W najnowszej książce Magdaleny Tulli jest duszno i klaustrofobicznie. Gdyby narratorka chwilę dłużej roztrząsała swoje ponure dzieciństwo, nie byłabym w stanie towarzyszyć jej w tej drodze przez mękę. Zwłaszcza że w „Szumie” autorka podejmuje tematy opisane już we "Włoskich szpilkach" i przynajmniej początek powieści sugerował męczącą powtórkę. Na szczęście pierwsze wrażenie okazało się mylne.
Tym razem Tulli dogłębnie pokazuje dramat kilkulatki, która nie potrafi porozumieć się z otoczeniem, ponieważ jest inna. Wszystko robi niewłaściwie, w niezgodzie z wymaganiami i oczekiwaniami rodziny i szkoły. Nie jest krnąbrna ani zbuntowana, po prostu sporo czynności przychodzi jej z trudem. Mimo wysiłków matki ma kłopoty z nauką, obowiązkowością i nawiązywaniem kontaktów, jest niezręczna i nieokrzesana, co w rezultacie nie przysparza jej sympatii znajomych. Jest jak brzydkie kaczątko – odtrącane, wyśmiewane, niejednokrotnie upokarzane.
Osamotnienie dziewczynki jest dojmujące: rodzice poniekąd dbają o jej potrzeby, niestety w życiu obecni są głównie ciałem, nie duchem. Z braku akceptacji i wsparcia najbliższych, a zarazem w geście cichej rozpaczy, bohaterka wymyśla sobie przyjaciela. Znamienne, że nie jest to człowiek, ale zwierzę, na dodatek leśne. Ta dziwna „znajomość” przynosi efekty – dziewczynka powoli, z wielkim trudem zaczyna wychodzić z czyśćca (a może piekła) bycia ofiarą. Wyimaginowane spotkania z lisem są zbawienne również dla czytelnika – pozwalają złapać oddech i nabrać siły na ciąg dalszy historii.
Finał jest tyleż oryginalny, co wyzwalający i nie sposób potraktować procesu oswajania świata przez bohaterkę jako odwzorcowania fachowej terapii. Znajdziemy tu również biografię Tulli, z portretem matki ocalałej z Holokaustu w tle. Mimo skromnej objętości „Szum” mieści w sobie wiele emocji i znaczeń, przekazanych gęstym stylem i przy pomocy zaskakujących czasem wątków oraz postaci. Są tu sceny niezwykle pomysłowe, są fragmenty autentycznie piękne. Dla mnie to wyjątkowa lektura.
__________________________________________
Magdalena Tulli Szum Wyd. Znak, Kraków 2014
Tulli, Tulli, czytam sporo dobrego o jej książkach, a żadnej jeszcze nie miałem w ręce. Ta wydaje się szczególnie interesująca ze względu na ukazanie dramatu jednostki, która "ośmiela się" wyróżniać, być inna niż cała reszta. Sam motyw dziecka, które nie potrafi porozumieć się z otoczeniem, kojarzy mi się odrobinę z "Barbarzyńskimi zaślubinami" Yanna Quefféleca. Tyle, że tam, głównym bohaterem jest chłopiec poczęty w wyniku gwałtu - z tego względu matka nigdy nie potrafiła go zaakceptować, a cóż dopiero mówić o miłości. Ponadto u Quefféleca nie pojawia się żaden "przyjaciel", stąd finał jest dość tragiczny.
OdpowiedzUsuńTak, dużo obecnie mówi się i pisze o Tulli. I dobrze, bo na to zasługuje. Jej pierwsze książki były dość hermetyczne, może dlatego nie mogła się przebić.
UsuńZachęcam do lektury, chociażby dla sprawdzenia, w jaki sposób dziewczynka odstaje od otoczenia, to dość interesujący przypadek. Co ciekawe - to nie fikcja, ale doświadczenie własne autorki.
"Zaślubiny" wciąż na mojej liście "do przeczytania", kiedyś do nich dotrę.;)
Fabuła wydaje się interesująca, może przeczytam tę książkę ;)
OdpowiedzUsuńhttp://pasion-libros.blogspot.com
Fabuła może nie jest szaleńczo rozbudowana, ale autorka prześlizguje się przez kilka dekad. Przeczytać na pewno warto.;)
UsuńZ wszystkich recenzji tej książki ostatnio zalewających Internet i blogosferę Twoja najbardziej zachęciła mnie do sięgnięcia po "Szum". Bardzo cenię polskich autorów i wydaje mi się, że o Magdalenie Tulli głośno zaczęło być dopiero, gdy ukazały się "Włoskie szpilki", natomiast z tego, co wyśledziłam ma na swoim koncie więcej powieści literackich. Jestem jej bardzo ciekawa, gdyż dla mnie każdy kto potrafi w sposób nieoczywisty pisać o emocjach, pięknie komponować słowa, a przy tym zaskakiwać czytelnika jest jak najbardziej godny uwagi. Boję się troszkę osamotnienia w tej powieści, bo zauważyłam, że zawsze ono jakoś przytłacza czytelnika, lecz ufam, iż zrekompensują mi to te piękne fragmenty, o których wspomniałaś.
OdpowiedzUsuńNaprawę świetna recenzja. Pozdrawiam!
Dziękuję Ci za dobre słowo, bo nie jestem zbytnio zadowolona z powyższego tekstu - tyle chciałabym ująć, a nie powinno się zbyt wiele zdradzać.;)
UsuńMnie też się wydaje, że o Tulli zrobiło się głośno dopiero po "Włoskich szpilkach". Szkoda, bo jej wcześniejsze książki są naprawdę zjawiskowe. Może nie każdemu odpowiada "miękki", liryczny styl (tak je zapamiętałam), ale mają niesamowitą atmosferę.
A komponować słowa Tulli potrafi, bez wątpienia.;) "Szum" to dla mnie powieść, którą wręcz należy przeczytać kilka razy dla wyłapania niuansów. Mimo okrutnej samotności dziewczynki i mimo opresyjnego socjalizmu.;) Gorąco zachęcam do lektury.
Czytałam "Włoskie szpilki" i zapamiętałam je jako niby dobrą lekturę, ale strasznie smutną i przytłaczającą - właśnie tak, jak piszesz... Nie wiem, czy odważę się sięgnąć po "Szum", zwłaszcza jeśli to znów o tej samej, nieprzystosowanej dziewczynce. Okropnie nie lubię dokuczania bez powodu, niesprawiedliwości etc. i przebrnięcie przez opisy dzieciństwa narratorki/autorki w "Szpilkach" były dla mnie bardzo trudnym wyzwaniem. Może kiedyś...
OdpowiedzUsuń"Szum" także może przytłaczać, ale przynajmniej dowiadujemy się, dlaczego matka była chłodna i zdystansowana. Niemniej bardzo przeżywałam osamotnienie bohaterki, takich rzeczy nie robi się dziecku.;(
UsuńWarto się przemóc i poczytać, książka na szczęście jest krótka.
Oglądałaś może Xięgarnię z Magdaleną Tulli? Fajny moment jest koło 8:20, kiedy widać, że nie wszyscy są tak wrażliwi na "urzalające się" dzieci. Przynajmniej Filip Łobodziński dobrze wyszedł w tym wywiadzie, obok pani Tulli oczywiście.
OdpowiedzUsuńAle wstyd. "Użalające się"
UsuńNie mogę się dziś zebrać do kupy. Chciałam podlinkować odcinek Xięgarni, ale zapomniałam. Dla zainteresowanych jest on tu: http://xiegarnia.pl/wideo/xiegarnia-odcinek-89/
UsuńOdcinek obejrzę na pewno, bo ostatnio jakoś nie trafiam na Xięgarnię (czyżby pora nadawania się zmieniła?). Wielkie dzięki za link. Po obejrzeniu zdam relację.;)
UsuńObejrzałam.
UsuńW moim odczuciu dziewczynka w powieści w ogóle się nie użalała, ona raczej nie śmiałaby tego zrobić. Rozpaczliwie (i nieśmiało) szukała odrobiny akceptacji, trudno tu chyba mówić nawet o chęci zwrócenia na siebie uwagi. Ale wiadomo: ilu odbiorców, tyle interpretacji.;( Passentówna niestety nie pierwszy raz palnęła coś mało sensownego, świetnie, że Łobodziński jakoś tonuje jej wypowiedzi (chyba że to taki zamysł reżyserski programu).
Nie sądzę, żeby to było specjalnie, wydaje mi się, że to były przemyślenia własne pani prowadzącej.
UsuńMnie się wydawało, że Tulli bardzo dobrze opisała jak to jest, kiedy ktoś odstaje nie ze swojej winy (dla mnie wyglądało na to, że dziewczynka miała dysleksję). Dlatego zdziwiła mnie ta uwaga Passent.
Co do pory nadawania Xięgarni, to nie mam pojęcia. Oglądam tylko w internecie, jak gość jest wystarczająco interesujący.
O Passent już wolę milczeć, nie cenię jej jako dziennikarki.;(
UsuńW jednym z wywiadów Tulli mówiła o dysleksji i dyskalkulii, to musiało być potworne dla ucznia w czasach, kiedy pisarka chodziła do szkoły. Nie wiem jak Ty, ale ja miałam ochotę mocno przytulić dziewczynkę z powieści, jej chyba brakowało nawet takich drobnych, a ważnych gestów.
Niestety nie mam wykupionego dostępu cyfrowego do Gazety, więc nie mogę przeczytać.
UsuńCo do dziewczynki, to co raz muszę sobie przypominać, że Szum nie jest biografią, chociaż zdecydowanie Tulli czerpie garściami ze swojego życia. Pytanie, które już jako dorosła bohaterka zadaje, a które nurtuje mnie do teraz to: Jak wybaczyć, kiedy nikt nie prosi o wybaczenie. To się kłóci trochę z naszym przyzwyczajeniem, że złe uczynki są karane, a dobre nagradzane. Niektórzy nigdy nie zrozumieją, że kogoś skrzywdzili, a ofiara musi sobie z tym poradzić, żeby jej się łatwiej żyło.
Im więcej o tej książce myślę, tym bardziej mi się podoba. Myślę, że Tulli to bardzo życiowo mądra osoba.
Z tego wywiadu wynika, że "Szum" jest bardzo autobiograficzny.
UsuńTulli jest mądra i w tekście podaje odpowiedź na Twoje pytanie: trzeba zabić (w sobie) ofiarę. To jest trudne, ale wykonalne. Tu od razu przypomina mi się wywiad-rzeka ze Staniszkis, która mówiła, że wychowywano ją wg zasady "nigdy nie stawiaj siebie w roli ofiary". To jest b. cenna rada, zdecydowanie do promowania.;)
Tak poza tym masz rację, ogromnie trudno jest wybaczyć tym, którzy nie przepraszają i nawet nie wiedzą, że kogoś skrzywdzili.
Aniu, zapraszam Cię do odbioru nagrody Leibster Blog Award i do odpowiedzi na kilka pytań. Szczegóły u mnie na blogu :)
OdpowiedzUsuńZajrzę na pewno.;) Dziękuję!
UsuńKsiążka z pewnością jest interesująca i zasługuje na uwagę, ale chyba nie z mojej strony. Jakoś mi nie pasuje jej "klimat"... Ale polecam wywiad z autorką na xiegarnia.pl.
OdpowiedzUsuńP.S. Jeżeli masz chwilę, to zapraszam do zabawy. Nominowałem Cię w Liebster Blog Award: http://malyerror.blogspot.hu/2014/11/liebster-blog-award.html
Tak, oglądałam, pisałam na ten temat wyżej z Magdaleną.;)
UsuńIstna epidemia.;) Dziękuję za wyróżnienie, odpowiem na Twoim blogu.
A wreszcie przeczytałam. Lepiej późno niż wcale. Przyznam, że wielkie wrażenie na mnie zrobiło perfekcyjne odwzorowanie różnych osobowości - sama spotkałam się z takimi typami, jak Matka Dziewczynki czy Jego Matka i wszystko jest przerażająco prawdziwe. Trochę za to irytowało mnie podkreślanie ponurej atmosfery komunizmu - jeśli akcja dzieje się w czasach stalinowskich to w sumie trudno się dziwić, ale mimo wszystko zawsze drażni mnie, gdy po raz kolejny komunizm polski jest przedstawiony jako piekło beznadziejności. Tak czy siak książka ciekawa, dzięki za polecenie.
OdpowiedzUsuńMnie nie przeszkadzało takie odwzorowanie komunizmu, bardzo podobne znalazłam w "Książce" Łozińskiego. Nawet pomyślałam, że rodzice narratorów mogli się mijać albo znać.;) Cóż, każdy mógł zapamiętać tamte czasy inaczej - u mnie w rodzinie raczej je przemilczano.
UsuńA książka wspaniała, mimo mrocznego klimatu.;) Czekam na następną.
Cóż, ja wiem tyle, że mojej rodzinie zdecydowanie lepiej powodziło się za czasów komunizmu niż teraz i to mimo, że nikt nie był w partii, za to część aktywnie działała w Solidarności :). Niemniej to nie był stalinowski komunizm, tylko późniejszy. Ale wiadomo, każdy sądzi na podstawie swoich doświadczeń i nie wątpię, że są ludzie, którym teraz żyje się lepiej niż wtedy.
OdpowiedzUsuńHm, u mnie w rodzinie bez względu na sympatie polityczne sytuacja jakoś nie zmieniła się diametralnie. Na pewno po reformie Balcerowicza mojej mamie było ciężko (wdowa z dwójką dzieci), ale dała radę, w zasadzie bez pomocy rodziny. Chociaż biorąc pod uwagę np. dawną opiekę socjalną na pewno było wtedy łatwiej. Obroną ręką wyszli ci, którzy mieli znajomości, u nas takich nie było.;(
Usuń