"Nocni wędrowcy" znaleźli się w tegorocznym finale do nagrody Nike, autor od dawna jest uważany za następcę Ryszarda Kapuścińskiego. Jedna książka to z pewnością za mało, żeby wyrobić sobie zdanie o pisarzu, mnie jednak trudno zgodzić się z podobnymi pochwałami. Przede wszystkim nie odpowiada mi styl Jagielskiego - rozwlekły, z nadmiarem szczegółowych opisów otoczenia, często "meandrujący". W rezultacie całość traci, a wymowa relacji rozmywa się. Potwierdza się reguła, że mniej często znaczy lepiej.
Książce nie można naturalnie odmówić wartości poznawczych, te są niepodważalne. Główny temat stanowią partyzanci ugandyjscy i prowadzona przez nich od lat wojna. Armia Boża to fanatycy brutalnie zwalczający swoich przeciwników, którymi mogą stać się właściwie wszyscy. Jak mówi jeden z rozmówców Jagielskiego, ksiądz Kosma: Ta wojna wydaje się bez celu i karmi się sama sobą. Nie idzie w niej ani o złoża ropy naftowej, ani o diamenty, a partyzanci są partyzantami tylko dlatego, że zawsze nimi byli i niczego innego nie potrafią [s. 318].
Działania partyzantów są tym bardziej brutalne, że do armii przemocą wcielają porwanych nastolatków. Niejednokrotnie zmuszają ich do mordowania współplemieńców, w tym także członków najbliższej rodziny. Ktoś powiedział, że dzieci są doskonałymi żołnierzami, bo po jakimś czasie i odpowiednim przyuczeniu uważają wojnę za rozrywkę, za grę, w którą bawiły się lub bawiłyby się na podwórkach i szkolnych dziedzińcach. Nie czują strachu przed śmiercią - własną ani cudzą - bo, w przeciwieństwie do dorosłych, nie myślą o niej. Nie boją się, bo zdążyli przeżyć tak niewiele, tak niewiele poznali, tak niewiele mają do stracenia. Brak im doświadczeń, zamierzeń i marzeń, zobowiązań i obowiązków [s. 62-63].
Rzeczywistość wyłaniająca się z opowieści Jagielskiego jest ponura i może szokować. Mnie niezbyt poraziła - nie wiem, czy za sprawą wcześniejszych lektur na podobne tematy (choćby "Strategia antylop" Hatzfelda), czy za sprawą stylu autora. Powiem więcej - niekiedy byłam nawet znudzona. Książka podzielona jest na trzy części: pierwsza skupia się na nieletnich partyzantach, druga na wyborach w Ugandzie, trzecia na afrykańskich wierzeniach w duchy. I choć ciekawe są informacje dotyczące historii Ugandy i kilku państw ościennych, wszystko zlewa się ze sobą, przez co efekt końcowy wydał mi się stanowczo za słaby. Może zbyt wiele się spodziewałam po następcy Kapuścińskiego?
Wojciech Jagielski, "Nocni wędrowcy", Wydawnictwo W.A.B., Warszawa, 2009
ha, a ja widzę sprzeczność w Twojej wypowiedzi, ponieważ Jagielski rzeczywiście jest uważany za następcę Kapuścińskiego. Rozwlekły styl, który Ci przeszkadza jest przecież jedną z podstawowych cech twórczości Kapuścińskiego, szczegółowe opisy, detaliczność, to jest to, co nadaje reportażom plastyczności. Ja akurat uważam, że Jagielskiemu daleko do Mistrza, ale się chłopaka stara :)
OdpowiedzUsuńW tym sęk, że czytając Kapuścińskiego rozwlekłości nie dostrzegam, tam wszystko zgrabnie płynie. A to, jak potrafił pisać np. o śniegu i mrozie, to dla mnie jak najbardziej literatura piękna. Niestety Jagielski tej zdolności nie ma, przynajmniej w "Wędrowcach" jej nie zauważyłam;) Poza tym męczyło mnie wyciąganie tego samego wątku co kilkanaście stron, ale może autor taki miał pomysł? Mnie on nie odpowiada i tyle.
OdpowiedzUsuńFaktycznie Jagielski nie dorównuję Kapuścińskiemu, na którego następce typowałabym bardziej Hugo -Bader lub Witolda Szbłowskiego :)
OdpowiedzUsuńA może lepiej w ogóle nie typować następców?;)))) Właściwie to może być krzywdzące dla typowanych, bo może woleliby być chwaleni za własny, niepowtarzalny styl?
OdpowiedzUsuńSzabłowski dopiero w drodze, ale bardzo jestem ciekawa jego książki o Turcji, zwłaszcza po audycji w TOK FM. Osobiście b. sobie cenię reportaże p. Włodzimierza Nowaka i Angeliki Kuźniak.
Nie czytalam nic Jagielskiego, ale drazni mnie to (nie Twoje) porownywanie wszystkich polskich reporterow do Kapuscinskiego. Zostawmy go w spokoju i pozwolmy kazdemu nowemu wypracowac wlasny styl. Kapuscinski nie pisal najlepiej ze wszystkich, trudno go tez nazwac reporterem, bo sporo upiekszal, wyolbrzymial i przekrecal fakty - to niedopuszczalne dla reportera. Kapuscinski byl swietnym gawedziarzem, ale NIE byl reporterem. Jest na szczescie miejsce na pisarzy tworzacych w innym stylu niz Kapuscinski, a jak napisalas w ostatnim komentarzu - lepiej nie typowac nastepcow, bo to krzywdzace dla typowanych.
OdpowiedzUsuńOtóż to - książki Kapuścińskiego mają sporą domieszkę fikcji. Jagielski w wywiadzie radiowym również zaznaczył, że pewne rzeczy w "Wędrowcach" są zmyśleniem, bo np. gdzieś nie mógł wejść.
OdpowiedzUsuńCo do bycia reporterem - moim zdaniem obaj panowie takimi byli pisząc teksty do gazet, z czasem (pisząc książki) stali się w większym stopniu literatami;)
widze, ze gdzie nie spojrze, tam kapuscisnki ;-)
OdpowiedzUsuńna dodatek czytam nastepna ksiazke o nim
w domoslawskim sytuacja odwrotna: to jagielski wypowiada sie o mistrzu kapu
a jagielski pisuje od czasu do czasu w GW?
Pisuje, a jakże;)
OdpowiedzUsuńWidzę, że muszę się w bibliotece zapisać na Domosławskiego;) Jest rozchwytywany.
Ciekawy w tej książce jest zabieg formalny połączenia kilku bohaterów w jednego. Więcej piszę tu: http://kawalekafryki.pl/zabijali-i-zostawiali-papierki-po-cukierkach/
OdpowiedzUsuńMam ambiwalentne odczucia co do tego zabiegu, właściwie jestem na "nie". To miała być literatura faktu, nie fikcja.
Usuń