Paryż, połowa lat 20. ubiegłego wieku. Bohaterowie Hemingwaya (amerykański dziennikarz, literaci oraz angielska lady) przesiadują w knajpach, flirtują i prowadzą błahe rozmowy, spożywając przy okazji duże alkoholu (głównie wino, pernod i whisky z wodą sodową). Ruszają do Hiszpanii łowić ryby w górach i oglądać walki byków w Pampelunie, gdzie następuje mała powtórka z rozrywki: towarzystwo znowu włóczy się po knajpach, upija (fundadorem, amontillado, absyntem, piwem) i kłóci.
Tak w skrócie można streścić „Słońce też wschodzi”, książkę z 1926 r. inspirowaną przeżyciami autora. O ile część hiszpańska wypada całkiem nieźle (zwłaszcza przyroda i biedne byki), paryska wydaje się nieco jałowa. I nie tylko za sprawą dekadenckiej aury oraz bohaterów reprezentujących stracone pokolenie. Odnoszę wrażenie, że proza Hemingwaya niezbyt dobrze znosi próbę czasu. Dzisiaj nie ma już znaczenia, kto posłużył za pierwowzór postaci i kto z tego powodu poczuł się urażony. Losy młodzieży dojrzewającej w dobie I wojny światowej przejmują czytelnika AD 2016 też jakby mniej. Co więcej, dzisiaj pisze się inaczej: nawet prosty styl wymaga pewnych zabiegów, których w „Słońcu…” zabrakło i prawdopodobnie dlatego miejscami przeszkadza niedopracowany język i konstrukcja.
Na szczęście lektura do uciążliwych nie należy, a dzięki pesymistycznemu wydźwiękowi zapada w pamięć na dłużej. Dla mnie pozostanie przede wszystkim interesującym obrazkiem z odległej epoki – z jej atmosferą, obyczajowością i modą. W sumie dobrze się stało, że zamiast planowanego początkowo reportażu z fiesty powstała powieść, pierwsza w dorobku przyszłego noblisty.
__________________________________
Ernest Hemingway Słońce też wschodzi
przeł. Bronisław Zieliński, PIW, Warszawa 1977
Może jednak to konkretne tłumaczenie nie starzeje się zbyt dobrze? Czytałam tę książkę w oryginale na studiach i nie odniosłam aż takiego negatywnego wrażenia, choc faktycznie miejscami było jałowo i nużąco;)
OdpowiedzUsuńTłumaczenie na pewno się zestarzało, a Zieliński mistrzem przekładu raczej nie był - to było widać zwłaszcza w "Ruchomym świecie".
UsuńDla mnie to jest styl dobrego licealisty, w oryginale też, bo sprawdzałam, żeby się upewnić, czy tłumacz nie uprościł oryginału. Trafiają się niezręczne powtórzenia i "złote myśli", które dzisiaj brzmią naiwnie.
Jako młody człowiek sięgnąłem po powieść "Komu bije dzwon?", która wywarła na mnie spore wrażenie, ale od tej pory mój kontakt z Hemingwayem się urwał (nie licząc szkolnego epizodu z utworem "Stary człowiek i morze"). Ciekaw jestem, jak teraz odebrałbym jego książki :)
OdpowiedzUsuńP.S. Podoba mi się wydanie, które prezentujesz na zdjęciu. Niezastąpiony PIW - dobrze, że ta instytucja została uchroniona przed upadkiem.
Mnie do lektury zmobilizował seans filmu Allena "O północy w Paryżu", w którym Hemingway mignął.;) Książka nie jest zła, chyba jednak mam zawyżone oczekiwania wobec autora.
UsuńWydanie jest świetne: poręczne i przyjazne dla oka.;) Bardzo je lubię.
Hemingway dla mnie to "Komu bije dzwon", "Pożegnanie z bronią", ale nie mówię nie innym jego utworom.....nawet mam coś w domu, ale ten tytuł nie wpadł mi w ręce. Niemniej dla atmosfery, obyczajowości i mody tamtych lat warto by sięgnąć po nią....
OdpowiedzUsuńWymienione przez Ciebie książki (oraz opowiadania) czytałam jako nastolatka i może to był błąd - prawie nic z nich nie pamiętam. Ale obiecałam sobie, że przeczytam te mniej popularne.
UsuńDla klimatu lat 20. po "Słońce..." na pewno warto sięgnąć, i po "Ruchome święto" też.;)
"Ruchome święto" akurat mam więc może przeczytam go w jakimś przybliżonym czasie.
UsuńZachęcam, jest ciekawe nie tylko ze względu na Paryż.;)
UsuńI pomyśleć, że Hemingway dostał Nobla za sto stron marzenia o rybach, jak to ktoś podsumował na Lubimy Czytać :D Dla mnie H. jest niestrawny, nigdy nie doszedłem dlaczego.
OdpowiedzUsuńWcale Ci się nie dziwię.;( To jest druga książka EH, którą przeczytała w ciągu ostatniego półrocza i znowu zaskakuje mnie prosty styl: za coś takiego Nobla dostać?;(
UsuńZnaczy są w Komu bije dzwon niezłe sceny i pewnie znalazłbym ich więcej, gdybym wyszedł poza połowę pierwszego tomu, a faktycznie nie na Nobla. Od lat zamierzam dać EH ostatnią szansę i przeczytać Pożegnanie z bronią. Ale jakoś mnie odrzuca.
UsuńKomu bije zmęczyłam do końca, ale pamiętam, że czytałam w trybie przyspieszonym, pomijając nudne fragmenty. Konkurencję wygrały wtedy "Młode lwy":)
UsuńPo te wojenne już raczej nie sięgnę, ale opowiadania chyba warto przejrzeć. Najwyżej przygoda szybko się skończy.;)
Sądzisz, że EH umiał się wykazać w opowiadaniu? Bo ja go raczej odbieram jako rozwlekłego.
UsuńCzytałam je jako 15-latka i zrobiły na mnie wrażenie. Nie wiem, jak dzisiaj bym je odebrała. Chyba jednak nie były zbyt rozwlekle.;)
UsuńEch, no dobra, zajrzę przy okazji wizyty w bibliotece.
UsuńKrzywdy nie zrobią, najwyżej utwierdzisz się w przekonaniu, że z Hemingwayem Ci nie po drodze.;)
UsuńSzkoda mi czasu na eksperymenty.
UsuńZnam to.;)
UsuńNo właśnie.
Usuńciekawią mnie te Hemingweyowskie wspomnienia paryskie, ale chyba bardziej od 'Słońce też wschodzi' kusi mnie 'Ruchome święto'. słyszałam, że po ostatnich zamachach paryskich ludzie wprost wykupywali tę książkę z księgarń (jeśli się nie mylę, że to o 'Ruchome święto' chodzi).
OdpowiedzUsuńTeż słyszałam, że wykupywano "Ruchome święto".
UsuńPrzeczytać nie zawadzi, ale może warto też zobaczyć Paryż oczami Rutkowskiego?:) Podobno pięknie o nim pisze.
o, widzisz, o Rutkowskim nie pomyślałam! dzięki, będę go mieć na uwadze :)
UsuńAleż proszę bardzo.;) Na zachętę wywiad przeprowadzony po ostatnich zamachach: http://wyborcza.pl/1,75475,19217256,pisarz-krzysztof-rutkowski-paryza-nie-da-sie-zniszczyc-rozmowa.html
Usuństare ale jare :D, stare rzeczy jak stare wino niekiedy, jak oprogramowanie z windows 98 :D, takie rzeczy się pamięta, książka podniszczona, ale git
OdpowiedzUsuńSprawdzę za kilka lat, czy jeszcze będzie tkwiła mi w pamięci.;)
UsuńJa jestem wielbicielką dekadenckiej aury w literaturze, przez co wielokrotnie będę wracać do tej książki. Drażni mnie to, że zapomina się o hekatombie I wojny światowej, o straconym pokoleniu i chłopcach gnijących pod Verdun oraz wszechogarniającej nudzie, która trawiła ludzi tuż przed jej wybuchem, całą uwagę poświęcając II wojnie światowej, jej ofiarom i bohaterom.
OdpowiedzUsuńMyślę, że II wojna światowa "przyćmiła" hekatombę pierwszej, ale też zauważyłam, że przy okazji setnej rocznicy pojawiło się sporo publikacji na temat roku 1914 i samej wojny. Chyba jednak temat nie miał u nas takiego przebicia jak na Zachodzie.
UsuńA mnie się wydaje, że dwa lata temu na polskim rynku wydawniczym pojawiło się dość mało publikacji związanych z I wojną światową, zwłaszcza w porównaniu z rangą rocznicy, która towarzyszyła rokowi 2014. Mogę przesadzać, bo mam małą obsesję na punkcie tego konfliktu, ale życzyłabym sobie więcej publikacji na ten temat, zwłaszcza dotyczących tego, że wojna mogła wybuchnąć z powodu... nudy!
UsuńTo powinien Ci pasować "1914" Hama, jeśli jeszcze nie znasz :)
UsuńA z beletrystyki "1914" Enchenoza.;)
UsuńCzytałam dokładnie to samo wydanie, ale już jakiś czas temu. Uznaję wielkość Ernesta Hemingwaya, ale jakoś nie po drodze mi z tym stylem, choć wiele razy próbowałam i nie mogę przełamać impasu (czy też dojrzeć do tej twórczości).
OdpowiedzUsuńA ja mam poważny kłopot z uznaniem jego wielkości.;(
Usuń