"Dziewczyna z poczty" Zweiga doskonale wpisuje się w nasze czasy. To powieść o dysproporcjach społecznych, a przede wszystkim o biedzie, która naznacza i wyklucza, bo jak mówi jeden z bohaterów: bieda zawsze cuchnie. Tak, cuchnie, cuchnie tak, jak może cuchnąc pokój w suterynie, która ma okna na ciasne podwórko, albo tak jak niezmieniane dostatecznie często ubrania. Człowiek sam ją czuje, jakby śmierdział gnojem. I nie da się jej pozbyć. Niewiele pomoże, że się założy nowy kapelusz, to tak, jakby wypłukać usta, gdy smród tymczasem bierze się z żołądka i przez usta jedynie wychodzi. Ciągnie się za człowiekiem i każdy go natychmiast poczuje, wystarczy, że to tylko przelotnie muśnie albo na niego spojrzy. (s. 234)
Na początku nie jest aż tak ponuro - główna bohaterka, 28-letnia Christine trafia z prowincjonalnej poczty do świata bogatych. Biedaczka (dosłownie i w przenośni) jest oszołomiona ekskluzywnym hotelem, szykownymi kreacjami, dansingami i przejażdżkami automobilem, jeszcze bardziej zaskakuje ją atencja towarzystwa. Oto Kopciuszek stał się damą i może wreszcie posmakować rzeczy dla siebie dotąd niedostępnych. Niestety północ wybija szybciej niż w bajce, a i bieg wypadków bliższy jest życiu niż historyjce ze szczęśliwym zakończeniem. Fetorek biedy już wdarł się na salony, eleganckie panie i panowie już zaciskają nosy, ostentacyjnie odwracają głowy i rzucają: a fe! Koniec balu, panno Lalu, pora wracać na stare śmieci. Wygnanie ze świata dostatku jest szczególnie bolesne, gdy miało się okazję pobyć w raju, toteż różnice materialne stają się dla Christine bardzo wyraźne i dotkliwe. A przecież to nie jej wina, że urodziła się w niezamożnej rodzinie, że wojna dokonała spustoszeń w kraju, że państwo ma biedaków za nic.
Powieść Zweiga najciekawsza jest właśnie w opisie biedy. Biedy, która niesie ze sobą upokorzenia i z czasem doprowadza główną bohaterkę do rozpaczy. Jako że autor nie zdążył dokończyć książki (popełnił samobójstwo), czytelnik nie dowie się, na ile zdesperowana okazała się Christine. Naturalnie trzyma za nią kciuki, żeby los był dla dziewczyny choć trochę łaskawszy, ale to raczej płonne nadzieje - wszak biednemu wiatr zawsze w oczy. Jak dla mnie powieść mogłaby się ograniczyć do drugiej części, kontrast między epizodem szwajcarskim a austriackim jest w moim odczuciu zbyt jaskrawy, a przez to mało subtelny. Nie przeszkadza mi natomiast brak autorskiego zakończenia, może lepiej się stało, że Zweig nie postawił kropki nad "i".
_____________________________________________________________________________________
Stefan Zweig "Dziewczyna z poczty" przeł. Karolina Niedenthal, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2012
_____________________________________________________________________________________
Nie przypominam sobie, żebym kiedyś czytała jakąś książkę, która nie ma zakończenia. Z jednej strony wydaje mi się, że to musi być dziwne uczucie, z drugiej jednak zdarzało się, że różne końcówki mi się nie podobały (i psuły całokształt wrażeń z niezłej lektury) - może więc wcale by mi to nie przeszkadzało, że tego ostatniego odautorskiego słowa nie ma. Muszę sama się przekonać :-) Szkoda, że na tę serię nie ma obecnie w W.A.B. promocji :(
OdpowiedzUsuńZapewniam, że książka kończy się dość zgrabnie. Myślę, że gdyby nie informacje wydawcy, wielu czytelników nie domyśliłoby się, że powieść została przerwana.;) Tak, tak, przekonaj się osobiście.
UsuńJa również życzyłabym sobie cen promocyjnych dla Nowego Kanonu, ale póki co nie zanosi się na to. A Henry James taki drogi...
Właśnie takie samo miałam wrażenie. Gdybym nie przeczytała świadomie jednym okiem tutaj, że jest niedokończona, dowiedziałabym się o tym dopiero czytając posłowie. W moim odczuciu książka kończy się w idealnym momencie. Gdyby chcieć wejść w ciąg dalszy byłaby to już zupełnie oddzielna opowieść. A tak my czytelnicy możemy sobie sami wyobrażam co się dalej stało, bo przecież jej "tak" wcale nie musiało oznaczać, że to zrobili. Mogło się jeszcze tyle zdarzyć po drodze. Zweig mistrzowsko rozegrał końcówkę nie będąc tego świadomym:)
UsuńWidzę to identycznie. Otwarte zakończenie daje sporo możliwości, bo rzeczywiście wiele mogło wydarzyć się po drodze.;) A czytelnik może sobie dopisać finał pesymistyczny lub optymistyczny, albo mieszankę obu.;)
UsuńNie odbierałem "Dziewczyny z poczty" jako książki o biedzie, bardziej jako o zaszufladkowaniu w społeczeństwie i niemożności przekroczenia barier. Ale też nieumiejętności postawienia granic pożądaniu. To nie bieda sama w sobie doprowadza do desperacji Christine - to niemożność życia w wymarzonym świecie, o który już raz się otarła. Chce żyć w innym świecie ale sama nie robi nic by się w nim znaleźć, nic oprócz pragnienia powrotu do tego świata. Mało sympatyczna osoba, mnie bardziej irytowała i budziła raczej politowanie niż litość.
OdpowiedzUsuńTo zaszufladkowanie wynika ze statusu majątkowego, a więc w przypadku Christine - biedy. Dziewczyna nie ma wielkich marzeń, ona chce godnie żyć - np. móc spotkać się z mężczyzną bez bycia posądzoną o prostytucję. Czy to jest tak wiele? Ona nie marzy o drogich strojach i bywaniu w wielkim świecie. Wystarczyłaby jej posada w stolicy, której - jak wiemy - nie dostała. A warunki bytowe miała coraz gorsze... Gdyby nie spotkała Ferdynanda, być może pogodziłaby się ze swoją marną egzystencją. To on wzbudził w niej wątpliwości i podjudził do buntu przeciw losowi.
UsuńBieda to tylko jeden z elementów zaszufladkowania. Christine nie odczuwa dolegliwości swojej sytuacji przed spotkaniem z ciotką ale dopiero w hotelu. Oczywiście nie musi całego życia spędzić w poczcie na wsi - jedna wizyta u krewnego to trochę mało, pomijam sposób w jaki zabrała się do poszukiwań. W "finałowej" rozmowie z generałem wychodzi z niej całe potencjalne parweniuszostwo - nie myśli o niczym więcej tylko jak tylko użyć świata, w gruncie rzeczy jest taka jak ciotka tyle, że w przeciwieństwie do niej, zupełnie pozbawiona empatii nie umie wykorzystać szansy.
UsuńChristine jest całkowicie pozbawiona empatii? Chyba czytaliśmy dwie różne książki.;)
UsuńMogę zrezygnować z "zupełnie" :-)
UsuńUzupełnię: Christine nawet bez wizyty w Szwajcarii odczułaby biedę, ponieważ po śmierci matki jej sytuacja zaczęła się dodatkowo pogarszać, w czym skromny udział miała jej rodzina.
UsuńTego akurat nie pamiętam, oprócz tego że każdy wziął to co chciał po pogrzebie, a ona natomiast uwolniona byłaby od kosztów związanych z chorobą matki. Co do empatii - nie zauważa w ogóle starań pomocnika nauczyciela, nie zauważa też starań wielbicieli w Szwajcarii - nie twierdzę, że miałaby je akceptować ale ona w ogóle nie zdaje sobie z nich sprawy, w hotelu o matce przypomina sobie w zasadzie "niechcący" - na plus może być jej zapisany tylko Ferdinand ale trudno oczekiwać by w ogóle nie była w stanie kochać kogokolwiek.
UsuńWidzę, że Christine rzeczywiście grała Ci na nerwach.;) Epizod szwajcarski pokazywał ją w niezbyt dobrym świetle, składam to na karb oszołomienia całkowicie odmienną sytuacją. Nie każdy jest w stanie oprzeć się pokusom luksusu. Zgadzam się z opinią, że człowieka korumpuje i bieda, i bogactwo.
UsuńStarania nauczyciela w pewnej chwili zaczęła zauważać, niestety zapomniała o nim po spotkaniu z Ferdynandem. Wydaje mi się, że ona w ogóle nie była nawykła do męskiej adoracji, stąd kompleksy i niedowierzanie w "ciepłe" uczucia, a tym samym pewna ślepota. Aż tak surowo nie oceniałabym jej.
Może nie tyle grała mi na nerwach ile irytowała :-) na szczęście to tylko powieściowa bohaterka więc jakakolwiek ocena jest jej obojętna :-). Ale bohaterki Zweiga chyba takie już są - chcą "wszystko" bez względu na ograniczenia.
UsuńNo proszę Cię, Christine nie chciała wszystkiego. Nie dostrzegam w niej zachłanności. Przy takiej Norze Ibsena to jest nic!;)
UsuńPrzepraszam, co to za "antycypacja"?! :-) "Dom lalki" ma być dopiero za 3 tygodnie :-)
UsuńI sugerowanie!;) Nic nie poradzę, że przedwczoraj przeczytałam i jakoś siedzi we mnie ta kobieta.;)
UsuńSiedzi w Tobie?! :-), może to wspólność Twojego i jej charakteru! :-)
UsuńWręcz przeciwnie - jako dusigrosz zgrzytałam zębami na jej rozrzutność. Ale nie uprzedzajmy dyskusji.;)
Usuńciekawa dyskusja się tu utworzyła :)
UsuńJa również nie odebrałam jej jako siążki o biedzie. Raczej o straconym pokolenieu. Christine, choć to postać fikacyjna, nie była odosobnionym przypadkiem. To raczej powieść o ludziach, którzy nie widzą przed sobą już zadnych perspektyw, o ludziach pełnych lęku przed demonami przeszłości, zagubionych w obliczu niepewnego jutra, a zrazem wciąż skłonnych uwierzyć, że kolejny dzień przyniesie poprawę losu. A co zrobić, gdy nędza się pogłębia, to jedynie śmierć wydaje się wybawieniem.
A to, że była nieczuła na zaloty, to wcale nie świadczy o jej braku empatii.
I ogólnie rzecz biorąc - mnie ta powieść urzekła.
Czy na pewno całe pokolenie było stracone? Szwagrowi Christine, który podobnie jak Ferdynand był na wojnie, życie ułożyło się raczej znośnie. Można powiedzieć, że był nastawiony optymistycznie do wydarzeń. Jego żona z pewnością też, bo przecież wizyta Ferdynanda była jej wyjątkowo nie w smak, głównie z powodu jego zabiedzenia. Dla mnie ta powieść jest b. aktualna - pokazuje sytuacje, które w Polsce C i D mają już miejsce. Znam takie przypadki i dlatego m.in. wątek biedy stał się dla mnie najważniejszy.
UsuńPoza tym zgadzam się - to także rzecz o ludziach, którzy nie widzą szansy na poprawę i ich życie zaczyna przypominać ostrą jazdę w dół. A desperacja często prowadzi do szaleńczych pomysłów...
Czy Ty również uważasz, że Christine była zachłanna?
Całe pokolenie na pewno nie, ale większość młodych ludzi a tego pokolenia tak. I rzeczywiście można odnaleźć tutaj realia polskie.
UsuńNie, wydaje mi się, że nie była zachłanna. Chciała po prostu żyć trochę lepiej, wcale nie chciała boagactwa i luksusu.Bieda stała się tu powodem ich despareracji, ale nie głównym wątkiem i problemem.
Otóż to - chciała żyć trochę lepiej. Dla mnie w jej przypadku oznacza to: godnie. To upokarzające nie mieć gdzie się podziać z drugą osobą (pal licho cel spotkania), albo musieć chodzić w podartym ubraniu i łatać kolejne dziury.
UsuńCzytałam już parę recenzji Dziewczyny z poczty, ale dopiero wasza dyskusja mnie przekonała, aby po książkę sięgnąć samej :)
UsuńTo świetnie. Chętnie przeczytam, jak Ty odbierzesz tę książkę, bo jak widać powyżej, interpretacje są b. różne (co akurat lubię;)). A materiału do dyskusji w powieści jest całkiem sporo.;)
UsuńTeż lubię, kiedy ktoś dyskutuje, ściera się, wyraża swoją opinię, która niekoniecznie musi być tożsama z moją. Czasami, aż mdło robi się w komentarzach od wzajemnego słodzenia sobie.
UsuńOtóż to! Poza tym dzięki innej opinii można dostrzec coś, co mogło umknąć podczas lektury. Bo może jednak Christine była zachłanna?;)
UsuńBardzo mnie zaskoczyła teoria o zachłanności głównej bohaterki. Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Również nie odczytałam jej zachowania jako braku empatii. W momencie, w którym uświadomiła sobie swój nietakt związany z rzekomym atakiem choroby wujka zaczyna się sama batożyć za to. Również uważam, że nie chciała zbyt wiele. Ona chciała po prostu żyć troszkę lepiej, żyć godniej. Nie martwić się o następny dzień, nie wstydzić się swojego wyglądu. Mieć prawo wyboru stylu życia, mieć wpływ na cokolwiek. Ludzie biedniejsi i też tak jest i teraz nie mogą sobie wybrać stylu życia, nie bardzo mogą nawet się za bardzo buntować, bo mają się cieszyć z tego co mają. Bo jak się nie podoba na przykład praca, to żegnamy, jest tyle osób, które będą wdzięczne.
UsuńW hotelu nie wiedziała jak ma się zachować, nie potrafiła odczytać pewnych zachowań i gier wyższych sfer. Ona nawet nikogo specjalnie nie udawała, po prostu przez chwilę żyła pięknie, przez chwilę korzystała z uroków życia. Przez chwilę była zwyczajnie wolna. Sama była sobą zaskoczona, że jej to aż tak łatwo przyszło. Ja jej wtedy mocno kibicowałam i cieszyłam się razem z nią, bo miałam szczere obawy jakże ona sobie poradzi w tym innym, jakże obcym dla niej świecie. I nie czułam żadnej irytacji, że potem po powrocie nie wiedziała jak sobie poradzić ze swoim życiem. To nie jest takie proste, jak się ma tak marne perspektywy, jak się nie jest przygotowanym do walki o siebie, bez zaplecza, bez wsparcia. Kobiety nie walczyły wtedy w tamtych czasach jakoś specjalnie, nie miały do tego prawa. Więc niby skąd miała przyjść zmiana? Jakieś kroki podjęła, próbowała przenieść się do Wiednia, poszła nawet po pomoc (to musiało być wyjątkowe upokorzające), tym bardziej, że została odrzucona. Jeśli ktoś mnie irytował to ciotka, te gry pozorów, to tchórzostwo. Ale też rozumiem. Taki czas.
Myślę, że książka jest i o biedzie i o straconym pokoleniu. Właściwie jedno z drugim się przenika, jedno z drugiego w jakiś sposób wynika. Bo przecież stracone pokolenie nie najlepiej sobie w życiu radzi. Tak to bogate pokolenie lepiej nieco, wszak lepiej być zdrowym i bogatym, niż chorym i biednym. No nie?:) Traumy wojny, niewiara w cokolwiek. To pozostawia ślad, nie tylko na pokoleniu tego doświadczającym bezpośrednio, ale w pośredni sposób na następnych. I tak można by rozważać w nieskończoność:)
To dla mnie ważna książką i cudownie mi się ja czytało.
Bardzo Ci dziękuję za tak wyczerpujący komentarz.
UsuńPoruszyłaś ciekawą kwestię - kibicowanie głównej bohaterce. Miałam podobne odczucie. I nie dlatego, że autor stworzył postać, nad którą trzeba się użalać, bo dziewczyna może chwilami do siebie zniechęcać np. wtedy, gdy daje się zwieść blichtrowi i zepsutemu towarzystwu. Ale rozumiem jej chęć i potrzebę posmakowania lepszego życia, w końcu każdemu należy się godna egzystencja. Tymczasem Christine spotykają głównie upokorzenia, a jej nowy przyjaciel tylko stawia kropkę nad "i", prezentując jej swoje poglądy. Co ważne, oboje podejmują próby polepszenia swojego bytu, nie czekają na cud. I nie dziwię się, że w rezultacie wybrali takie, a nie inne rozwiązanie. Jest tak, jak piszesz: oboje nie mieli właściwie wyboru, to był równia pochyła.
Tak, ta powieść może być odczytana także jako rzecz o straconym pokoleniu, choć nie jestem przekonana, czy akurat Christine kwalifikuje się do tej kategorii. Były żołnierz - jak najbardziej.
Zgadzam się - to książka ważna, w dużej mierze aktualna.
Może Christine należy w jakimś stopniu do straconego pokolenia w pośredni sposób. To ten sam rocznik, także doświadczyła traum wojny, nie w walce, ale w codziennym życiu. Więc myślę, że to może być też książka o straconym pokoleniu. Tam wszyscy dostali za przeproszeniem w dupę. Poza tym tak sobie teraz myślę, z kim ona mogłaby życie na nowo zbudować, tylko z przedstawicielem straconego pokolenia, które oddało swą młodość, najlepsze lata walce.
UsuńWciąż się waham nad pokoleniem, bo jednak młodzi bogaci na pewno mieli lepsze perspektywy na przyszłość. Grupa uprzywilejowana, pewnie mniej liczna niż ci, którzy np. brali udział w wojnie, ale wciąż należący do tego samego pokolenia co Christine i jej kompan.
Usuńmam nawet "dziewczynę z poczty" tylko właśnie te opisy biedy mnie odstraszają. ale może dam jej szansę, nałożyłam sobie właśnie trzymiesięczny szlaban na kupowanie książek, muszę czytać to, co mam.
OdpowiedzUsuńNie ma się czego bać, ta bieda nie jest aż tak bolesna dla czytelnika. Na pewno przyjemniej czyta się np. o bankietach, ale nie zawsze może być szampan i truskawki, prawda?;) Osobiście jestem za tym, żeby książek o biedzie było więcej - w dobie szalejącego konsumpcjonizmu jakoś mało się dostrzega ten problem, zwłaszcza w dużych miastach.
Usuńmiałam już zaprzeczać, że ja się wcale nie zaczytuję w książkach z bankietami, szampanem i truskawkami, ale właśnie przypomniały mi się moje zachwyty na Evelyn Waugh i Nancy Mitford ;) chyba jednak przyjdzie mi sięgnąć po Zweiga, tak dla równowagi!
UsuńNawet u Amisa trafiła się prawdziwa uczta.;)
Usuń"Dziewczyna z poczty" przybyła wespół zespół z Malczewskim, więc chwilowo wstrzymam się od czytania recenzji. :)
OdpowiedzUsuńŚwietne towarzystwo, zazdroszczę.;)
UsuńAleż ten opis biedy, który przytoczyłaś, jest sugestywny! "Dziewczynę z poczty" wciągam na listę książek, które chcę przeczytać, a na fali refleksji na temat biedy (też uważam, że to ogromnie ważny temat, ale medialnie kompletnie nieatrakcyjny - to w gruncie rzeczy straszak na reklamodawców, kórzy jednak chcą, żebyśmy nabywali jak najwięcej), którą u mnie wywołałaś, sięgnę sobie chyba w weekend po "Lapidaria" Kapuścińskiego - pamiętam, że jego spostrzeżenia na temat biedy wywarły na mnie onegdaj duze wrażenie.
OdpowiedzUsuńOpisy b. podobały mi się u Zweiga, nie tylko ten o biedzie. Sam wstęp z opisem poczty jest b. sugestywny i z sympatią napisany.
UsuńKiedyś trafiłam na książkę "Łzy" Strumyka o parze młodych bezdomnych. Ta lektura tkwi we mnie do dziś. Złapałam się nawet na tym, że próbowałam wymyślić jadłospis na cały dzień za kwotę 3 zł (tak było w powieści). To była lekcja pokory dla mnie.
A co dopiero przeżyć taki dzień... NO skoro pamiętasz, to siedzi w Tobie jak nic. Ja "boję się" tych opisów biedy i niesprawiedliwości społecznej...
UsuńWcale Ci się nie dziwię. Ale dobrze, że takie książki są, bo uświadamiają ludziom problem. Zbyt często odwraca się oczy od biedy, choć akurat dawanie pieniędzy nie jest dobrym rozwiązaniem.
UsuńDobrze, że istnieją, tylko kto po nie sięga? Rzeczywiście Ci co nie wiedzą, czy Ci co chcą się utwierdzić, że rzeczywiście się nie da wyrwać z okowów biedy? Tak, także jestem zdania, że dawanie pieniędzy to nie jest sposób, lepiej dawać ludziom umiejętności na tym m. in.polega idea epowermentu.
UsuńMoim zdaniem czyta się głównie z ciekawości, nie po to, żeby się w jakiejś opinii utwierdzić. Poza tym to indywidualna sprawa, czy ktoś chce takie książki czytać, czy nie. I tak najważniejsze są czyny.;)
UsuńIntrygujący tytuł i intrygująca recenzja.
OdpowiedzUsuńZachęcam do lektury.;)
UsuńZ niedokończonych powieści było mi dane czytać tylko Ostatniego z wielkich FSF, w którym widać niestety, że wycieńczony alkoholizmem pisarz stracił wiele z łatwości, z jaką wcześniej tworzył niezapomniane nowele i powieści. Prawie z ulgą przyjęłam fakt, że Ostatniego z Wielkich nie udało mu się dokończyć. Sądząc po sporządzonych przez FSF notatkach, powieść naprawdę na tym zyskała.
OdpowiedzUsuńHm, trochę to jednak przykre, że dzieło może zyskać akurat w ten sposób.;( Będę o tym pamiętać, jeśli kiedykolwiek dotrę do "Ostatniego...". Dziękuję za informację.
UsuńWłaśnie czytam "Dziewczynę z poczty" pamiętałam, że od Ciebie się o niej dowiedziałam. Czyta się książkę wyśmienicie, a ten prosty, klasyczny język pięknie niesie. Swym klimatem i stylem narracji przypomina mi trochę "Ptaszynę" nieprawadaż?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Jak najbardziej przypomina.;) Bardzo mnie ciekawi, jak ocenisz postępowanie Christine w świetle dyskusji, która miała miejsce powyżej.;)
UsuńRównież pozdrawiam.;)