Wracam po kilkunastu latach do Gertrudy i Klaudiusza i po raz drugi jestem pod wrażeniem. Odbiór jest oczywiście inny, dostrzegam nowe rzeczy, ale wciąż się zachwycam. Po pierwsze, pomysłem Updike’a na wykorzystanie wątków z Hamleta oraz wcześniejszych pism, z których czerpał sam Szekspir. Po drugie, historią tytułowych bohaterów doskonale wpisaną w ramy miłości dworskiej z jej oddaniem, wyrzeczeniami i namiętnościami. Swoją drogą obraz Edwarda Burne-Jonesa na okładce polskiego wydania bardzo dobrze oddaje atmosferę książki.
Updike bardzo dokładnie wczytał się w źródła i opisał wydarzenia poprzedzające Hamleta. Powieść kończy się przygotowaniami Klaudiusza do wygłoszenia mowy pojawiającej się w pierwszym akcie u Szekspira i jest to tylko jedna z wielu scen, których finał bądź sugestia pojawia się w dramacie. Pisarz również bohaterów dopasował do szekspirowskich wzorców: nieobecny młody książę przedstawiany jest jako rozkapryszony wieczny student, Poloniusz to stary cwaniak, z kolei królowa wydaje się stale czymś zaniepokojona. Tak staranne „wpisanie się” w Hamleta pozwala w rezultacie spojrzeć na rodzinę królewską z nowej perspektywy. Zaręczam, że po przyjrzeniu się relacjom panującym na duńskim dworze ocena głównych bohaterów nie będzie już tak jednoznaczna.
Updike wielokrotnie rozbierał związki damsko-męskie na czynniki pierwsze i tu jest podobnie, ale chyba po raz pierwszy dał mi się poznać jako feminista. Widać to głównie w prowadzeniu postaci Gertrudy – posłusznej, ale świadomej i niezadowolonej z podrzędnej roli kobiet wobec mężczyzn. Trzeba też mieć dużo zrozumienia dla słabej płci, żeby z takim znawstwem opisywać nie tylko stany emocjonalne bohaterki, ale i zawartość jej półki z kosmetykami, dziergany haft czy otrzymaną w prezencie suknię. W powieści królowa stała się wreszcie pełnowymiarową postacią, także dzięki interesującej interpretacji macierzyństwa – Gertruda jest bowiem matką niespełnioną, cierpiącą z powodu domniemanego odrzucenia przez syna. Nie sposób jej nie polubić, choć ma przecież i wady.
To wszystko razem wzięte sprawiło, że powieść Updike'a trafiła na listę moich ulubionych książek o miłości i najlepszych w jego dorobku. W Gertrudzie i Klaudiuszu nie pasowało mi jedno, a mianowicie nieliczenie się z wiekiem bohaterów – tytułowa para jest raczej zbyt zaawansowana wiekiem na pewne ekscesy, zwłaszcza biorąc pod uwagę średniowieczne realia. Ale nic to, na drobiazgi można przymknąć oko, choć domyślam się, że autor celowo dodał kochankom wigoru.;)
___________________________________________________
John Updike Gertruda i Klaudiusz tłum. Maciej Świerkocki
Wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2001
W ubiegłym roku udało mi się przeczytać trzy książki Johna Updike i muszę przyznać, że to interesująca proza.
OdpowiedzUsuńJeszcze nic nie pisałam, ale może przynajmniej o "Farmie" coś napiszę.
Updike specjalizuje się jak zauważyłam, i jak potwierdzasz tym wpisem, damsko męskimi układami i co ciekawe faceci u niego kiepsko sobie w tych relacjach radzą.
Tak, panowie kiepsko sobie u niego radzą.;( Bardzo lubię Updike'a za te wiwisekcje związków i zdrady, moja ulubiona to "Pary".
Usuń"Farmę" czytałam jakiś czas temu - wydaje się banalna, ale opowiada o wciąż aktualnych problemach. Będę czekać na Twoje wrażenia.
Anno, odniosę się tylko do końcówki. Odkładając na bok średniowieczne realia, zdziwiłabyś się, ile ognia, także seksualnego, może mieć w sobie tzw. późna miłość. Akurat zdarzyło mi się być świadkiem takiego późnego związku, którego bohaterowie spotkali się mając po lat 60 i wielką furę przykrych doświadczeń za sobą. I uwierz mi, że to uczucie nie ustępowało intensywnością, także zmysłową, młodzieńczym związkom.
OdpowiedzUsuńSkądinąd happy end nie był im dany, choć mieli spędzić ze sobą spokojną starość po przeszło 20 latach samotnego i trudnego życia (oboje dawno rozwiedzeni). Niestety pech (Los? Bóg? Jeśli bóg, to jakiś wyjątkowo okrutny) chciał, by po raptem 3,5 roku związku jedna z tych osób nagle i niespodziewanie zmarła. Ja opiekuję się tą drugą - to moja mama. Wiosną miał być ślub - był pogrzeb w styczniowej zamieci. Ot, tacy "spóźnieni kochankowie"... Przepraszam za osobistą dygresję, to historia na książkę, nie na zaśmiecanie bloga. Pozdrawiam nocną porą.
Ja nawet przez chwilę nie zwątpiłam w późną miłość. Dla mnie to fantastyczna sprawa, choć z racji wieku znam ją tylko z obserwacji. W świecie Gertrudy i Klaudiusza był on jednak mało realny z powodu niskiej średniej długości życia - pięćdziesięciolatek był wtedy raczej niedołężnym starcem.
UsuńNie znamy się, ale przykro mi czytać, że w przypadku Twojej mamy pięknie rozwijający się związek nie miał szczęśliwego zakończenia. To jest okrutna strata, na dodatek wciąż dotkliwa. Smutne.
Czy to ta książka, której każda część zaczyna się od zdania „Król był wzburzony”, przy tym za każdym razem chodzi o innego króla? :)
OdpowiedzUsuńTak.;)
Usuń