niedziela, 21 czerwca 2015

Kochając

Wyobrażam sobie, że Henry Green świetnie się bawił, kiedy pisał “Kochając” (1945). Na początek udał, że wymyśla baśń, po czym zbudował bardzo realistyczną fabułę. Akcję książki osadził w irlandzkiej wiejskiej posiadłości państwa Tennant w czasie II wojny światowej i postawił wszystko na głowie: właścicielom kazał wyjechać do Anglii, natomiast zamek oddał we władanie służby.


Trzeba przyznać, że bohaterowie udali się autorowi wybornie. Na przykład taki cwaniak Raunce, który usilnie zabiega o stanowisko kamerdynera oraz względy młodej pokojówki. Albo kucharka broniąca wstępu do swego królestwa garnków, cichaczem popijająca gin. Jest też niesforny dziewięcioletni ewakuant, który już na początku pobytu w Kinalty ukatrupia pawia, jest jedyny w tym gronie Irlandczyk, z racji narodowości uchodzący za dzikusa lampiarz. Plus kuta na cztery nogi pani Tennant oraz jej synowa, skazane na bliską zażyłość.

Green stworzył postaci barwne i pełnowymiarowe, stosując prosty zabieg: pozwolił bohaterom mówić do woli. „Kochając” składa się bowiem głównie z dialogów – uderzająco naturalnych, bo spisanych językiem żywym, często kolokwialnym (w polskim przekładzie niestety zbyt kolokwialnym jak na moje ucho). Właśnie poprzez ciągłą paplaninę, pogaduszki i przekomarzania mieszkańcy i bywalcy Kinalty dają się dobrze poznać czytelnikowi. A tematów do konwersacji nie brakuje, bo w małej, niemal klaustrofobicznej przestrzeni zamku wiele się dzieje.

U Greena dużo się mówi, jeszcze więcej patrzy się i słucha. Wszyscy zdają się być na cenzurowanym, nawzajem obserwują się i szpiegują (nawet pawie;)), robiąc ze swoich odkryć mniejszy lub większy użytek. Sprawdza się teoria, że osoba posiadająca informację posiada również władzę. Można więc zdobytą wiedzę przekuć na złoto, można również dla przyjemności rozsiewać plotki o chlebodawczyni albo straszyć podwładnych pogłoskami o rzekomym ataku wroga.

Tu przy okazji warto przyjrzeć się realiom historycznym, potraktowanym przez pisarza z dużą subtelnością. O ile panie Tennant z dziećmi i służbą przebywają z dala od działań wojennych i jakiegokolwiek zgiełku, to – jak dowiadujemy się z kolejnych „doniesień” – w Anglii trwają naloty, panuje głód i giną ludzie. Dopiero po dłuższym czasie czytelnik orientuje się, że mimo wyolbrzymionego lęku przed Niemcami i IRA towarzystwo z zamku żyje w komfortowych warunkach.

Proza Greena jest niezwykle zniuansowana, bogata w symbole i tropy. Pod pozorami farsy skrywa się powieść o stopniowym rozpadzie dawnego porządku, czego kwintesencją jest rozkładające się truchło pięknego i dostojnego niegdyś pawia. „Kochając” to utwór wyjątkowy pod względem formalnym i językowym, jak najbardziej godny polecenia.

____________________________
Henry Green, Kochając
przeł. Andrzej Sosnowski
Biuro Literackie, Wrocław 2015


6 komentarzy:

  1. No właśnie ta paplanina mi w ogóle nie podchodziła. Jakoś nie zapałałam szczególną atencją do tej książki, rozdrażniła mnie lekko, choć mam poczucie,że jest to dobra literatura, tak obiektywnie. Jednak to nie mój typ.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie podeszła znacznie bardziej niż u Compton-Burnett, zwłaszcza że u Greena rozmowy pokazują bohaterów "w sosie własnym". Na pewno będę szukać innych książek tego autora.

      Usuń
  2. Lubię literackie opisy i bogactwo języka, ale cenię sobie także wszelakiej maści eksperymenty. Zdarzyło mi się czytać powieść składającą się wyłącznie z dialogów, dlatego forma "Kochając" nie powinna mi przeszkadzać. Tym bardziej, że zarys fabuły wydaje się b. interesujący.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Kochając" to świetny eksperyment, i nie tylko eksperyment. Z kolei opisy, które Greenowi się zdarzają, są niesamowite, przynajmniej jeśli idzie o scenerię.;) Myślę, że książka spodobałaby Ci się.

      Usuń
  3. och, jak sie cieszę, że o tej książce napisałaś! podchodziłam do niej już dwa razy, i za każdym razem było mi trudno, ze względu na język właśnie. ale może po Twojej entuzjastycznej notce się przekonam:) bo bardzo chciałabym w końcu tę powieść Greena przeczytać, chociażby ze względu na to, że był to jeden z ulubionych pisarzy Iris Murdoch. no i kumpel Waugh. przynajmniej do jakiegoś czasu;)
    myślę, że jeśli teraz nie przebrnę przez "Kochając" to na moją bliższą znajomość z tym panem nie mam szans, bo to podobno jedna z jego najbardziej przystępnych książek!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedziałam, że Murdoch go ceniła.;) O znajomości z Waughem też nie.
      Mnie się ten eksperyment podobał bardzo, teraz chętnie przeczytałabym jego proletariackie 'Living'. Potraktowałam tę książkę jako komedyjkę, była wtedy przyjemniejsza w odbiorze.;)

      Usuń