piątek, 25 września 2015

Przeźroczyste

Marek Bieńczyk twierdzi, że o przeźroczystości napisać chciał od dawna, choćby kilka stron. Zawsze pociągały go panoramiczne szyby w restauracjach, rozświetlone witryny sklepów, szklane kule i akwaria. Z tej fascynacji zrodziło się ostatecznie kilkanaście esejów, których wznowienie właśnie otrzymujemy do rąk, na dodatek – co warto podkreślić – w nieszablonowej szacie graficznej.


W „Przeźroczystości” Bieńczyk po raz kolejny dowodzi swojej erudycji i umiejętności opisywania rzeczy ulotnych. Przywołuje absolutną przejrzystość w ujęciu Jana Jakuba Rousseau, przygląda się światłu na obrazach Edwarda Hoppera i utopijnej szklanej architekturze według Paula Scheerbarta. Idąc tropem szklarni i kryształowych pałaców, dociera do motywu przejrzystości w literaturze (m.in. u Kundery, Calvino, Nabokova) oraz transparentności w polityce. Zahacza też o zdarzenia z życia prywatnego, w którym często towarzyszy mu Olga i naturalnie – przeźroczystość. Tak szerokie spojrzenie autora na temat robi duże wrażenie, a niezwykła swoboda w łączeniu czasem odległych zagadnień budzi niekłamany podziw. Ba! W swoich rozważaniach Bieńczyk ociera się miejscami nawet o poezję:

Dlaczego przezroczystość, przejrzystość, transparence, transparencia! Może to światło przyszło jeszcze z innej strony? Bo chyba to przede wszystkim: czyż to nie ona była pierwszym zapamiętanym obrazem życia, ikoną bądź krzyżem na drogę? Pierwszy obraz: pusty, poranny, jasny pokój z ogromną plamą słońca, żółtym kwadratem na ścianie. Powietrze tak rozświetlone, z rozedrganymi drobinami pyłu, tak w tym świetle czyste i pełne, że zdawało się mieć odsłonięte wnętrze; przez swą odkrytą powierzchnię przepuszczać wzrok ku jeszcze głębszej czystości. Drzemała więc przez długie lata, niekiedy podsyłała skrycie pragnienie samotności, ciszy, nieobecności, była wizualną projekcją życia, jego nieodkopaną protoewangelią, aż wreszcie wybuchła w pełni swej nazwy, przezroczystość, transparence, transparencia, jako motyw, prawda i iluzja, jako hobby egzystencji, uchwytna poręcz, o którą można oprzeć własne istnienie, a nawet próbować wsypać je w tekst. [s. 25]

Lektura nieco wymagająca, ale zdecydowanie warta uwagi. Jesienią powinna smakować wyśmienicie.

_______________________________________________
Marek Bieńczyk Przeźroczystość, Wielka Litera, Warszawa, 2015 

8 komentarzy:

  1. Przeźroczystość w literaturze kojarzy mi się głównie z Nabokowem - tam wszystko zdaje się wręcz skrzyć od odbić, podwójnych den, dodatkowych znaczeń, transparencji, etc. Ciekaw jestem innych jej tropów, które prezentuje autor (szczególnie tych związanych z Calvino i Kunderą).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie Nabokov idzie w parze z Żeromskim.;) I oczywiście "Szklanym kloszem" Plath.
      Temat okazał się ciekawy i rozległy, kto by pomyślał, że można tyle refleksji wysnuć.

      Usuń
  2. Przezroczystość u Hoppera? W tych niepołyskliwych barwach i solidnych powierzchniach? Dziwne, bardzo dziwne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Bieńczyka od światła niedaleko jest do przeźroczystości.;)

      Usuń
  3. aha, czyli nie odróżnia, jak różowy od czerwonego większość facetów ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej tak nie jest, ale lepiej przekonać się o tym osobiście, czytając "Przeźroczystość".;)

      Usuń
  4. Podsunęłaś mi ciekawą propozycję na nową lekturę. Wielkie dzięki. Zapowiada się fascynująco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fascynująco to może za dużo powiedziane, ale książka na pewno jest inspirująca.

      Usuń