Wiosną 1940 r. Adina Blady-Szwajger nie była jeszcze dyplomowaną lekarką, ale wybuch wojny sprawił, że szybko zaczęła pracować w swoim fachu. Najpierw w szpitalu dziecięcym na ulicy Siennej, później w jego filii na Lesznie i wreszcie w prowizorycznym szpitalu przy nieistniejącej dzisiaj ulicy Gęsiej. Wszystkie trzy znajdowały się na terenie warszawskiego getta. Jak napisała we wstępie do wspomnień, było ono najgorszym z najgorszych obozów koncentracyjnych, w którym nawet niekonieczne było zabijanie – ludzie sami umierali. I niepotrzebne były selekcje – wszyscy byli skazani. [s. 8]
Zważywszy na tragiczne warunki życia w getcie, praca lekarzy zaczęła z czasem ograniczać się do niesienia pacjentom cichej śmierci. Szansę na wyleczenie miała niewielka część dzieci, a nawet one, o ile uniknęły wcześniejszego rozstrzelania, po kilku miesiącach wegetacji umierały z głodu. Przytaczane przez Blady-Szwajger epizody chwytają za gardło, przy czym najokrutniejsza wydaje się dojrzałość dzieci, która nauczyła je, że nigdy się nie płacze, że się nie rozmawia i że prawie cały dzień leży się w łóżku-barłogu [s. 227]. Za tą dojrzałością szła twardość i świadomość, że nie trzeba się bać czy rozpaczać, bo wszystkich czeka ten sam los czyli zagłada.
Po kolejnej akcji wysiedleńczej w getcie w styczniu 1943 r. Blady-Szwajger trafiła na aryjską stronę. Z racji „dobrego wyglądu” pracowała jako łączniczka i kurier ŻOB-u: pomagała ukrywającym się Żydom, dostarczała dokumenty i pieniądze, przewoziła broń. W międzyczasie straciła matkę i przyjaciół, wybuchło powstanie w getcie, mąż w akcie desperacji zgłosił się do Hotelu Polskiego, później było jeszcze Powstanie Warszawskie. W książce podkreśla, że codzienne obowiązki, tak często niosące ze sobą ryzyko śmierci, nie były uciążliwe. O wiele bardziej dotkliwe od strachu było bowiem stałe uczestniczenie w ludzkiej niedoli. I właśnie ta niedola skłoniła Blady-Szwajger do spisania wspomnień, bo jak tłumaczyła:
Coraz lepiej wiedziałam, że mam coś jeszcze do powiedzenia. Że trzeba przekazać choć ułamkową prawdę o tych wszystkich w getcie, którzy nigdy nie mieli ani wątpliwości, jak powinien żyć i umierać Człowiek, ani pokusy ucieczki. O tych, którzy już nic o sobie nie powiedzą, bo prochy ich rozwiał wiatr, ale zginęli na posterunku, usiłując pomóc innym ginącym. Choćby dla przykładu - o „ludziach w bieli" - o szpitalu. [s. 8]
Autorka na kilku stronach wymienia pracowników szpitala, którzy zapisali się w jej pamięci. Czasem pamięta ich tylko z imienia lub sprawowanej funkcji, ale ten piękny gest ma swoją wagę. W podobny sposób oddaje hołd dzieciom, zapamiętanym czasami dzięki jednemu zdarzeniu. Jest w tym szczątkowym odnotowywaniu ludzkich losów bliska Hannie Krall, która choćby epizodycznie opisane osoby uważa za ocalone od zapomnienia. To ważne, zwłaszcza w świetle refleksji Blady-Szwajger:
W tym wielkim, nowoczesnym mieście nie ma śladu po tym, co się tu stało. Tak, stoi pomnik.
Ale nie ma ani kawałka muru, który oddzielał jedną trzecią mieszkańców miasta od reszty. Nie pozostawiono żadnej enklawy kamiennej pustyni, w którą obrócono miejsce, gdzie żyli, umierali i walczyli ci, którzy byli tu od 1000 lat.
Nie ma ani jednego wypalonego domu, z którego okien matki wyrzucały dzieci, a potem skakały same za nimi.
Kiedy zamykam oczy, ulice stają się znów bliskie. Tłum ludzi - cieni - krąży między cieniami domów i wyraźnie, tak jakby to było naprawdę, słyszę głos dzieci wołających w tamtym języku:
- Hob rachmunes - miejcie litość. [s. 117]
Ale nie ma ani kawałka muru, który oddzielał jedną trzecią mieszkańców miasta od reszty. Nie pozostawiono żadnej enklawy kamiennej pustyni, w którą obrócono miejsce, gdzie żyli, umierali i walczyli ci, którzy byli tu od 1000 lat.
Nie ma ani jednego wypalonego domu, z którego okien matki wyrzucały dzieci, a potem skakały same za nimi.
Kiedy zamykam oczy, ulice stają się znów bliskie. Tłum ludzi - cieni - krąży między cieniami domów i wyraźnie, tak jakby to było naprawdę, słyszę głos dzieci wołających w tamtym języku:
- Hob rachmunes - miejcie litość. [s. 117]
______________________________________________________________________
Adina Blady-Szwajger I więcej nic nie pamiętam Wyd. Świat Książki, Warszawa 2010
P.S. O Adinie Blady-Szwajger bardzo ciekawie opowiadała jej córka Alina Świdowska w książce R. Grzeli Wolne.
Trudno dodawać jakikolwiek komentarz.......
OdpowiedzUsuńTo prawda.
UsuńMam to od lat na półce. I ciągle się boję.
OdpowiedzUsuńNa pewno jest czego. Czytanie choćby o dzieciach, które doskonale wiedzą, co je czeka, jest po prostu dobijające. Gula rośnie w gardle.
UsuńA no właśnie. To jeszcze chwilę książka poczeka, chyba wyczerpałem limit chwilowo.
UsuńJa chyba wrócę do wywiadu z córką, bo jej opowieść była b. dobrym uzupełnieniem historii Blady-Szwajger. Dobrze pokazuje, jak mogło wyglądać życie ocalałych z Holokaustu od strony psychologicznej.
UsuńWywiad książkowy? Wojennymi traumami ocalonych zajęła się Janko, chociaż marnie jej to wyszło, niestety.
UsuńTo jest jeden z wywiadów w książce Grzeli "Wolne", warto zajrzeć.
UsuńEch, znowu coś do dopisania.
UsuńU mnie od tego wywiadu się zaczęło, potem było "I nic więcej nie pamiętam". Cóż, tak to jest, jak się czyta.
UsuńCzasem lepiej nie czytać. A propos, ma być wznowienie dziennika z getta Mary Berg. To co prawda dużo mniej dramatyczna historia, ale ciekawa.
UsuńEch, znam o wiele bardziej szkodliwe przypadłości.;)
UsuńDobrze, że ma być czyli to jeszcze przyszłość, przynajmniej nie pobiegnę od razu do księgarni czy biblioteki.
Wracając do Janko - przeczytałam pierwsze dwa rozdziały i odłożyłam, bo zniechęcił mnie ckliwy ton. Czy tak już będzie do końca?
Potem będzie lepiej tak do połowy, a potem autorka napisze, że jak człowiek je mięso, nosi futra albo nie daj materio jest rzeźnikiem, to ma skłonności do bycia ludobójcą. Tak streszczając. Czytaj czytaj, bom ciekaw.
UsuńZapowiada się niezła jazda.
Usuń"W książce podkreśla, że codzienne obowiązki, tak często niosące ze sobą ryzyko śmierci, nie były uciążliwe. O wiele bardziej dotkliwe od strachu było bowiem stałe uczestniczenie w ludzkiej niedoli."
OdpowiedzUsuńWydaje się, że takie codzienne obowiązki mogły pełnić rolę rytuałów, serii mechanicznych działań, które pozwalały zapomnieć o piekle codzienności w wojennej rzeczywistości. To wręcz schronienie dla zmęczonego ludzkiego umysłu, który nie był już w stanie przyswajać obrazów wspomnianej ludzkiej niewoli. Dobrze, że cały czas powstają książki takie jak ta - człowiek powinien pamiętać do czego jest zdolny i do jakiej wprawy potrafi dojść w krzywdzeniu bliźniego.
Tak, na kłopoty dobre są inne kłopoty, upraszczając.
UsuńTeż jestem zdania, że takie książki powinno się wydawać i czytać, żeby dawać świadectwo. Tym bardziej zasmuca wymazywanie historii z pamięci czy miejsc, a zwłaszcza wydarzeń wiążących się z ludzkimi ofiarami i mało wygodnymi faktami. I tu muszę z satysfakcją odnotować, że w moim mieście powiatowym władze przypomniały sobie o d. getcie (małym, bo małym) i d. synagodze. A wydawać by się mogło, że okoliczności nie są sprzyjające.
Hmmm, co do wymazania z topografii miasta śladów i pozostałości to mija się z prawdą.Chociażby ul.Próżna zachowana i w obecnym momencie przywracana do świetności, są i zachowane fragmentu murów. i kwestia praktyczna przy:szkoda było by zachować wolną przestrzeń pozostawioną po likwidacji getta, gdyż znajdowało się ono w centrum miasta + niemcy spalili nie tylko getto ale w późniejszym okresie i resztę Warszawy. Owszem były pomysły aby nie odbudowywać miasta i zostawić jako pomnik ... :)
UsuńUl. Próżna wygląda obecnie świetnie, ale z tego, co wiem, jest to głównie zasługa zagranicznego kapitału. A co z resztą? Nie twierdzę, że należało odbudowywać wszystko wg dawnych planów, ale nie zaszkodziłoby powiesić tabliczek z informacją w miejscu d. ciekawszych obiektów. Albo umieścić płyty chodnikowe podobne do tych wokół PKiN.
Usuńjak to bywa kwestie własności:) ale i gmina żydowska powoli zabiera się za remont kamienic do niej przynależnych a znajdujących się vis a vis odremontowanego budynku przy udziale kapitału austryiackiego. Płyty chodnikowe upamiętniające mury są zamontowane na całym obszarze jakie zajmowało getto, nie tylko w rejonach PKiN. Co do tabliczek to jest ich naprawdę sporo, i nie tylko te montowane obecnie. Wystarczy wiedzieć czego się szuka i gdzie bo na szczęście nie są nachalne w swej formie (czasami przechodzi się nawet ich nie zauważając - są na przeźroczystej pleksi, zastąpiły metalowe i gdzieniegdzie kamienne) , inaczej miało by się ciągłe wrażenie że mieszka się na wielkim cmentarzysku lub obiekcie muzealnym. :) Słowo pisane zapada w pamięć, z racji poświęconego na nie papieru często brane jest za fakt i przyjmowane jako prawda. Czasami warto poświęcić chwilę aby móc zweryfikować subiektywny osąd autora. Bo te same zdarzenie opisane przez trzy osoby nabiera juz zupełnie innego wymiaru. Pozdrawiam
UsuńBlady-Szwajger pisała wspomnienia ponad dekadę temu, a przez ten czas trochę się zmieniło.
Usuńnie chcę wnikać w dysputy urbanistyczno-muzealnicze bez sensu :), jednak te rzeczy o których napomknięte jest w wcześniejszym wpisie to nawet zdecydowanie wcześniej niż dekadę temu już były, tak więc autorka dość mocno naciągnęła prawdę dla pozyskania odpowiedniego efektu literackiego.
Usuńtak więc autorka dość mocno naciągnęła prawdę dla pozyskania odpowiedniego efektu literackiego - serio?
UsuńSprawdziłam - książka po raz pierwszy została wydana w 1994 r.
W tym wielkim, nowoczesnym mieście nie ma śladu po tym, co się tu stało. Tak, stoi pomnik.
UsuńAle nie ma ani kawałka muru, który oddzielał jedną trzecią mieszkańców miasta od reszty. Nie pozostawiono żadnej enklawy kamiennej pustyni, w którą obrócono miejsce, gdzie żyli, umierali i walczyli ci, którzy byli tu od 1000 lat.
Nie ma ani jednego wypalonego domu, z którego okien matki wyrzucały dzieci, a potem skakały same za nimi.
Kiedy zamykam oczy, ulice stają się znów bliskie. Tłum ludzi - cieni - krąży między cieniami domów i wyraźnie, tak jakby to było naprawdę, słyszę głos dzieci wołających w tamtym języku:
- Hob rachmunes - miejcie litość. [s. 117]
zachowane obiekty:
ul. Próżna
Hale Mirowskie
i kilka jeszcze
zachowane fragmenty murów:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Fragmenty_mur%C3%B3w_getta_w_Warszawie
a jeżeli zachowane tzn. że na pewno też stały w okresie istnienia Getta , wiec słowa :"Ale nie ma ani kawałka muru" , bardzo mijają się z prawdą , to samo tyczy się budynków. więc najpierw proponuję zapoznać się z faktami a dopiero potem powielać. Czasami konfrontacja z rzeczywistością się przydaje. Moja uwaga nie miała na celu umniejszyć wspomnień spisanych przez Blady-Szwajger , bo te bardzo sobie cenię jak i wiele innych świadectw z tamtego okresu.
P.s i na logikę, co można było zachować w tak potraktowanym mieście :
Usuńhttps://pl.wikipedia.org/wiki/Zburzenie_Warszawy
ważne są takie książki, właśnie czytam Aleksijewicz ("Wojna nie ma w sobie nic z kobiety") i uświadamiam sobie jak bardzo! niestety, dla mnie są to lektury, które muszę sobie dawkować, więc nie od razu będę sięgać po następną książkę wojenną, ale tytuł sobie zapisuję. a w międzyczasie może w końcu ściągnę z półki 'Wolne' Grzeli!
OdpowiedzUsuńWażne i o tym trzeba mówić, żeby kolejne pokolenia miały świadomość pewnych faktów. Co prawda historia niczego nas nie uczy, ale pamiętać i przestrzegać trzeba.
UsuńChyba każdą książkę Aleksijewicz trzeba rozkładać na raty, bo to bolesne lektury. Moim zdaniem "Wojna..." to jej najlepsza rzecz.
tak, mam ostatnio podobne spostrzeżenia, niczego nie uczymy się od historii, chwilami jestem przerażona.
Usuń"Wojna..." to moja pierwsza książka Aleksijewicz, bardzo dobra, mocna. ja miałam ochotę ją pochłonąć jak najszybciej, ale zmuszałam się do wolniejszego tempa czytania, bo ta książka zasługuje na uwagę i na to żeby ją jak najlepiej pamiętać.
Zasługuje na pewno, bo te rozmowy robią duże wrażenie (inne jej książki trochę mnie nudziły). Niesamowite, że przez tyle lat radzieckie żołnierki były pomijane.
UsuńPrzeczytałam Czarnobylską modlitwę i chcę sięgnąć po "Wojnę" ale nie wiem, czy dam radę.
UsuńAle bardzo chcę.
Niemniej wydaje się, że dopiero teraz temat zostaje chociaż trochę opisany.
Wiem, że dzieci cierpiały bardzo, niewyobrażalnie bardzo. z drugiej strony budzi się we mnie niezgoda na jakiekolwiek wartościowanie, ze względu na wiek osoby cierpiącej. Już śpieszę z wyjaśnieniem, nie piszę, że w tym przypadku tak jest, ale cierpienie dzieci, wzbudza wielokrotnie chęć pomocy, i litość (nie nie cierpię lidości) albo chęć pomocy. Można powiedzieć, tak np. tak, bo one są bardziej bezbronne, a osoba starsza ma wielokrotnie bardziej większą szansę na przeżycie... No nie do końca, a co z osobami zależnymi, to jest osobami starymi? Albo chorymi psychosomatyczne, albo osobami z niepełnosprawnościami, one też się starzeją,one też chcą żyć, w dyskursie o wojnie ich nie ma (no chyba, że mówi się o eksterminacji i eksperymentach medycznych na nich przeprowadzanych). Kolejny temat nieodkryty i niemedialny... To nie tak, że nie współczuje dzieciom, którym nie dano dorosnąć. Tyle, ze zapomina się o wielu, wielu innych tematach.
Blady-Szwajger pracowała z dziećmi, więc pisała o dzieciach.
UsuńTemat dorosłych chorych lub seniorów jest przy takich okazjach (i nie tylko takich) rzeczywiście pomijany, najwyraźniej czeka na swoich "odkrywców". O starości zaczęto już trochę pisać (może dlatego, że społeczeństwo się starzeje), o niepełnosprawności niestety nie.
Historia uczy nas głównie tego, że niczego się od niej nie uczymy.
OdpowiedzUsuńCzytanie takich książek to rzecz trudna i targająca wnętrznościami, ale potrzebna, by od czasu do czasu ugruntować nas w rzeczywistości.
Jak najbardziej potrzebna m.in. dlatego, żeby uczcić jakoś pamięć anonimowych ofiar.
UsuńBardzo chętnie bym przeczytała.
UsuńNo, ciekawą kwestię poruszyłeś. Wydaje mi się, co stwierdził jakiś uczony, którego nazwiska teraz nie pomnę, że Historia jest jedną z najbardziej, albo najbardziej stronniczych nauk. Jestem też zdania, że przeczytanie książki, nic nie zmieni, nic nie jest w stanie zmienić, może być iskierką do zmian. Wspominałam o tym we wpisie (pozwolę sobie rzucić sznurkiem): http://wp.me/p59KuC-6x
Usuń