] z Anusią [Włodek]. I ta kolacja na sześć stołów i jak mówiła Wanda Wertenstein, ta reżyseria, kiedy podwieczorek powoli zmieniał się w ucztę. Tak głęboko to przeżyłem — przecież to już trzeci miesiąc upływa, a ja pamiętam każdy szczegół i kiedy nie śpię w nocy, przewija mi się wszystko przed oczami.
Jarosław Iwaszkiewicz, Dzienniki 1964-1980, Czytelnik, Warszawa 2011, s.325
Rozwydrzona pannica, no pięknie doprawdy :D I ta ciągła gorycz, że nikt go nie docenia, nikt nie okazuje wdzięczności, tylko wszyscy chcą pieniędzy, przysług i protekcji, stały motyw w późniejszych latach dziennika.
OdpowiedzUsuńFaktycznie, gorycz wywołana niewdzięcznością bliskich często u niego się pojawia. Dużo w tym prawdy, ale akurat żona chyba najmniej tu winna. Raczej święta, zważywszy na wyskoki męża.;(
UsuńCiekawe, jak potoczyłyby się jego kosy, gdyby nie wżenił się do rodziny Lilpopów.
Zostałby głodnym poetą :) Żona chyba jako jedyna nie marudziła o pieniądze.
UsuńOtóż to. Albo zająłby się zarabianiem pieniędzy zamiast tworzyć.
UsuńŻona sprawiała wrażenie skromnej, ale to tylko moje wrażenie i wyobraźnia
A ja nie wiem, czy on miał głowę do interesów, majątkiem chyba jacyś rządcy administrowali. A Anna zdecydowanie była skromna, przetłumaczyła, ponoć świetnie, fragmenty Prousta, ale odmówiła przełożenia całości.
UsuńZarządcy pewnie jacyś byli, ale sam też musiał doglądać wielu obowiązków. Z jednej strony kilka funkcji publicznych, z drugiej duża rodzina, która ciągle wymagała uwagi (i pieniędzy). Jego doba miała chyba 72 godziny.;)
UsuńAnnie nie było dane w pełni rozwinąć skrzydła, choroba zrobiła swoje.
No właśnie zastanawiające, kiedy on pisał. Może podczas tych wycieczek do Włoch, kiedy nikt mu nad głową nie marudził. A o Annie wiele osób mówiło, że nie wykorzystała talentu w pełni, sięgnę sobie po tę jej nową biografię.
UsuńMoże cierpiał na bezsenność.;)
UsuńO, też chcę tę książkę przeczytać, choć zachwytów nie słychać.
No właśnie, przyjęcie jest dość chłodne, mogłem się wstrzymać z zakupem :P
UsuńByłam na premierze w Stawisku i autorka tak dużo opowiadała o Annie i książce, że odeszła mi chęć zakupu.;) Jeszcze odczekam i wypożyczę.;)
UsuńAle autorka spaliła cały życiorys czy nie podobało Ci się to, co mówiła?
UsuńKapkę za dużo mówiła.;) Nie wszystko na szczęście zdradziła.
UsuńA, najgorzej jak autor zdradza za wiele, szkoda.
UsuńNie powiedziała na szczęście, co znalazła w karcie chorobowej, do której dotarła.;) Złośliwcy twierdzą, że to jedyna nowa informacja w tej biografii.;(
UsuńNo właśnie, krytycy mówią, że to wygląda jak historia choroby, a nie jak biografia. Ech.
UsuńPrzeczytamy, ocenimy.;)
UsuńSurowo, ale sprawiedliwie!
Usuń;)))))))))
Usuń