piątek, 18 października 2013

Klub Czytelniczy (odc. 34) - Awans

W kotlinie wisiała ciepła cisza, podbijana od spoda kijankami: dwie baby klepały przy brzegu szmaty - moczyły, wykręcały, coś pośpiewywały, podkasane spódnice odsłaniały kolana białe, nie opalone. Płynąc cicho po drugiej stronie, pod nawisami leszczyn, przyglądałem się wioszczynie. Widok przypominał dziewiętnastowieczne landszafty. Georginie i malwy płonęły w ogródkach na tle bielonych ścian. Ściany te przykryte były strzechami jak czapami, za dużymi, czarnymi. Pod strzechami kłębiły się korony starych klonów z bocianimi gniazdami. Obrazu dopełniały jabłonki, pokropkowane dojrzałymi owocami... Bosa babina w długiej spódnicy pędziła ze skarpy ku rzece stadko czerwonodziobych gęsi. Oczy skoczyły ku znajomej chacie... ta przedostatnia... rety, jaka maleńka! Mech pokrywał strzechę zielonym pluszem, bielony dymnik sterczał jak purchawka...


Pytania do dyskusji:

1. Marian Grzyb to naprawiacz czy niszczyciel świata?

2. Czy stereotypy dot. polskiej wsi przedstawione w „Awansie” zdezaktualizowały się od czasu powstania książki?

3. W finale Malwina mówi o wczasowiczach: Udają, że nie wiedzą, że my udajemy… Czy podejście współczesnych "miastowych" do mieszkańców wsi i kultury wiejskiej zmieniło się?

4. Jakie dramaty kryją się pod komediową otoczką „Awansu”?

5. Czy "Awans" uważacie za książkę ważną dla literatury polskiej? Dlaczego?

6. Miejsce na Wasze pytania


Zapraszam do rozmowy.


127 komentarzy:

  1. Wreszcie zdążyłem ... :-)

    Mam wrażenie, że to Marian to rodzaj ucznia czarnoksiężnika, który wyzwolił moce i stracił nad nimi panowanie. Postać, która "chce dobrze" ale której "wyszło jak zwykle". W gruncie rzeczy przyspiesza tylko zmiany, które są nieuchronne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet zameldowałeś się pierwszy.;)
      "Wyszło jak zwykle" - to samo określenie chodziło mi po głowie.

      Usuń
    2. Ale widać, że to "jak zwykle" w gruncie rzeczy odpowiada wydmuchowianom, nie wracają przecież do tego co było wcześniej mimo świadomości, że coś stracili. Z ich punktu widzenia bilans jest dodatni a "wszystko jest na sprzedaż".

      Usuń
    3. Wydaje mi się, że na tym polega ich problem - stoją w rozkroku między oswojonym "starym" a być może lepszym "nowym".

      Usuń
    4. Gorzej myślę, że już nie stoją - wyboru dokonali "Kiepsko ze mną ... Kiepsko ... Mam coraz wyższą stopę. Kiełbasę żrę. Faulknera czytam. Ale czuje się podle. Załgany jestem ... " Tylko, że nic poza kacem dosłownie i w przenośni nic nie wynika.

      Usuń
    5. Mnie wręcz przeraża ta ich elastyczność - zmiany następują błyskawicznie, i w krajobrazie (na przykład wtedy, kiedy wieś postanowiła się upodobnić do zagrody Zakały, to dzieje się ekspresowo), jak i w charakterach (transformacja Malwiny, która z jurnej dziewoi przeobraża się w zblazowaną intelektualistkę. :)

      Usuń
    6. @ Marlow

      A jednak wyczuwszy koniunkturę, wracają do folkloru.;) Oczywiście to tylko udawanie, ale najwyraźniej nie mogą się zdecydować.

      @ Lirael

      Malwina jest po prostu niesamowita! W filmie b. mi się podobała (grała ją Dykiel).

      Usuń
    7. Mogę to sobie tylko wyobrazić! :D

      Usuń
    8. Co do transformacji, myślę że była nieunikniona i dzieje się na naszych oczach a nie tylko w Wydmuchowie. Nie wiem jak w innym regionie ale w okolicach Kielc na wsi był zwyczaj stawiania przed domem ławek, tak by zwłaszcza starsi mogli sobie na nich usiąść i mieć rozrywkę patrząc na drogę. Dzisiaj ławki są już puste - nikt na nich nie siedzi. Wzmożony ruch sprawił, że to co kiedyś było przyjemnością stało się nie do ogarnięcia a i TV zrobiła swoje - nie trzeba było magistra Maniusia. On tylko przyniósł zresztą pełen naiwnego zapału to co nieuchronne.

      Usuń
    9. Ja bym nie przesadzał z tymi wyludnionymi ławkami, wracając do domu z pracy widuję w przydrożnych wsiach skupiska starszych. A już przejście pielgrzymki jest większą atrakcją niż serial. W sąsiedniej wsi do dziś pod przydrożnym krzyżem kobiety zbierają się na majowe i czerwcowe, przy ruchliwej szosie.

      Usuń
    10. Znam te ławeczki na Kielecczyźnie.;))) Jeszcze pod koniec lat 90-tych w niedziele były zajęte. Dla mnie miało to swój urok, ale bywałam tam tylko przejazdem. Na pewno łatwiej było żyć w pobliskim mieście niż na tamtejszej wsi.
      A transformacja była nieunikniona, masz rację.

      Usuń
    11. Na Lubelszczyźnie też jest mnóstwo takich ławeczek. :) Chyba wciąż bywają oblegane.

      Usuń
    12. Jeszcze na początku lat 90-tych widywałem na wsiach starsze kobiety w zapaskach, a od czasu do czasu nawet na rynku w Kielcach. Dzisiaj zostało tylko wspomnienie, tak że nie dziwię się wycieczkom, które przyjeżdżały oczekując folkloru :-) Cóż, miastowym jako namiastka tradycji, został tylko chleb żytni ze smalcem :-)

      Usuń
    13. ...I skanseny. :) A propos bardzo polecam lubelski i ten w Sanoku.

      Usuń
    14. W sanockim byłem jako dziecko a do lubelskiego nie dotarłem - pewnie dlatego, że mieszkałem kilkaset metrów od niego. Ja mogę z kolei polecić skansen w Olsztynku chyba najlepszy w Polsce obok sanockiego. Byłem też w Tokarni (koło Kielc), Sierpcu i Wdzydzach - nie mają takiego klimatu ale w każdym jest coś co warto zobaczyć.

      Usuń
    15. Mnie się Wdzydze szalenie podobały, a szkoła wiejska zrobiła furorę wśród małoletnich:)

      Usuń
    16. U mnie też zrobiła furorę bo sam się jeszcze załapałem na takie ławki a dzisiaj muszę już tłumaczyć "Plastusiowy pamiętnik" bo dziecko nie widziało drewnianego piórnika, którym czasami dostawało się po łapach, ani nie wie co to kałamarz, stalówka i obsadka, ani do czego służyła bibuła :-). I nie trzeba było magistra Grzyba :-)

      Usuń
    17. W Sanoku też jest taka szkółka, cudo!

      Usuń
  2. 1. Marian symbolizuje postęp w najgorszym wydaniu: ślepy, nie zwracający uwagi na lokalne uwarunkowania, tradycje i potrzeby. Na siłę próbuje podciągnąć wieś do jakiegoś wyimaginowanego ideału cywilizacji, który okazuje się polegać wyłącznie na przejęciu pozorów "światowości".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, pan magister realizuje swój plan podręcznikowo, na sucho. On nawet nie jest idealistą, prędzej ideowcem.

      Usuń
    2. Magister chyba jednak jest po trosze idealistą. Ideowcem to jest aktywista z rowerem - cudna postać.

      Usuń
    3. Nie wiem, nie wiem - jego stosunek do rodziców każe mi wątpić w jego idealizm.;(

      Usuń
    4. On przeszedł gruntowne pranie mózgu i jego stosunek do rodziców to jeden z tych dramatów, o które pytasz w pkt 4.

      Usuń
    5. Przeszedł i dlatego nie potrafię uznać, że jest idealistą. Jest zbyt zaślepiony, jakby wyłączył inteligencję.;(

      Usuń
    6. A może nawet nie pranie mózgu, po prostu wmówiono mu, że ma się czego wstydzić jako chłopski syn. To wydaje mi się zresztą dość częste, to zawstydzenie własnym pochodzeniem i chęć udawania kogoś lepszego, tylko dlatego, że zdobyło się wykształcenie albo (tu może częściej) majątek. Słynna słoma wystająca z butów.

      Usuń
    7. Mając w pamięci przeróżne filmy, obstawiam indoktrynację.

      Usuń
    8. Marian, moim zdaniem, nie jest inteligentny, on ma wyuczone gotowe formuły na wszystko, to, co się w nich nie mieści, to przeżytek i zacofanie. Matka wieśniaczka mu się w światopoglądzie nie mieści zdecydowanie, więc ją odrzuca, bezrefleksyjnie zupełnie.

      Usuń
    9. Całkowicie się zgadzam - Marian wszystko bezrefleksyjnie wykuł na pamięć i stara się wprowadzić w życie.

      Usuń
    10. A zwróciłaś uwagę, jak sprytnie Redliński lokuje swoją książkę w czasie? "Portret Mędrca" się pojawia:)

      Usuń
    11. Przejawem tej stereotypowości myślenia Mariana jest jego stosunek do przyrody: uładzić, wyciąć, wyregulować, zabetonować. Takie samo ma podejście do ludzi: przyciąć, wyrównać, niech wszyscy chłoną tę samą papkę, łatwiej będzie nimi sterować.

      Usuń
    12. Ja nie oceniam Mariana aż tak źle. Na tej wsi istotnie panowała ciemnota i Marian miał wiele racji, próbując zmienić wieśniaków. Postęp według niego to nie tylko nowinki techniczne i równo przycięte trawniki, ale też - brak przemocy, jedzenie do syta, dzieci chodzące do szkoły, a nie do pracy w polu.
      Tak się zastanawiam, czy niechęć Mariana do rodziców wynikała tylko z tego, że wieśniacy go brzydzili. Ci rodzice byli okropni! Ojciec przyczynił się do śmierci syna Błażeja i w ogóle tego nie żałował. Zabito siekierą ich córkę Jadzię, a oni nie rozpaczali, bo dziewczynka według nich nie jest dużo warta. Czy takich rodziców można szanować?

      Usuń
    13. Mimo na pierwszy rzut oka zabawnej, satyrycznej tonacji "Awansu" Marian wywoływał we mnie dreszcze przerażenia. :( Mafister (brzmi prawie jak Mefisto!) kilka razy został nazwany "faryzeusem" i to trafne skojarzenie. Jest w nim mnóstwo fałszu i sztuczności. Dostawałam drgawek czytając, z jaką wyższością, pogardą i obrzydzeniem mówił o swoich rodzicach, zanim nastąpiły zmiany.
      W ogóle mimo satyrycznych i groteskowych scen w "Awansie" jest coś przenikliwie depresyjnego:
      "Straszno się zrobiło, niesamowicie! Posępnie... Bo czyż jest coś straszniejszego, posępniejszego niż dżdżysta ciemność i poświstujący wicher nad głową, rozkisłe kałuże pod nogami - niż jesienny wieczór w śródleśnej zacofanej wiosce?

      Usuń
    14. Koczowniczko, widzimy tych rodziców oczami Mariana, to on jest narratorem i narzuca nam swój punkt widzenia. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego Marian czując takie obrzydzenie do rodziców siedział im na głowie, to były czasy, kiedy bez problemu mógł znaleźć pracę w mieście, które tak niesamowicie mu imponowało.

      Usuń
    15. No ale przecież on wrócił z misją i z poczuciem misji, właśnie po to, żeby nawracać. Być może nawet sam sobie wybrał cel misji, w końcu doskonale wiedział, jak jego rodzinna wieś wygląda.

      Usuń
    16. Ale jak to: siedział im na głowie? :) On przecież im płacił za pokój i wyżywienie. Poza tym chciał się wyprowadzić do sąsiadów, lecz rodzice powiedzieli: "Ale trudno, niechaj ostaje... Co majo na nim cudze zarabiać..."

      Usuń
    17. Gdyby nie wrócił, we wsi nadal nie byłoby szkoły.

      Usuń
    18. Może i byłoby to z korzyścią dla wszystkich :)

      Usuń
    19. ~ Zacofany w lekturze
      Oj, ja mam cały czas wątpliwości w temacie jego prawdziwych intencji, czy to rzeczywiście było takie bezinteresowne. Wydaje mi się, że bardzo odpowiadała mu rola guru i czarownika - wydaje mi się, że na przykład w scenie, kiedy włącza telewizor. :)

      ~ Koczowniczka
      Jest to na pewno układ finansowy, który też nie najlepiej świadczy o rodzicach, tzn. że w ogóle na coś takiego się zgodzili. Grzybowie są okropni, ale kompletny brak szacunku Mariana, który uważa się za lepszego tylko dlatego, że skończył studia i pomieszkiwał w mieście i jest nabuzowany różnymi teoriami, mnie podnosił ciśnienie. :(

      Usuń
    20. ~ Koczowniczka
      Wcześniej była rozpoetyzowana pani, etat się zwolnił, bo utonęła, więc prędzej czy później jakiś nauczyciel na pewno by się znalazł. :)

      Usuń
    21. Upajał się rolą apostoła po prostu. A co do magii - to jako krajan doskonale wiedział, jak swoich zaintrygować; technika dla nich nic nie znaczyła, potęga magii to było coś.

      Usuń
    22. Miał dość wymierne korzyści z tej roli, na przykład bałwochwalcze hołdy Malwiny. :P

      Usuń
    23. I tam, nic mu z tego nie przyszło, zepsuł dziewuchę tylko tymi Szopenhauerami :P

      Usuń
    24. Kolejna kapitalna scena - ich pierwsza wspólna noc! :D

      Usuń
    25. Szczególnie troskliwość Grzybowej :PP

      Usuń
    26. Nie wiem, kto mnie tu bardziej ubawił - Malwina czy rodzice Mariana.;)

      Usuń
    27. Tyle razy już zameandrowaliście, że z pewnością wyjdę na Filipa z konopii, ale trudno. Wróciłabym do pierwszej wypowiedzi ZWL w tym wątku i podstawiła pod Mariana Unię Europejską i jej wytyczne, dyrektywy - dla mnie, wcale nie nastawionej antyunijnie, to skojarzenie nasuwa się niemal natychmiast. Idea słuszna (jak u Mariana), ale wykonanie miejscami siada. Jednym słowem, idea tak, wypaczenia nie:D

      Usuń
    28. Z ideologiami tak bywa, w innym kontekście chodzi mi "Opowieść podręcznej" i "Nie tylko pomarańcze".

      Usuń
  3. 2. Dawno nie byłem na wsi:) Wieś dziadków pamiętam jako dość zamożną i dość światłą, jeśli mogę to tak ująć; prąd, wodociąg, dojarka, traktor, kombajn. Intelektualnie nie Szopenhauer, ale i nie ciemny zabobon, zdrowy rozsądek i zdrowa kalkulacja, ale nie jakiś bezduszny materializm i chciwość. Teraz być może wieś się bardziej rozwarstwiła: są ci, co mają hektary i dopłaty z UE, i popegeerowska nędza, elektorat Samoobrony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, zdarzają się wsie na poziomie europejskim (z muzyką dla krów włącznie), są i takie, w których królują uprzedzenia wobec nowoczesności.
      Wydaje mi się, że wśród "miastowych" przeważa stereotyp popegeerowskiej biedy.

      Usuń
    2. Dla reporterów i telewizji bogaty gospodarz to żaden temat, a o dawnych pegeerach można w nieskończoność: i łzy wycisnąć, i na emocjach pograć.

      Usuń
    3. Być może to jedyny sposób, żeby ludzi z miasta w ogóle zainteresować wsią. Mam wrażenie, że wieś była i jest traktowana po macoszemu.

      Usuń
    4. Tyle że taki sposób przedstawiania tylko utrwala stereotyp kufajki, gumofilców ubabranych w gnoju i ogólnej nędzy.

      Usuń
    5. Zgadza się i myślę, że jest to jeden ze stereotypów.

      Usuń
    6. Jest i będzie. Czy znasz jakąś książkę z ostatniego ćwierćwiecza ukazującą wieś nowoczesną? Choćby kryminał rozgrywający się w wielkim gospodarstwie mlecznym z unijnymi dopłatami? Chyba nie, jeśli już, to zawsze jest jakieś zadupie pełne zabobonów:P

      Usuń
    7. A jeszcze jak ktoś trafi na wieś do bohaterki "Prowadź swój pług..." Tokarczuk, to już można się załamać.;) (choć mnie akurat ta książka się podobała).

      Usuń
    8. A no widzisz:) Tokarczuk mnie coraz bardziej intryguje, ale Varga z Masłowską wciąż nieprzeczytani:) Swoją drogą aż dziwne, że UE nie daje kasy na literackie przedstawienie pozytywnych zmian dokonywanych za swoje dotacje :D Taki produkcyjniak XXI wieku.

      Usuń
    9. Jak nieprzeczytani - Vargę podczytujesz prawie regularnie od jakiegoś czasu.;)
      I zapomniałam, że "Prawiek..." też jest o wsi - specyficznej, ale wsi.

      Usuń
    10. Ale Vargę czytam w felietonach dzięki Tobie, a miałem poczytać dużą formę:) I przeczytam, w końcu niedługo mi się termin wypożyczenia skończy:P

      Usuń
    11. Wszystko w swoim czasie. Najwyżej zapodamy np. Tequilę jako lekturę i wtedy trzeba będzie już coś przeczytać.;)

      Usuń
    12. Lepiej może znowu coś wesołego zapodać:P Sejm kobiet wywoła skandal :D

      Usuń
    13. Trzymam się tego Sejmu jak pijany płota.;)

      Usuń
    14. Będzie pięknie, chyba się zacznę obkuwać z komedii attyckiej:P

      Usuń
  4. 5. Redliński jest ważny jako przedstawiciel nurtu chłopskiego, nie wiem, czy wielu autorów poza nim zajmowało się wsią po wojnie. Ostrowskiej "Śniła się sowa" mi się nasuwa, nawet konwencja dość podobna. Od Awansu wolę Konopielkę, ale razem z Listami z rabarbaru dają pewien obraz wsi - tylko pamiętajmy, że tej wsi najbardziej zaniedbanej, przy której Lipce Reymontowskie to oaza cywilizacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kawalec, Nowak i Myśliwski byli chyba czołowymi przedstawicielami nurtu chłopskiego.
      "Śniła się sowa" faktycznie jest podobna, może nawet napisana grubszą kreską.
      Z jakich powodów wolisz "Konopielkę"?

      Usuń
    2. Konopielka nie jest tak uproszczona; przy Awansie miałem wrażenie, że oglądam jasełka czy jakieś przedstawienie kukiełkowe. W Konopielce problem modernizacji jest bardziej pogłębiony i dokładniej opisany z perspektywy "modernizowanego", która wydaje mi się ciekawsza od perspektywy Magistra.

      Usuń
    3. W takim razie będę musiała przypomnieć sobie "Konopielkę". Faktycznie, kreska w "Awansie" była b. gruba, ekranizacja wydaje mi się znacznie lepsza.

      Usuń
    4. Awans w ogóle wygląda jak gotowy scenariusz filmu albo słuchowiska - dialogi są znakomite.

      Usuń
    5. Filmu sobie nie powtórzyłem, ale on chyba dość wierny jest wobec książki?

      Usuń
    6. Bardzo, ale moim zdaniem lepszy. Gruba kreska w nim nie razi.;)

      Usuń
    7. Mnie w Awansie grubość kreski nie razi, taką konwencję autor przyjął, nieźle mu wyszło.

      Usuń
    8. Tak, trzeba po prostu wziąć pod uwagę, że to nie jest powieść realistyczna tylko satyra i wszystko gra.

      Usuń
    9. No właśnie. Dlatego dziwię się utyskiwaniom koleżanek :P

      Usuń
    10. Może za często czytamy seriozne rzeczy i brakuje nam luzu.;)

      Usuń
    11. W takim razie trzeba częściej sięgać po coś weselszego. Propozycje będą mile widziane.;)

      Usuń
    12. Mnie nie do końca wszystko gra. :) Satyra też może być subtelna, vide Gałczyński. Wersja hiperjaskrawa i bardzo wprost nie jest wcale śmieszna, a według mnie w "Awansie" parę takich fragmentów jest. To raczej nie jest kwestia braku luzu, a różnych typów poczucia humoru.

      Usuń
    13. Moim zdaniem tu przejaskrawienia są jak najbardziej na miejscu, subtelnością by się niewiele zdziałało, ale oczywiście nie każdego bawi to w równym stopniu.

      Usuń
    14. Lirael: ja w pełni popieram ZWL - "Awans" to żart, czy raczej dowcip, bo bardziej toporny. Tu nie miało być subtelnego niuansowania, tylko naparzanie widłami i gnojówką. Mi się podobało i ani przez myśl mi nie przeszło, żeby się wzdragać, czy oburzać. Rozumiem jednak, że nie każdemu musi to odpowiadać.

      Usuń
    15. Momarto, też nie wzdragam się i nie oburzam, były w tej książce fragmenty rewelacyjne, były też i słabsze, ale rozumiem tych, którym powieść Redlińskiego nie przypadła do gustu całkowicie i stanowczo protestuję przeciwko stawianiu znaku równości między brakiem entuzjazmu dla "Awansu" a brakiem dystansu w ogóle, co zostało dyskretnie zasugerowane przez przedmówców. :)
      A o tym, jak bardzo nam są potrzebne książki zabawne, świadczy chociażby rozpacz po śmierci Chmielewskiej. Mam jednak wątpliwości, czy typowa satyra sprawdzi się w charakterze książki klubowej. Obawiam się, że głównym punktem zapalnym wywołującym dyskusję będzie śmieszne/nieśmieszne.

      Usuń
    16. Mnie nie przeszkadzała gruba kreska. Książka ma w sobie elementy żartu, groteski. Dobrze się ją czytało. Pierwsza połowa moim zdaniem lepsza od drugiej. Przy opisach, jak zmieniali się mieszkańcy wsi, powiało trochę nudą. Końcówka bardzo dobra.
      Książkę "Śniła się sowa", o której wspominaliście powyżej, też czytałam. No cóż... Ostrowska pokazała tylko brud, chamstwo, okrucieństwo, a więc odmalowała mieszkańców wsi bardzo jednostronnie.
      Z pisarzy, którzy tworzyli po wojnie, ciekawie o wsi pisał też Józef Morton. Napisał takie książki jak np. "Mój drugi ożenek, "Całopalenie".

      Usuń
    17. Przyznam, że o Mortonie absolutnie nic nie słyszałam, dzięki za trop.

      Usuń
    18. To ja dorzucę Masternaka (Scyzoryk, Niech żyje wolność), który mnie co prawda nie zachwyca, ale którego fachowcy porównywali bodaj z Reymontem.

      Usuń
    19. O "Scyzoryku" chyba nawet coś czytałam, aż sprawdzę dzisiaj w miejskiej bibliotece, czy go mamy. Dzięki!

      Usuń
    20. Fajnie! Rad bym poznać czyjeś zdanie, bo każda, mało pochlebna wypowiedź na temat książek autora na moim blogu kończyła się najazdem zdegustowanych fanów, którzy twierdzili, w skrócie i oględnie, że się nie znam :P

      Usuń
    21. Kocham takie uwagi: nie podoba Ci się książka XY, bo się nie znasz.;(

      Usuń
  5. 4. Największym dramatem wydaje się to, że odrzuciwszy stare tradycje i wierzenia oraz styl życia, mieszkańcy wsi nie otrzymali w zamian nic trwałego i wartościowego. Ot, francuski romans w telewizji i sukienki z pedetu. Podcięli swoje korzenie, a nie mieli w czym zapuścić nowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę to podobnie. Dobrze to pokazano na przykładzie lokalnej babki.

      Usuń
    2. No właśnie, Horpyna mówi: "Utknęła ja w pół drogi" - i to jest los wszystkich.

      Usuń
  6. Witam,
    ad.1 "Mafister" to prawdziwy "rewolucjonista" i "naprawiacz świata" - podejrzewam, że święcie wierzy w to co robi.Ale jak to powiadają w mojej rodzinie "nadgorliwość jest gorsza pod faszyzmu" dlatego też pewnie "miało być dobrze a wyszło jak zwykle". Jestem przekonana że Marian wierzy w to co robi i myśli że robi dobrze, co nie oznacza że nie zmroził mnie moment w którym kazał rodzicom mówić do siebie panie magistrze.
    Dla mnie to taki obraz typowego PRL-owskiego aktywisty - teraz już chyba takich mniej.
    ad 2: pewne chyba się już zdezaktualizowały - chociaż nadal uważa się że na wsi lud jest mnie rozgarnięty i wykształcony a ludzie biedniejsi. Ja mam najczęściej kontakt z mieszkańcami wsi położonych blisko dużego miasta, którzy pracują w mieście, a ich domy zdecydowanie "przebijają" większość miejskich "mieszkanek".
    ad 3: swoją drogą właśnie ta puenta bardzo mi się podobała... ciężko już znaleźć chyba taką wieś która tak niesamowicie kontrastowałaby z miastem - domyślam się, że jeszcze 40-30 lat temu ten kontrast był większy. Nie sądzę, żeby teraz wieś lub jej mieszkańcy coś udawali - myślę, że może w pytaniu kryje się "przytyk" do agroturystyki albo poszukiwania przez mieszczuchów folkloru - jednak mimo wszystko to nie jest to samo co pokazano w "awansie"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marian wierzy w to, co robi - a jakże! Brakło mu przede wszystkim krytycyzmu i wyczucia.

      ad 3 Mam wrażenie, że jeżdżąc na wieś mamy podobne oczekiwania jak wczasowicze z Awansu. Mleko prosto od krowy, jajka od kur z wolnego wybiegu, spanie na sianie itp. Nie mam pewności, czy to jest udawanie, ale knajpy z wiejskim jadłem od ponad 10 lat cieszą się dużym wzięciem - to o czymś świadczy. Wzory łowickie też są od jakiegoś czasu w modzie.;)

      Usuń
  7. ad 4 : jest to napewno dramat utraty tożsamości - próba zmiany tradycji, odcięcie od korzeni, zupełna zmiana życia - przynosi skutki w postaci zupełnego zagubienia.
    ad %; nie wiem czy jest to książka ważna dla literatury - początkowo dziwnie mi się ją czytało - pewnie ze względu na specyficzny styl (ktoś wspomniał wyżej o słuchowisku - dokładnie takie miałam wrażanie - jakbym czytała skrypt przedstawienia). Nie wiem czy ta mocno satyryczna "konwencja" nie sprawia że nie jest to jednak książka dla każdego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Awansie ta tradycja zostaje bodaj całkowicie porzucona, a co następuje w zamian? Chyba "miastowe" zwyczaje. Myślę, że to może być dramat.

      Mnie też się dziwnie czytało, nie nadążałam za tempem akcji.;) Mam jednak nadzieję, że ze względu na humor książka może podobać się wielu czytelnikom.

      Usuń
  8. ad. 6. Trudno powiedzieć, czy ważna. Czytając zakończenie pomyślałam, że wciąż aktualna - dziś jeszcze bardziej "wszystko jest na sprzedaż", i "czego to ludzie nie zrobią, byle zrobić kasę". Ale z drugiej strony spłynęła po mnie jak woda. Niby chichotałam nad kpiną z socrealizmu, gdzieś mi zamajaczył duch Pawlika Morozowa, Marian pozował na Skrzetuskiego, i... tyle. Skończyłam ją czytać kilka godzin temu, a jakbym wcale nie czytała. Najwyraźniej Redliński to nie moja bajka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie chyba bardziej przerażała niż śmieszyła. Mam podobne odczucia co do aktualności - wystarczyłoby w miejsce elektryfikacji wstawić dotacje unijne i wyszedłby Awans II.

      Usuń
  9. Stereotypy prawie nigdy się nie zdezaktualizują....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno trzeba wielu lat/dekad, aby przestały pokutować.

      Usuń
  10. ad. 5
    "Ważna dla literatury polskiej" to określenie bardzo zobowiązujące, a czytając "Awans" nie miałam wrażenia, że obcuję z dziełem wybitnym. Czy nie sądzicie, że pomysł jest bardzo podobny do "Wesela w Atomicach" Mrożka? W ogóle "Awans" wpisuje się w ten korowód wesel a la Wyspiański w polskiej literaturze i filmie. Plus do tego obrazy wsi w "Ferdydurke" Gombrowicza.
    Książka była chwilami bardzo zabawna, ale zdarzały się momenty przeszarżowane i do bólu przejaskrawione. Ale były też przecudne fragmenty, chyba mój ulubiony to rozmowa Mariana z dziećmi o dawnej nauczycielce i wycieczka z uczniami w poszukiwaniu zacofanego. :D
    "Pierwsza przejrzała na oczy Zosia.
    - O, zacofane! - zawołała, wskazując stadko dzieci taplających się z kaczkami w kałuży; jedne i drugie nogi miały pałąkowate, krzywiczne, tak że trudno było nieuzbrojonym okiem odróżnić co dziecko, co kaczka.
    - Brawo, Zosiu, zacofane! - pochwaliłem zdolną uczennicę, dopingując pozostałe dzieci do myślenia. - Co jeszcze widzicie zacofanego?
    - Ja zacofany! - pochwalił się Pietrek."
    (s. 24-25).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skojarzenia z Mrożkiem obowiązkowe, szczególnie w zakończeniu. Te szarże to chyba celowe, całość w końcu jest satyrą czy groteską.
      Mnie się podobały wytrenowane przez dzieci "poetyckie odzewy" na zadane hasło:)

      Usuń
    2. To właśnie były te wspominki o dawnej nauczycielce, która zamiłowanie do poezji łączyła z brutalnymi metodami wychowawczymi. :) Lista obowiązkowych metafor po prostu genialna. :D I w ogóle te dzieciaki były świetne. Szkoda, że potem pojawiają się już tylko w tle.

      Usuń
    3. Ale zacytowałaś dalszą część lekcji, a ten początek szalenie udany:)

      Usuń
    4. Jakoś tak mi się sam wybrał fragment z zacofanym. :D Cała lekcja świetna.

      Usuń
  11. I jeszcze zapomniałam wspomnieć o baśniowości (ten gadający miś & Horpyna!) i świetnym wyczuciu językowym Redlińskiego - doskonale wyszło mu zderzenie wiejskiej gwary - te końcówki "robio", "lubio" brzmiały bardzo po lubelsku :) - z koszmarną nowomową Mariana: "Oddychałem głęboko, likwidując deficyt tlenowy organizmu", "Malwina stała między nami, drżąc jak wskazówka woltomierza prądu stałego, znienacka podłączonego do prądu zmiennego!", itp.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest akurat stała cecha styku Redlińskiego, tutaj mocno przerysowana zresztą. Stylizacja gwarowa w Konopielce to jest coś :)

      Usuń
    2. "Konopielka" w ogóle bardziej dopieszczona.

      Usuń
    3. I lepsza w ogóle. I bardziej przekonująca.

      Usuń
    4. Mam nadzieję, że mimo wszystko nie żałujecie, że musieliście czytać "Awans"?

      Usuń
    5. No skąd, mnie się szalenie podobało. Dialog z przerzucaniem się przysłowiami czytałem w autobusie, starając się za głośno nie rżeć ze śmiechu:)

      Usuń
    6. O tak, ten dialog to majstersztyk. Pięknie obrazuje choćby bogactwo przysłów ludowych.

      Usuń
    7. Ja w miejscu publicznym czytałam scenę z prezentacją telewizora i francuskim filmem, to dopiero było wyzwanie! :D

      Usuń
    8. Ciekawe, czy te przysłowia to ze skarbnicy mądrości ludowych, czy z wyobraźni autora:))

      Usuń
    9. Te pogodowe to chyba jak najbardziej ze skarbnicy. :)

      Usuń
    10. Widzę, że "Awans" ma w sobie coś takiego, co każe czytać go w towarzystwie:) Ja pierwszą część (obejmującą i przysłowia, i telewizor) czytałam na basenie (tzn. w wodzie było dziecko, ja na trybunach:P), otoczona zdumiewającymi mnie od zawsze rodzicami, którzy potrafią przez 45 minut siedzieć bez ruchu, gapiąc się tępo przed siebie. Powiem tylko tyle, że z pewnością do końca tego roku szkolnego nikt się do mnie nie przysiądzie. Łatka matki-wariatki przylgnęła do mnie na amen:)

      Usuń
    11. Momarto: to na pewno wina poręcznego formatu, idealny do noszenia ze sobą, aż kusi, by czytać w miejscach publicznych.

      Usuń
    12. Momarto, może ci rodzice bacznie obserwują pluskające się pociechy, żeby potem udzielić fachowych porad. :) A może nawet pokrzykują w czasie zajęć? :) A swoją drogą smuci mnie to, że w lubelskich autobusach MPK tak niewiele osób czyta, w Warszawie zawsze widzę licznych pasażerów zatopionych w lekturze.

      Usuń
  12. Dobry wieczór,
    Jaka bujna dyskusja!
    Dorzucam zatem i ja swoje 3 grosze:

    Ad.1. "Mafister" w sumie chciał dobrze, wprowadził do wsi postęp, elektryfikację, naukę i technikę, pokazał swym krajanom inną drogę... Cóż, kiedy ta droga niektórych zaprowadziła na manowce... A sam Marian ukręcił bicz na własny grzbiet (---> Malwina), w końcu miał dość tej maskarady, rzeczywistość go przerosła.

    Ad. 2.
    "Nie ma już wsi. Prawdziwej wsi. Wszędzie miasto. To załgane nowoczesne miasto. Wioska też miasto."
    Nie sadzę, by o współczesnej wsi myślano jak i skansenie. Dzisiejsze wsie to już niekiedy podmiejskie osiedla. Mniej gospodarstw, więcej domostw. Stereotypy jednak nadal w pewnym stopniu pozostają, choć różnice między ludźmi wiejskimi a miastowymi zacierają się.


    3. Jasne, że "udają, że nie wiedzą, że my udajemy". Dziś folklor i swojskie jadło są na pokaz, na festynach,w skansenach, w agroturystyce - dla celów zarobkowych. Maskarada, konwencja (stulitrowa!). Na co dzień nie chodzi się w haftowanym serdaku i zapasce i nie śpiewa "oj dana dana", nie przędzie się na kołowrotku , nie ubija masła w maselnicy, nie pierze na tarze itp ;-)

    4. Jakie dramaty kryją się pod komediową otoczką „Awansu”? -
    - Konflikty rodzinne i sąsiedzkie, spory o miedzę, o majątek. Brak porozumienia między ludźmi, rozbieżność poglądów, potrzeb i możliwości.
    Zanikanie tradycji. Gonienie za pieniądzem, za modą.
    Generalnie po wierzchu śmichy- chichy, ale gorzko w środku

    Ad. 5. Owszem, uważam "Awans" za książkę ważną, choć zapomnianą i w cieniu "Konopielki" skrytą. Świetny przykład satyry, znakomite groteskowe ujęcie wsi i zachodzących przemian. Sporo odniesień literackich - Mrożek (Wesele w Atomicach, Tango), "Wesele" Wyspiańskiego, Gombrowicz ("Ferdydurke" - ta bójka Grzybów Maciejów i Błażejów to jak szamotanina u Młodziaków, albo pojedynek na miny), "Chłopi" - boh. Maciej, Malwina ( ta "pierwotna")mi się z Jagną kojarzyła

    Redliński to nie tylko nurt wiejski, to w ogóle pisarz celnie podsumowujący satyryczną, grubą kreską ( przejaskrawiając nieraz) społeczeństwo i rzeczywistość, wytykający przez śmiech ludzkie przywary ("Telefrenia", "Bzik prezydencki" - to nie o wsi wcale).

    Niestety Redlińskiemu przypisuje się przeważnie tylko ten nurt wiejski, umniejsza jego rolę jako pisarza, zapomina o nim. A szkoda!
    "Szczęśliwego Nowego Jorku" - film w reż. Zaorskiego to na podstawie "Szczuropolaków" Redlińskiego. Może nie wszyscy o tym wiedzą.

    Ad. 6. Miast pytań - kilka spostrzeżeń.
    Bardzo mi się lektura podobała, ale ja lubię Redlińskiego, jego typ humoru.
    Zgadzam się, jak ktoś wyżej wspomniał, że to konwencja jasełek, teatrzyku. Jest tam zresztą "teatr w teatrze" - szkolne przedstawienie ośmieszające zacofanie.
    Były skojarzenia literackie - są i filmowe:
    Nasuwały się sceny z "Samych swoich", a też tak już współcześnie - pasuje mi tu "Ranczo", gdzie dla odmiany wieś uległa zmianom wprowadzanym przez Amerykankę i wymogom unijnym.
    Ktoś wspomniał, że rolę Malwiny grała Dykiel? Idealnie dobrana!
    Sceny z "Awansu" są kapitalne (przerzucanie się przysłowiami, lekcje z dziećmi, seans filmowy, pobyt wczasowiczów itp.), tu się większość zgadza.
    Nurtuje mnie natomiast sprawa - dlaczego Marian do rodzinnej wioski przypłynął kajakiem? Przy okazji - piękne okoliczności przyrody!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlaczego kajakiem? No przecież drogę dopiero później robią w czynie społecznym. Aktywista przyjeżdża po wertepach rowerem, ale Marian miał kupę bagażu, więc kajakiem było najwygodniej:)

      Usuń
    2. To bardzo rzeczowe i przekonujące argumenty, oczywiście - kajakiem najwygodniej ;-D
      To też tak chyba dla kontrastu ta początkowa scena - on "ucony", postępowy a tam dzicz nietknięta gospodarską ręką, gdzie "natura jest leśnikiem, rybakiem, hodowcą - ślepa, bezrozumna natura",.

      Usuń
    3. ~ Agnesto
      Marian może i chciał dobrze, ale swoje szczytne cele realizował po trupach. Potwornie manipulował ludźmi: np. zmuszanie Malwiny do przeobrażenia metodą "miłość i seks dopiero wtedy, jak się zmienisz", tresura rodziców: "będę dla was miły, jeśli będziecie tacy, jak ja żądam". Inna sprawa, że zemściło się to na nim okrutnie.

      Usuń
    4. Ale nie powiedziałam, że robił dobrze, tylko w założeniu tak miało być. Teoria nie wyszła w praktyce. Ta jego "działalność" zaprowadziła na manowce i jego i resztę. Tak, zgadzam się, że manipulował itp.

      Usuń
    5. Mnie ten kajak kojarzy się również z modą, z chęcią zrobienia większego wrażenia na tubylcach.

      @ Agnesto

      Jestem pod wrażeniem znalezionych odniesień literackich, choć w przypadku Gombrowicza mam wątpliwości. Szamotanina i spory "o miedzę" to chyba dość częsty wątek w lit. wiejskiej, w życiu zresztą też.;(
      Zgadzam się co do przypisywania łatki Redlińskiemu. Wydaje mi się, że ze względu na uprawiany gatunek lit. nie jest traktowany poważnie przez krytyków. A może zestawienie "Chłopów" z "Awansem" albo "Konopielką" na szkolnej lekcji oswoiłoby uczniów z nurtem wiejskim w literaturze - najczęściej słyszę, że to nudy.
      Podobnie widzę też kwestię udawania - "cepelia" znowu b. popularna, ale zainteresowanie wsią kończy się na wiktuałach i rękodziele (tylko stwierdzam fakt, nie oceniam;)).

      Usuń
    6. Ja jeszcze dodam, że chwilami Redliński odnosi się do "Ludzi bezdomnych". W pewnym miejscu "mafister" rozmyśla, czy ma prawo do szczęścia osobistego, czy powinien dla dobra ludzkości porzucić Malwinę:
      "Odmówić? Przeprosić i powiedzieć, że może kiedyś, innym razem - gdy już na kuli ziemskiej nie będzie ani jednej istoty cierpiącej?
      Co robić?...
      Odmówię - ale czy mam prawo w imię dobra milionów zawieść jednego człowieka? I do tego najbliższego? Czy zrozumie Malwina, dlaczego się wycofuję?
      Trudna kwestia..."

      Usuń
    7. Czasem odzywała się w nim zwykła przyzwoitość.;)

      Usuń
  13. Odnośnie udawania – wczoraj w telewizji widziałam dwa odcinki dwóch różnych nowych seriali, których akcja rozgrywa się na wsi: w jednym na przyjęciu amerykańskich kursantów survivalu gospodynie przyjmowały w pseudo-ludowych strojach, w drugim właścicielka zajazdu dwóm pannom w podobnym stylu kazała przywitać gości ze stolicy, bo „chcą wiochy, to dostaną wiochy”. Tak więc i TVP, i stacja prywatna najwyraźniej pewne stereotypy podtrzymują.;(

    OdpowiedzUsuń