wtorek, 9 grudnia 2014

Może być i bez szynki

Bukowskiego najlepiej czytać w oryginale. Doskonale widać wtedy lakoniczność i precyzyjność jego stylu, który przy całej powściągliwości potrafi rozłożyć czytelniana łopatki. W wersji angielskiej nie rażą nawet przekleństwa, wszystko wydaje się być na miejscu, jak należy. Być może dlatego jego książki czyta się płynnie i bez znużenia; może także dlatego, że Bukowski nic nie udaje, bo pisze własnym życiem.

Tak jest również w przypadku Ham on Rye (polski tytuł „Z szynką raz!”) czyli opowieścią o dzieciństwie i dojrzewaniu Chinaskiego. „Ścieżka kariery” przebiega jak u większości amerykańskich chłopaków: są chłopackie zabawy, napięte relacje z ojcem, mniej lub bardziej sensowni nauczyciele w szkole, jest też poczucie osamotnienia i nieprzystawania do reszty rówieśników. I potworne problemy z pryszczami, na które nie pomagają ani nowe odkrycia medyczne, ani modlitwy babki.


Bukowski może pisać o sporcie lub o pierwszej pracy i zawsze będzie interesująco. Albo przejmująco jak w opisie ostatniego lania, jakie sprawił mu ojciec, lub przerażająco jak w scenie osaczania kota przez sąsiadów. Opowieści Henry’ego bywają również zabawne – nie sposób nie uśmiechnąć się, czytając o podrywaniu matki kumpla czy o zajęciach z przysposobienia wojskowego. Mój ulubiony fragment to obrazek z czasów Wielkiego Kryzysu, pisarz daje tu lepsze wyobrażenie o zjawisku niż dziesiątki fachowych opracowań:

Ludzie zaczęli chodzić na puste parcele i zbierać zielsko. Dowiedzieli się, że niektóre chwasty można gotować i jeść. Na pustych parcelach i na rogach ulic mężczyźni tłukli się pięściami. Wszyscy chodzili wkurzeni. Faceci palili tytoń Bull Durham i nie dawali sobie w kaszę dmuchać. Z kieszeni koszul zwisały im okrągłe metki z napisem „Bull Durham". Umieli jedną ręką zrobić skręta. Z facetem, któremu dyndała na piersi taka metka, lepiej było uważać. Co chwila słyszało się, jak ktoś mówi o drugiej albo trzeciej hipotece. Kiedyś wieczorem ojciec wrócił do domu ze złamaną ręką i podbitymi oczami. Matka pracowała gdzieś za nędzne grosze. Każdy chłopak w naszej dzielnicy miał jedną parę spodni na niedzielę i drugą do noszenia na co dzień. Buty się niszczyły, ale nie było nowych. W domach towarowych kupowało się za piętnaście czy dwadzieścia centów podeszwy i obcasy razem z klejem i przyklejało się je od spodu do zdartych butów. Rodzice Gene’a trzymali na podwórku za domem koguta i parę kur. Jak któraś kura się nie niosła, to ją zjadali.
Charles Bukowski „Z szynką raz!” tłum. M. Kłobukowski, Warszawa 2002
Między innymi dla takich właśnie opisów warto czytać Bukowskiego. Można się spierać, że także dla możliwości przyjrzenia się amerykańskiej obyczajowości i historii itp. itd. Bez wątpienia można. Najciekawsze jest chyba jednak to, jak zajmująco Bukowski pisze o szarej – a więc wydawałoby się nudnej – codzienności. Dla mnie jest zaklinaczem słowa, w tej powieści jego proza smakuje nawet bez szynki.

________________________________________________
Charles Bukowski Ham on Rye Black Sparrow Press, 2002


16 komentarzy:

  1. "Z szynką raz!" jeszcze nie czytałem, chociaż cały czas mam na uwadze ten utwór, tym bardziej, że niektórzy (np. Mati z bloga Rozmkinki Pana Dziejaszka) uważają go za najlepszy utwór Bukowskiego.

    Ja także b. cenię sobie twórczość Charlesa z uwagi na jego zdolności obserwacyjne, które prowadził na niewielkim wycinku świata, jaki go otaczał. Podoba mi się także lakoniczność oraz bezpośredniość przekazu :) Bardzo ciekawy pomysł, by czytać Bukowskiego w oryginale - będę to musiał rozważyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie to najlepsza książka Bukowskiego z ok. pięciu przeczytanych. I jeśli będę miała takie możliwości, będę go już czytać wyłącznie w oryginale - zdecydowanie lepiej brzmi.
      Pytanie czy Bukowski miał zdolności obserwacyjne czy po prostu przelewał swoje życie na papier?;)

      Usuń
  2. Muszę uściślić to, co napisał Ambrose: najlepszy utwór wśród jego powieści, no, możemy to rozszerzyć na prozę, oczywiście spośród tego co jak dotąd przeczytałem. Bo ogólnie rzecz biorąc, najbardziej chyba cenię sobie jego wiersze, przynajmniej pod względem czysto literackim.

    To co zostało wydane w Polsce, czytałem po polsku, pewnie na tym co nieco straciłem, ale wydaje mi się, że język Bukowskiego jest na tyle "uniwersalny", że nie jest tak źle. W oryginale czytałem jego dziennik "The Captain Is Out to Lunch and the Sailors Have Taken Over the Ship" i do takiego wniosku doszedłem po tej lekturze.

    Nie zgodziłbym się chyba z twierdzeniem, że życie bohatera powieści "przebiega jak u większości amerykańskich chłopaków". Wydaje mi się, że jest wręcz odwrotnie, co doskonale widać na różnych etapach fabuły, przykładowo gdy jego koledzy grają w baseball, a on musi kosić trawnik lub w jednej z moich ulubionych scen gdy przez szybę podgląda rówieśników bawiących się na studniówce, Wyraźnie jest tu (jak i w całej jego twórczości) zarysowana opozycja Chinaski vs reszta świata i jego usilne próby koegzystowania z ową resztą, mając świadomość, że choć nią gardzi, to nie może bez niej istnieć.

    "Pytanie czy Bukowski miał zdolności obserwacyjne czy po prostu przelewał swoje życie na papier?;)" - polecam lekturę jego biografii autorstwa Howarda Sounesa "Charles Bukowski. W ramionach szalonego życia". Bardzo rzetelna pozycja. Okazuje się, że prawda leży gdzieś pośrodku, a nawet trochę obok, biorąc pod uwagę skłonności autokreacyjne pisarza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiersze? Zaskoczyłeś mnie. Sama nawet do nich się nie zbliżam, jakoś nie widzę B. w roli poety.;( Ale to pewnie uprzedzenia.
      Będę bronić dorastania "jak u większości", bo jednak wielu chłopców miewało problemy w szkole, spotykało się z dokuczaniem i nie mogło dogadać z ojcem. Osamotnienie i wyobcowanie to dość powszechne zjawiska w tym wieku, nie tylko w Ameryce.;( Ale były na pewno też różnice - Henry pisał, miał ogromne kompleksy z powodu pryszczy, a przy okazji nie pozwalał się tłamsić.
      Pytanie było trochę żartobliwe, wierzę, że Bukowski i świetnie obserwował świat i z lekkością przelewał wrażenia na papier. Piszesz o podglądaniu kolegów na studniówce, i tu przypomina mi się, jak rejestrował kolory słońca, gdy ojciec lał go pasem z całej siły. Fantastycznie pokazał chwilę, kiedy miarka się przebrała i powiedział sobie, że to ostatnie lanie. Plus reakcja ojca.
      Za polecenie biografii dziękuję, kiedy przeczytam jeszcze kilka innych książek B., na pewno po nią siegnę.

      Usuń
    2. Myślę, że ta "większość" po przeczytaniu "Z szynką raz" stwierdziłaby, że ich życie to raj na ziemi ;)

      Usuń
    3. Obawiam się, że co najmniej kilkoro moich szkolnych kolegów (i koleżanek) odnalazłoby własne dzieciństwo w historii Henrye'go. Niestety.;(

      Usuń
    4. Obawiam się, że kilkoro to nie większość :P

      Usuń
    5. Zgadza się. Mimo wszystko wiem, że WIĘKSZOŚĆ moich rówieśników nie uznałaby swoich najmłodszych lat za - jak twierdzisz - raj na ziemi. Wszystko jest względne, a czas i miejsce dorastania ma znaczenie. A wiele wskazuje na to, że Ty Twoi koledzy macie inne, lepsze doświadczenia.

      Usuń
    6. Może bardziej chodzi o nastawienie, dzieciństwo moich dziadków przypadło na okres wojny, ale nie pamiętam, by specjalnie na nie narzekali.

      Manipulujesz trochę moimi słowami: napisałem "raj na ziemi W PORÓWNANIU z dzieciństwem Henry'ego", a nie w ogóle.

      Nie wyobrażaj sobie, że dzieciństwo moje czy moich kolegów było usłane różami (może wręcz przeciwnie i dlatego się nad tym nie roztkliwiamy) i oczywiście można to wszystko relatywizować, ale chodzi o zachowanie pewnych proporcji. Jeśli komuś mama nie pozwala wyjść na dyskotekę, czy tam nie wiem, pomarańczy w sklepie nie ma, bo pewnie do komuny pijesz z tym czasem i miejscem, to nie to samo co bycie maltrerowanym fizycznie i psychicznie przez rodzica, chłód emocjonalny, brak kontaktu z rówieśnikami i inne tego typu bajery. Będę się trzymał tezy, że większość z nas została jednak przez los oszczędzona Zresztą wychodzimy tu daleko poza treść samej książki, w której różnica między dzieciństwem Henry'ego a dzieciństwem "większości" jest wyraźnie podkreślana (wspomniana przeze mnie scena ze studniówką to czubek góry lodowej).

      Usuń
    7. Manipuluję? Piszę cały czas w odniesieniu do Henry'ego. Nie zachowuję proporcji? Proszę bardzo: alkoholizm lub inna poważna choroba w rodzinie, bieda, rodzic w więzieniu, poważne kłopoty dziecka w szkole powodowane brakiem sensownej diagnozy. Dziewczynka często lana przez ojca też była. Nie twierdzę, że wszystkie nieszczęścia spotykały jedną osobę, ale takie dramaty były obecne w życiu moich rówieśników. I też się nad tym nie roztkliwiano, co najwyżej opowiadano w zaufaniu kolegom.

      Usuń
  3. czytankianki: Dla mnie też Bukowski to przede wszystkim poeta. Pewnie dlatego, że miałam kiedyś profesora od poezji amerykańskiej który był Bukowskim urzeczony ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też poeta? Widzę, że faktycznie coś mnie ominęło. Myślę, że do wierszy Bukowskiego zajrzę wcześniej niż później, może nawet dzisiaj.;) Zaintrygowaliście mnie.

      Usuń
    2. Np taki 'Bluebird' Bukowskiego w oryginale jest dość chwytający za serce, po polsku przyjęłam go 'na sucho'.
      Polecam na YT znaleźć wersję czytaną przez autora, jeśli cię ominęło. Pozdrawiam.

      Usuń
    3. Wielkie dzięki za rekomendację, wieczorem się rozejrzę.
      Myślę, że poezja zdecydowanie lepiej wypada w oryginale niż przekładzie, to nie to samo co proza.;(

      Usuń
  4. muszę przyznać, że jakoś nie mogłam się nigdy Bukowskim zainteresować, pomimo, że znam naprawdę wielu jego wielbicieli. ale to, co napisałaś powyżej, a już szczególnie to że Bukowski jest dla ciebie przede wszystkim zaklinaczem słowa, ma spore szanse, żeby moje nastawienie zmienić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie twierdzę, że wszystkie jego książki mi się podobały (Listonosz jest wg mnie przeciętny), ale efekty, jakie uzyskuj przy pomocy minimalistycznego stylu są niebywałe. Tak więc zachęcam, akurat Ham on Rye może być dobrym wstępem do dłuższej znajomości.;)

      Usuń