piątek, 24 lipca 2020

Zieleń wszelka zginie

Przez czterdzieści cztery dni nieustannej suszy żar zalewał góry, dolinę, dzikie, rzadkie i nastroszone krzewy porastające leżącą w słońcu czaszkę ziemi. Dzień, tak długi i tak odległy od nieba, zamieniał wszystko w jedną spiekłą powierzchnię, białą i bezkresną; biała była sucha ziemia, białe trawy, białe cortadery i zeszkieleciały wiąz, białe algarrobo i tala, powykręcane, poskurczane i sztywne jak ciała umarłych wyciągnięte z ziemi na płonące powietrze. Pola ukazywały swoją twarz upiorną, spragnioną, suche usta, wynędzniałą rękę, wyciągniętą bezsilnie kilometrami i kilometrami.[s. 8] 


Fragment otwierający powieść Eduardo Mallei z 1941 roku doskonale oddaje barwny styl argentyńskiego klasyka i już na wstępie narzuca ponurą tonację, a w połączeniu z tytułem nie pozostawia złudzeń co do wymowy książki. I rzeczywiście: Zieleń wszelka zginie jest swoistym studium dojmującej samotności i powolnego osuwania się w niebyt. Doskonałym studium, trzeba dodać.

Główna bohaterka, Agata Cruz (nazwisko zapewne nieprzypadkowe) wychowywana była przez owdowiałego ojca lekarza. Oboje wycofani, biedni wygnańcy ze świata słów [s. 39], żyli przez lata w smutnej i surowej symbiozie, dopóki kobieta częściowo z rezygnacji, częściowo z ciekawości, nie zgodziła się poślubić skromnego posiadacza ziemskiego i zamieszkać z dala od miasta. Marzenia o lepszym, ciekawszym życiu nie spełniły się jednak i ostrzeżenie Agaty „Ja nie jestem wesoła” skierowane niegdyś do narzeczonego okazało się prawdziwe. Nieumiejętność porozumienia się doprowadza do impasu, który dodatkowo pogłębia wyjątkowo niełaskawa przyroda, kolejne źródło udręki i goryczy małżonków. Przegrywają dotkliwie, każdy z osobna.

Zmagania głównej bohaterki budzą współczucie, nawet jeśli uznać, że to ona, nie potrafiąc pokonać własnych ograniczeń, odpowiada za swój ponury los. Tragedia Agaty robi tym większe wrażenie, że Mallea mistrzowsko osadził fabułę w krajobrazie – czy to wiejski, czy miejski, odgrywa ważną rolę. W tej powieści zresztą wszystko jest na właściwym miejscu, od pierwszej do ostatniej sceny. 

_______________________________________________________________________
Eduardo Mallea, Zieleń wszelka zginie, przeł. Jadwiga Konieczna-Twardzikowa
Wydawnictwo Literackie, Kraków 1975 


13 komentarzy:

  1. Czyli jeszcze jedna perełka wydana przez Wydawnictwo Literackie w ramach Prozy Iberoamerykańskiej. Od czasu do czasu lubię sięgnąć po te charakterystyczne książeczki, bo niekiedy można trafić na prawdziwe skarby. Dzieło ciekawi mnie tym bardziej, że akurat o Mallei nie słyszałem - Argentyna ma tylu interesujących literatów, że aż trudno mi za nimi nadążyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też o Mallei nie słyszałam, ale tytuł tak mi się spodobał (cytat z Księgi Izajasza), że wypożyczyłam. I nie żałuję.;) Szkoda tylko, że więcej utworów tego autora nie przetłumaczono na polski.
      Rzeczywiście Argentyna obrodziła w interesujących pisarzy, ostatnio kilku czytałam i za każdym razem był to powód do zadowolenia. Szczegóły niebawem.:)

      Usuń
    2. Zatem czekamy, czekamy :)

      Usuń
  2. I ja przyłączam się do tych zaciekawionych prozą Eduarda Mallei. Mam nadzieję, że jest słowniczek (choć przecież nie musi, możemy sobie w końcu wyobrazić co to są białe cortadery i białe algarrobo i tala).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat w tym tomie słowniczka brak, a przydałby się. Do lektury zachęcam, jest coś hipnotyzującego w tej książce.

      Usuń
    2. Ha, czytając prozę iberoamerykańską, natykając się na te nie tłumaczone na polski nazwy drzew czy owoców, człowiek uświadamia sobie jak nieskończenie bogata jest przyroda ;) Z takich krajobrazowych powieści, polecam "Wielkie pustkowie" brazylijskiego pisarza João Guimarãesa Rosy. Z tego, co wspominałaś w komentarzu do mojego wpisu na temat tego utworu wynika, że masz ją nawet w swoich zbiorach ;)

      Usuń
    3. Ambrose, i ja mam swoich zbiorach "Wielkie pustkowie", czasem je sobie przeglądam. Mam jednak wrażenie, że na tę książkę musiałabym poświęcić bardzo dużo czasu, wydaje się być baardzo gęsta - może to też kwestia starego PIW-owskiego wydania, małej czcionki. Z drugiej jednak strony wtopić się w pustynne, bezkresne brazylijskie sertao - to musi być niezwykłe przeżycie.

      Usuń
    4. Dla mnie te opisy przyrody mają coraz większe znaczenie, kiedyś ich nie doceniałam. A przecież są świetnym sprawdzianem umiejętności pisarza, co - mam nadzieję - widać po cytacie z Zieleni. Opisać atrakcyjnie pustkowie to zapewne sztuka, może do niego dotrę.😉

      Usuń
  3. Nie znam autora ani książki. Ale chyba nie czytałam jeszcze nic z literatury argentyńskiej. Lubię tu do Ciebie zaglądać, bo niemal zawsze znajdę jakąś książką, o której nigdy wcześniej nie słyszałam i nie raz znalazłam u Ciebie czytelniczą inspirację. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze trzy miesiące temu też nie wiedziałam nic o autorze i powieści, lektura wzięła się z przeglądania bibliotecznego katalogu.😉 Na szczęście strzał był celny, bo czasem trafiają się kompletne niewypały.
      Dziękuję za komplement i zachęcam do lektury czegokolwiek z Argentyny, zawsze to szansa na egzotyczną przygodę.😉

      Usuń
  4. Bardzo polecam serię prozy światowej wydawnictwa PiW, zwłaszcza Alejo Carpentier - przepięknie wydany tryptyk o Haiti, w tym Eksplozja w katedrze, którą wznowiono właśnie po latach i wiele innych perełek (Borges, Fuentes)
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń