sobota, 12 maja 2018

Inny Londyn

Anglicy wymierają. Ich liczba się zmniejsza i to coraz szybciej. Widać to na ulicy. Na targowiskach byli dawniej sami krzykliwi Anglicy, którzy gadali cockneyem. Teraz już ich nie ma… Wszystkie angielskie puby się zamykają, a angielskie kościoły oddaje się w dzierżawę Afrykańczykom. Kościół anglikański znika. [39]

Tak widzi Londyn jeden z rozmówców Bena Judah, policjant, według którego stolica Wielkiej Brytanii straciła już czysto angielski charakter, a stała się zlepkiem gett: afrykańskiego, pakistańskiego, jamajskiego, bułgarskiego itd. Istnieje tu już całe nielegalne miasto, liczące ponad 600 000 mieszkańców. Zaskakujące informacje, nawet w dobie zachodnioeuropejskiej wielokulturowości. Nowi londyńczycy dobitnie pokazują, że Londyn stracił już status ziemi obiecanej. 


Ben Judah wykazał się dużą determinacją, zwiedzając mało popularne dzielnice i miejsca. Najczęściej zabiegał o kontakt z osobami z najbiedniejszych grup społecznych: ze sprzątaczami, opiekunami i żebrakami, choć dla kontrastu dotarł również do arabskiej księżniczki, nigeryjskiego krezusa i żony rosyjskiego minigarchy. Nocował z bezdomnymi w tunelu metra, pracował na budowie (z polską ekipą) i szukał mieszkania do wynajęcia, podając się za imigranta. O życie na obczyźnie wypytywał nauczycieli, sklepikarzy, a nawet pracownika kostnicy – wszystko dla uzyskania pełniejszego obrazu imigranckiej niedoli. Niedoli, bo wysłuchane historie na ogół były pełne goryczy i pesymizmu – w tym „alternatywnym” świecie dużo jest skrajnej nędzy, narkotyków i przestępstw.

Tego przykrego wrażenia nie są w stanie zatrzeć wyjątki, które pokazują, że przyjezdni mogą żyć godnie, na dość stabilnym poziomie. Do klasy średniej trudno będzie im awansować, zwłaszcza w dobie Breixitu. Niewesoła wizja, tak jak niewesoła jest sama książka – podczas lektury wielokrotnie powracała do mnie myśl, że Dickens miałby o czym pisać. Za puentę niech posłuży jeszcze jedna wypowiedź z Nowych londyńczyków:

Widzę niepokój. Widzę wyczerpanie. Widzę bezsilność. Ale nie widzę żadnego brytyjskiego snu. Widzę ludzi bardzo zadowolonych, że zarabiają, że mają pracę. Ale nie widuję ludzi z roziskrzonym spojrzeniem i z głowami pełnymi marzeń. [s. 131] 

____________________________________________________
Ben Judah, Nowi londyńczycy, tłum. Barbara Gutowska-Nowak
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2018


40 komentarzy:

  1. No cóż, ten ostatni cytat pasuje jak ulał również do Polski. A pewnie i do wielu innych krajów.
    I co to jest minigarcha? Taki co ma sto milionów, a nie miliard? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle że u nas nie było polskiego snu.;( Ale masz rację, - niepokój, wyczerpanie i bezsilność dają się odczuć.
      Tak, minigarcha to taki pomniejszy krezus.;)

      Usuń
    2. No trochę było jednak. Skoro jednak nawet american dream to przeszłość, pomniejsze też odchodzą do lamusa.

      Usuń
    3. Cóż, tyle się dzieje na świecie, że musiało się odbić czkawką nawet bogatym. Przy okazji odstaje się i nam.

      Usuń
    4. American dream to zawsze była ściema dla naiwnych.

      Usuń
    5. Amerykanie zawsze lubili dobrze mówić o swoim kraju.;)

      Usuń
    6. Chyba im przechodzi, jeśli wierzyć Elegii dla bidoków.

      Usuń
    7. Pytanie, czy to nie była kropla w morzu.

      Usuń
    8. To, że on jeden dał temu rozczarowaniu wyraz na piśmie, nie znaczy, że ono nie jest powszechne.

      Usuń
    9. Oczywiście.
      O tym problemie pisze też Hochschield "Obcy we własnym kraju", ale to jest tak duży kraj i tak odległy, że trudno o miarodajny pogląd na sprawę z naszej perspektywy. Co innego Polska - tu dostrzegam nastroje jak z ostatniego cytatu.

      Usuń
    10. Sami Amerykanie, zdaje się, mają problem z perspektywą. Nowy Jork czy Los Angeles tych bidoków nie widzą i dlatego potrzebują różnych Vance'ów, żeby doznać olśnienia.

      Usuń
    11. Zupełnie jak u nas.;( Perspektywa korpo, latte, młodych i zdrowych itp., a przecież to skromny wycinek rzeczywistości.

      Usuń
    12. I nas nawet nie usprawiedliwiają te tysiące kilometrów odległości.

      Usuń
    13. Zgadza się. Nawet przegrane wybory nie są wystarczająco jasnym komunikatem dla polityków.

      Usuń
    14. Politycy to już w ogóle zamieszkują jakiś wyjątkowo izolowany rezerwat :D

      Usuń
    15. Miałem skomentować tak jak Piotr, ale paczam i widzę, że rozebraliście to porównanie do swojskich realiów na czynniki pierwsze :) No i jak tu mieć roziskrzony wzrok, jak człowiek zasuwa na gar, do gara i giezło na grzbiet. Gdzie tu miejsce na marzenia, pytam? :(

      Usuń
    16. Ej no, pomarzyć zawsze można. Gorzej z realizacją, ale to wtórne.

      Usuń
    17. Wierzę, że młodzi ciągnący do dużych miast mają marzenia. Inaczej chyba nie garnęliby się tak do korpo.;)

      Usuń
    18. @Piotr Można, ale zazwyczaj głowy mamy zapchane terminami, obowiązkami, myśleniem o robocie, nawet jak jesteśmy już po. Ogarnianiem. Przynajmniej ja tak mam. A marzenia? No są, ale malutkie, na miarę możliwości :P
      @czytanki.anki Szkoda tylko, że życie tak szybko sprowadza większość z nich do parteru. I zamiast marzeń jest dylemat ile wziąć nadgodzin, żeby starczyło na kolejną ratę za mikroskopijną kawalerkę.
      Oczywiście to u góry to cynizm mode on. Mam nadzieję, że nie jest aż tak źle :)

      Usuń
    19. Małe marzenia to też marzenia i nie dajmy sobie wmówić, że nie :) I nawet mimo terminów zawsze się znajdzie na nie chwila. Aktualnie prześladuje mnie myśl o plaży :D

      Usuń
    20. @Bazyl
      Niestety, takie czasy nastały. Ale spotykam zadowolonych 30-latków, więc tragicznie nie jest.;)

      @Zacofany
      Popieram, małe marzenia też się liczą.;) Zresztą z wiekiem chyba stają się mniej wybujałe, w końcu potrzeby też się zmieniają.

      Usuń
    21. Niektórym nie wystarcza zadowolenie się małym, zaraz muszą marzyć o Mt Evereście. Ale ja jestem minimalistą :D

      Usuń
    22. Mam wrażenie, że jak się jest b. młodym człowiekiem, to chce się mieć wszystko już, zaraz.
      Minimalizm jest dobrym rozwiązaniem, choćby dlatego, że zaoszczędza człowiekowi wielu rozczarowań.;)

      Usuń
    23. Owszem. Ludzie w kwiecie wieku robią się rozsądniejsi :)

      Usuń
  2. Ech, szkoda, że książka pewnie nie dotrze do zbyt wielu ludzi, którzy planują zbudować swoją przyszłość właśnie w Londynie, będąc przekonanym, że czeka ich tam spełnienie wszelkich marzeń.

    A samo spojrzenie na brytyjską metropolię - bardzo ciekawe. Perspektywa ulicy, i to tej biednej, która co rusz musi zadzierać głowę. Jestem zaintrygowany.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W dobie Breixitu chyba wielu zrezygnuje już z pomysłu zrobienia kariery w UK.;(
      Tak, to spojrzenie na Londyn jest arcyciekawe, duże brawa dla autora. Z pewnością dużo trudu kosztowała go ta książka, bo ludzie zbyt chętnie się nie otwierali.

      Usuń
    2. Prawda, prawda - ja już kilka lat temu odpuściłam sobie wyjazd do Zjednoczonego Królestwa, zapuściwszy uprzednio porządne wici na temat możliwości i życia tam. Jeszcze z 10 lat temu czy wcześniej, może i owszem, a teraz to fajerwerków zdecydowanie brak - problemy z pracą, problemy ze służbą zdrowia, problemy z wynajmem, problemy z ludźmi...

      Usuń
    3. O tak, Wilka Brytania 10 lat temu mogła jeszcze być ziemią obiecaną. Cóż, wszystko się kiedyś kończy.;(

      Usuń
  3. Tak jakoś mi się to skojarzyło z Na dnie w Paryżu i W Londynie G.Orwella. A co do marzeń- to myślę, że miewamy je niezależnie od okoliczności. Ja w tej chwili marzę o podróży, a jak podróż to urlop. A od dwóch lat z hakiem marzę o najdłuższych wakacjach życia i o tym, aby nasi politycy czegoś w tym zakresie nie zmajstrowali (bo co do innych sfer życia pozbyłam się złudzeń). Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, Orwell to dobre skojarzenie; ciekawe, co Judah by na to powiedział.;)
      Pewnie, każdy o czymś marzy, życie byłoby smutne bez takiej możliwości.;) Słyszałam o jakimś projekcie, wg którego niewykorzystany urlop z poprzedniego roku miałby przepadać, ale mam nadzieję, że to nie przejdzie.

      Usuń
    2. ...ale chyba musi być wypłacony, z tego, co pamiętam ten projekt.

      Usuń
    3. O tym akurat nie wiedziałam. Znam takich, którzy by się z takiego rozwiązania nawet ucieszyli.;)

      Usuń
  4. O to to, książka idealna dla mnie - o ludziach z różnych sfer zderzonych z życiem i spełnianiem marzeń. Woda na mój pesymistyczny, krytyczny, sarkastyczny młyn ;).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat najwięcej jest tu warstwy najniższej i kilka przykładów prawdziwych krezusów, a średniej za dużo nie ma. Bo ci, którzy sobie jakoś radzą, nie żyją na luzie. Ale wtedy nie pasowaliby do założeń książki.;)

      Usuń
    2. No to w sumie niedobrze, jak najpierw są założenia, a później dane ;)

      Usuń
    3. Autor chciał pisać o niedawnych imigrantach, więc chyba najłatwiej było mu znaleźć tych, którym "kariera" słabo wychodzi. A bogaci nie potrzebowali się dorabiać, pieniądze przywieźli z domu.;)

      Usuń