Najbliższym lokalem, gdzie dało się zjeść szybką kolację, była Casalinga, ulubiona trattoria Anglika, tuż za rogiem, u neapolitańczyka na piazza kłębił się już tłum młodzieży, która czekała na podawaną wieczorami pizzę.
W Casalinga o tak wczesnej porze zebrało się jeszcze niewielu gości. Żona właściciela nakryła stół białym obrusem, przy oknie w sali na tyłach. Zza szyby, osłoniętej gęstą firanką i oklejonej czerwoną nalepką z nalepką „Wszystkiego Najlepszego”, było widać tylko kamienną ścianę budynku naprzeciwko.
Wyszedł do nich syn właściciela Paolo, którego tłuste cielsko wylewało się spod wielkiego białego fartucha. Miał brązową, kędzierzawą czuprynę i zatknięty za ucho ołówek.
– Stracciatella – oznajmił, pochylając się nad nimi, dobywając spod fartucha notes i wystudiowanym gestem wyciągając ołówek zza ucha.
–A jadłospis? – szepnął zaniepokojony inspektor do Jeffreysa. – Chcielibyśmy poprosić jadłospis; nie lubię...
–Oj, oj! – Paolo, florentyńczyk z krwi i kości, pogroził mu palcem – stracciatella! Dobry świeży rosół, jajka złożone dziesięć minut wcześniej, wszystko przyrządzone przez mamma. Cztery razy. Cztery stracciatelle!
Obwieścił zamówienie gromkim głosem, ledwie odwróciwszy głowę.
Stracciatella (źródło zdjęcia)
– A co jeszcze mama dla nas przygotowała? – spytał pokornie kapitan.
– Cotechino z soczewicą - odparł natychmiast Paolo. – Specjalnie na święta. Ale czy oni to docenią? Nie. Anglicy, prawda? Przyniosę im wątróbkę cielęcą w maśle szałwiowym z pieczonymi ziemniakami. Anglicy lubią ziemniaki. Sałata? Sałata. Litr czerwonego wina. Woda? Litr wam wystarczy. Zwykła czy gazowana? Zwykła, gazowana może wam zaszkodzić. Przyniosę pieczywo.
Ołówek zniknął w burzy kędzierzawych włosów. Paolo ruszył w stronę kuchni, wykrzykując zamówienie i torując sobie drogę między pustymi, okrytymi kraciastą ceratą stolikami.
Po chwili wrócił z koszyczkiem świeżego wiejskiego pieczywa i karafką wina, postawił je z hukiem na stole i nachylił się w stronę nadinspektora.
– Pan się tyle nie martwi! – napomniał go surowo. – Pan tu się naje! – Po czym przeszedł na restauratorską angielszczyznę: - Many English customers! All eat well! Potatoes! Good red wine for the cold weather! All right? - Poklepał zdumionego nadinspektora po ramieniu, nalał mu kieliszek wina i podsunął koszyk z pieczywem. – Eat! – rozkazał na koniec, zanim wesoło potoczył się do kuchni.
Magdalen Nabb, Śmierć Anglika, przeł. Dorota Kozińska, Warszawa 2021, s. 113-114
Cotechino to rodzaj surowej kiełbasy sporządzonej z mięsa wieprzowego, skórek wieprzowych i tłuszczu. Tradycyjnie podawana wraz z soczewicą na przyjęciach sylwestrowych. Łatwiej chyba będzie jednak przygotować straciatellę czyli rosół z lanymi kluskami przyrządzanymi z mąki, parmezanu i jajek. Nazwa pochodzi od włoskiego słowa stracciato (l.mn. stracciate, imiesłów czasu przeszłego od czasownika stracciare – rozrywać, drzeć na kawałki).
Składniki:
bulion
Sposób przygotowania:
W miseczce połączyć starty parmezan, mąkę i jajka.
Rosół doprowadzić do wrzenia, wlać delikatnym strumieniem masę na kluseczki, zamieszać.
Po zagotowaniu rosołu z kluseczkami od razu wyłączyć ogień (kluseczki same oddzielą się od płynu).
Serwować ze świeżo posiekaną natką pietruszki, można doprawić też gałką muszkatołową.
Jak dotąd straciatella kojarzyła mi się ze słodkim deserem, a nie z rosołem. I choć troszkę podróżowałam po Italii po raz pierwszy spotykam tę nazwę w odniesieniu do zupy. Być może będę mogłam osobiście sprawdzić jej smak całkiem niedługo, a na razie może spróbuję ją sobie przyrządzić. Przepis nie wydaje się skomplikowany, a rosół bardzo lubię, parmezan również. Natomiast różnego rodzaju kiełbasy tłuste i suche zarazem - wspominam niezwykle miło. Jedna z nich była numerem jeden mojej florenckiej Wielkanocy (wraz z jakiem-pisanką otrzymaną od rzymskiej gospodyni i babeczką muffinką). Słowo wywołuje obraz, a ślinka leci na wspomnienie. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że wpis wywołał miłe wspomnienia.;) Sama b. lubię kuchnię włoską i rosołu też spróbuję. Nie jest to moja ulubiona zupa, ale z ładnymi kluskami - czemu nie?;) Wędlin włoskich prawie nie znam.
UsuńNazwę zupy też kojarzyłem raczej z deserem. Człowiek uczy się całe życie :) Niestety obieżyświat że mnie żaden, a i kucharz także, więc tak naprawdę zostają zamieszczane tu opisy i moja, mam nadzieję bogata, wyobraźnia :P
UsuńMnie też z deserem, a konkretnie z lodami.;)
UsuńSama rzadko gotuję, ale poczytać o jedzeniu lubię. I pomarzyć, że można kiedyś gdzieś pojechać i spróbować takiego rosołku z lanymi kluskami.
„Zwykła czy gazowana? Zwykła, gazowana może wam zaszkodzić” – jaki troskliwy. :D
OdpowiedzUsuńAlbo uprzedzony do Anglików.;)
UsuńDla mnie to zupka "kluseczkowa". Robiłam ją zawsze gdy córcia była chora :)
OdpowiedzUsuńTeż mi się kojarzy z daniem podawanym w chorobie.;)
Usuń