piątek, 20 listopada 2009

Kato-tata - Halszka Opfer

Miałam bardzo mieszane uczucia podczas lektury tego "nie-pamiętnika". Wiedziałam, że temat - molestowanie seksualne dziecka - jest trudny i nieprzyjemny, jednak nagromadzenie okropieństw na ok. 180 stronach zaczęło we mnie budzić niesmak i irytację.

Z początku główna bohaterka budziła we mnie współczucie: od dziecka wykorzystywana seksualnie przez ojca-potwora, mocno zaniedbywana przez matkę, wyszydzana w szkole. Awantury, nadużywanie alkoholu przez ojca, brud i bieda to proza życia Halszki i jej rodzeństwa. Przejmujące zabieganie o miłość matki, dla której własne dzieci są niewygodnym ciężarem. Po pewnym czasie kolejne, bardzo realistycznie opisywane zajścia zaczęły mnie odrzucać. I nie dlatego, że historia była straszna (albo miała taka być), ale dlatego, że w moim odczuciu autorka zaczęła epatować krzywdą i wszystkimi nieszczęściami, które jej się przydarzyły. Słowo "upokorzenie" pojawia się tu bardzo często, sam pseudonim (Opfer to po niemiecku ofiara) również wydał mi się znamienny. Miałam wrażenie, że narratorka usilnie stara się nie tylko zyskać współczucie czytelnika, ale też po prostu pozostać w centrum czyjejś uwagi. Być może dlatego właśnie w wyznaniach Halszki wyczuwam pewien fałsz. I o ile w molestowanie ze strony księdza i kuzyna jestem w stanie uwierzyć, o tyle w przypadku gwałtów dokonanych przez lekarza i sędziego pomyślałam sobie: Basta! Tego już za wiele!

Jeśli to historia prawdziwa, to głęboko współczuję autorce - przeszła istną gehennę. Podziwiam, że w ogóle mogła w miarę normalnie funkcjonować w dorosłym życiu. Zaskakuje, że mimo traumy nadal o ojcu pisze "tatuś", bez ironii. Dziwię się przede wszystkim, że tak rzadko protestowała, zwłaszcza gdy stała się starsza i z pewnością więcej rozumiała.

Zakładam, że "Kato-tata" miał być formą psychoterapii. Jeśli tak, powinien pozostać w archiwum autorki lub psychoterapeuty. Jako literatura jest to dla mnie utwór nieudany, kojarzący się z telewizyjnymi talk shows bezceremonialnie grającymi na uczuciach widzów. Ta książka momentami takie właśnie wrażenie na mnie wywierała - zamiast poruszać, irytowała swoim ekshibicjonizmem. A szkoda, bo porusza problemy, o których trzeba mówić i pisać.

Moja ocena: 3/10

11 komentarzy:

  1. Ciężko jest zrozumieć taką znieczulicę na to co przydarzyło się tej kobiecie i pisać recenzję twierdząc,że ta książka jest fałszem...Trzeba mieć braki w sferze emocjonalnej żeby nie zrozumieć po co została napisana, ekshibicjonistyczne opisy?A jak powinno to być opisane?Kolorowo, delikatniej??Żeby czytelnikowi się lepiej czytało?Nie!!Zostało to opisane tak rzeczywiście i okrutnie jak to miało miejsce.Po co została napisana?Na pewno żeby nie być jak talk show..Tej kobiety nikt nie słuchał i nikomu przez kilkadziesiąt lat nie mogła powiedzieć o tym co się działo w jej domu.Jeżeli "ktoś" uważa,że książka o molestowaniu ma być miła lektura do poduszki to niech po prostu po nią nie sięga i nie komentuje w sposób poniżej poziomu.Z pozdrowieniami osoba, która nie była molestowana ale potrafiąca zrozumieć osoby skrzywdzone.

    OdpowiedzUsuń
  2. zagubiona@szeptem.pl
    czy znasz inne ksiązki o tej teamtyce

    OdpowiedzUsuń
  3. O przemocy w rodzinie mogę polecić "Fastrygę" Jagielskiej. Nie wiem tylko, czy styl będzie Ci odpowiadał.

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że ocena książki Halszki Opfer jest baaaardzo krzywdząca. Jak można twierdzić, ze autorka pisze o ojcu "tatuś" bez ironii... Nie trzeba być językoznawcą, żeby dostrzec w tym słowie gorycz, ból i cynizm. Te wspomnienia nie powinny być schowane w szafie. Dają nadzieję innym ofiarom przemocy. Nie rozumiem, jak można nazwać "ekshibicjonizmem" pisanie o przeżyciach, uczuciach, emocjach. Na tym polega terapia - autoterapia, psychoterapia.

    Mam nadzieję, że autorka tego wpisu nie pracuje na co dzień jako pedagog, psycholog, wychowawca. Przykro mi, czytając taki wpis, pozbawiony - moim zdaniem - pokory i szacunku dla autorki tych przeżyć.

    Proszę mi wierzyć, jeśli jest się krzywdzoną, bitą, poniżaną, często nie ma się siły szukać pomocy, poddaje się swemu oprawcy.

    Pozdrowienia od osoby, nad którą ojciec znęcał się przez wiele lat psychicznie i fizycznie - być może nie jest Pani w stanie zrozumieć wyznań takich osób, ale proszę nie posądzać o ekshibicjonizm. Pani współczucie, podszyte zarzutami, jest nieszczere.

    OdpowiedzUsuń
  5. Być może warto każdemu dać prawo do własnych odczuć z lektury?

    OdpowiedzUsuń
  6. jak 3 -letnie dziecko może pamiętać wszystko z takimi szczegółami , nie twierdzę że wszystko jest zmyślone ale ta pamięć z wczesnego dzieciństwa jest zadziwiajaca....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie w tej książce było jeszcze więcej wątpliwości, a po lekturze "Mokradełka" doszłam do wniosku, że Halszka jest w ogóle trudna do zrozumienia. Polecam, b. ciekawy reportaż.

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  7. Całkowicie zgadzam się z twoją opinią dotyczącą książki "Kato tata...".
    Nie podważam faktu pochodzenia autorki z patologicznego środowiska, ani prawdziwości gehenny przeżywanej za zamkniętymi drzwiami, ale też uważam, że w pewnym momencie zagęszczenie oprawców budzi już tylko irytację i podważa prawdziwość przekazu- tym samym osłabiając wymowę całej treści.
    Ta publikacja jest jednak doskonałym przyczynkiem do nagłośnienia problemu i podjęcia dyskusji nad ochroną bezbronnych dzieci z dogłębnie zdegenerowanych środowisk, nad kompetencjami i uprawnieniami kuratorów, nad możliwościami szukania wsparcia, nad przerwaniem tego destrukcyjnego i powtarzalnego wzorca zachowania. To wspaniałe, że Mikołaj Grabowski podjął się wyreżyserowania sztuki, opartej na tej książce.
    Dla mnie jednak najciekawsze byłoby stanowisko psychiatry, który otoczywszy autorkę profesjonalną opieką zdiagnozowałby tę osobę , biorąc pod uwagę zarówno jej wspomnienia, jak i jej wizerunek publiczny...ten, który tworzy sama i ten opisany w reportażu Katarzyny Surmiak Domańskiej.
    Taka książka miałaby ogromną wartość poznawczą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do dziś uważam, że w tej książce pobrzmiewa fałsz, niemniej po przeczytaniu kilku innych lektur na podobny temat zaczynam się zastanawiać, czy bohaterka nie miała już tak spaczonej psychiki, że ew. oprawców zaczęła uważać za coś normalnego. To oznaczałoby jednak, że szkoła, obcowanie ze "zdrowymi" ludźmi nie wyrobiły w niej innego systemu wartości niż ten wyniesiony z domu. Podkreślam, że to moje domysły.
      O sztuce Grabowskiego nie słyszałam, szkoda, choć nie wiem, czy miałabym siłę ją obejrzeć.
      Zgadzam się, opinia psychiatry byłaby tu nie od rzeczy, mogłaby wiele wyjaśnić, także nam, niedowiarkom. Tak czy owak, książka pozostaje dobrym punktem wyjścia do dyskusji.

      Usuń