Ja wiem, że niejednokrotnie drażnię, irytuję, ale trzymam wodze w silnej ręce. To, co robię, robię całkiem świadomie. Oczywiście wywołuje to zdumienie i gniew, dlatego, że jesteśmy przyzwyczajeni do ciepłych klusek, do haniebnego zaniżania wymagań; nasza sztuka to są wypracowanka na stopień dostateczny. Strasznie daleko odstaliśmy od poziomu światowego. Nasza sztuka to salaterki z budyniem. Jeszcze za mało drażnię, za mało odpycham, za mało atakuję. A przecież sztuka nie składa się z samych piękności, z urody, sztuka składa się z bólu, z gniewu, z rozpaczy, z tych wszystkich właśnie nieapetycznych składników. [s. 319]
Pod wypowiedzią Konwickiego z 1972 r. jest wiele prawdy: jego książki i filmy, z nielicznymi wyjątkami, mogą drażnić. Enigmatyczne, często wręcz niejasne, są dość trudne w odbiorze i interpretacji. Niejasność powoduje, że potrafią także niepokoić. Niewątpliwie wymagają skupienia i wysiłku intelektualnego, być może nawet ponownej lektury czy seansu. Te starania są jednak wynagradzane: zawsze coś można odkryć lub odczytać utwór na nowo. Innymi słowy: to źródła niewyczerpanej inspiracji.
Wywiady zamieszczone w „Naszych histeriach, naszych nadziejach” mogą do pewnego stopnia ułatwić odbiór twórczości Konwickiego, a przynajmniej zrozumieć, dlaczego wybierał takie, a nie inne rozwiązania. W ogóle tę książkę dobrze jest studiować partiami i jako uzupełnienie, dajmy na to, do obejrzanego właśnie „Salta” czy przeczytanej „Małej apokalipsy”. Smakowicie czyta się opowieści i anegdoty towarzyszące ich powstawaniu, zwłaszcza że spisywane były niemal na gorąco – najstarsze wywiady w zbiorze pochodzą z lat 60-tych.
Zakres materiałów zgromadzonych przez Kanieckiego pozwala traktować „Nasze histerie…” również jako biografię artystyczną jednego z najważniejszych polskich twórców. Z rozmów wyłania się uznany artysta z czasów PRL-u, później pisarz podziemny, a w dobie transformacji - ponownie pełnoprawny reżyser i literat. Nie zabrakło wspomnień z dzieciństwa i wojny, ankiet lekturowych, wypowiedzi jubileuszowych czy notki o legendarnym kocie Iwanie. To zdecydowanie lektura wielokrotnego użytku, zachęcająca do odświeżenia znajomości z twórczością Konwickiego i ewentualnego wykorzystania podpowiedzianych przez niego tropów. Takich jak ten o Conradzie:
Po prostu bałbym się zagłębić w tego człowieka, tak wspaniale skomplikowanego i tak nasyconego człowieczeństwem, uczciwym kompleksem polskim. „Lord Jim” – nikt mi nie wytłumaczy, że to nie jest o sobie, o kraju. To jest Polak, tylko angielski. Zaszyfrowany niedbale.
Trzeba przeczytać wspomnienia jego żony, żeby to zrozumieć. To jest wspaniałe. Ona, nie chcąc, opisuje cały nasz polski syndrom. Pisze tak: w piątek po południu ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłam. Stało trzech dziwnych panów, w płaszczach do ziemi, każdy trzymał w ręku teczkę. Nie znali żadnego europejskiego języka, więc pobiegłam na górę po Josepha. Joseph zszedł i okazało się, że to są Polacy. Wprowadził ich do siebie i powiedział, żebym przez trzy dni do niego nie wchodziła. Ale po dwunastu godzinach oni nagle wyszli i już nigdy się nie pokazali. Ona to opisuje jako rzeczy zupełnie niezrozumiałe, a my wiemy: Polacy na delegacji przyszli do rodaka, pokłócili się, mieli być trzy doby, wyszli, poszli do domu.
Conrad jest wspaniały w tych swoich zmaganiach. [s. 200-201]
Trzeba przeczytać wspomnienia jego żony, żeby to zrozumieć. To jest wspaniałe. Ona, nie chcąc, opisuje cały nasz polski syndrom. Pisze tak: w piątek po południu ktoś zadzwonił do drzwi. Otworzyłam. Stało trzech dziwnych panów, w płaszczach do ziemi, każdy trzymał w ręku teczkę. Nie znali żadnego europejskiego języka, więc pobiegłam na górę po Josepha. Joseph zszedł i okazało się, że to są Polacy. Wprowadził ich do siebie i powiedział, żebym przez trzy dni do niego nie wchodziła. Ale po dwunastu godzinach oni nagle wyszli i już nigdy się nie pokazali. Ona to opisuje jako rzeczy zupełnie niezrozumiałe, a my wiemy: Polacy na delegacji przyszli do rodaka, pokłócili się, mieli być trzy doby, wyszli, poszli do domu.
Conrad jest wspaniały w tych swoich zmaganiach. [s. 200-201]
_________________________________________________________________________________________
Przemysław Kaniecki „Nasze histerie, nasze nadzieje. Spotkania z Tadeuszem Konwickim” Iskry, Warszawa, 2013
_________________________________________________________________________________________
"jesteśmy przyzwyczajeni do ciepłych klusek, do haniebnego zaniżania wymagań; nasza sztuka to są wypracowanka na stopień dostateczny" - Konwicki to powiedział 40 lat temu, a to ponoć dopiero teraz, jeśli wierzyć rozmaitym okrzykom, weszliśmy w bylejakość, bo kiedyś, panie dziejku, to kultura była kulturą i nikt nie pisywał szmirowatych powieścideł o pensjonatach nad rozlewiskami:)Ech.
OdpowiedzUsuńWłaśnie to jest kapkę przerażające w tych wywiadach - dekady minęły, ustrój się zmienił, a my - nie. Pocieszam się, że zaniżanie wymagań wobec sztuki to tendencja ogólnoświatowa.
UsuńWydaje się, że w dziedzinie zaniżania wymagań w szybkim tempie dobijamy do światowej czołówki:P
UsuńA może my mamy zbyt duże oczekiwania wobec ogółu społeczeństwa? Może zawsze tak było?
UsuńAle ja nie mam pretensji do społeczeństwa:) Twórcy szybciutko wyczuli skąd wiatr wieje:) Dziś zapotrzebowanie, jutro polskie klony Greya :P
UsuńAle jest też grupa zapaleńców ekscytująca się "Kronosem".;)
UsuńJa się obawiam, że ta książka będzie dla mnie niestrawna. Obiecałem sobie jednak, że głównie będę sięgał po literaturę wysokich lotów, sprawdzone klasyczne dzieła.
OdpowiedzUsuńNiestrawna? Dlaczego?
UsuńKiedy czytałam o sztuce składającej się z nieapetycznych składników, natychmiast pomyślałam o filmowym "Wielkim Gatsby'm". Tam wszystko jest do bólu apetyczne. :)
OdpowiedzUsuńZ całego serca dziękuję Ci za piękny cytat o Conradzie i wspomnieniach Jessie! Pozwolę się odwołać do niego, pisząc o jej książce.
Ci trzej dziwni panowie to jeszcze nic, Jessie opisuje jeszcze innych polskich ekscentryków, którzy ich nawiedzali. Widać wyraźnie, że dla niej to była przepaść kulturowa, choć miała bardzo dobre chęci.
Cytat o Conradzie zapodałam z premedytacją.;)
UsuńAle zgadzam się z Konwickim - prawdziwa sztuka wyrasta przede wszystkim z bólu.
Tym bardziej jestem wdzięczna za ten fragment. :)
UsuńAleż proszę bardzo.;) Zachęcam do lektury całej książki, zdecydowanie warto. Sporo w niej błyskotliwych uwag i inspiracji.
UsuńZdecydowanie skuszę się na tę książkę, ale wolałabym najpierw lepiej poznać twórczość Konwickiego, a rozmowy przeczytać na deser. :)
UsuńTo powiedz/napisz, proszę, że również chętnie widziałabyś "Wniebowstąpienie" jako lekturę w naszym klubie.;)
UsuńJeszcze jak chętnie! :) Bardzo dobry pomysł.
UsuńJeden problem mamy zatem z głowy.;)
UsuńJak już tak mówicie, to dorzucę swoje trzy grosze. Sztuka? Chyba jest tylko taka, która trwa krócej, i taka, która trwa dłużej. Przy czym te kryterium czasowe nie jest żadną regułą mówiącą o jej jakości. Może być co najwyżej nieśmiałą podpowiedzią. Czy(m) jest prawdziwa sztuka? ;)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam Aniu, a jak najesz (w nadmiarze) się kawioru (uznanym powszechnie za synonim bogactwa) to też może zacząć odczuwać bólu. Czy z niego zrodzi się sztuka?
Prowokacyjnie pytam i oczywiście przerysowuje ;)
I tu dla pokomplikowania można rzucić ulubionym terminem - postmodernizm ;)
Termin ten lubi problematykę sztuki, po części dlatego, że sam jest jej częścią.
A tak już na uboczu, to warto czytać wszystko, bo bez tych złych powieści nie byłoby dobrych :)
Tak to już jest stworzone.
A propos kawioru i bólu - "Trociny" Vargi dowodzą, że o bólu brzucha można pisać tak umiejętnie, że wyłania się z tego sztuka.;)
UsuńPytanie "czym jest prawdziwa sztuka" chyba na zawsze pozostanie bez odpowiedzi, nieprawdaż?:)
Nie jestem pewna, czy warto czytać wszystko. Mnie byłoby szkoda czasu. Ale zgodzę się, że dobrze jest mieć duży wybór, także między rzeczami na wysokim i niskim poziomie. Masz rację, różnorodność jest wskazana.
A ja wyłącznie niemerytorycznie, bo nie mam siły na nic innego: jestem zaskoczona okładką tej książki. Jakaś taka... kiczowata? I nie mam nic przeciwko zachodom słońca, ale coś mi zgrzyta, choć być może ma głębszy sens (na to liczę).
OdpowiedzUsuńW rozmowie z Przemysławem Kaniewskim, którą słyszałam, wypowiadał się tak entuzjastycznie na temat swoich rozmów z Konwickim i samego Konwickiego, że należałoby tę książkę przeczytać i zaraz po odsłuchaniu rozmowy naprawdę nabrałam ochoty, aby to zrobić. Teraz jednak doszłam do wniosku, że chwilowo głowa coś nie taka, aby zrozumieć co mądrzejsi myślą:(
Całkowicie się z Tobą zgadzam: obwoluta jest kiczowata. O niebo lepsza jest okładka pod spodem.;)
UsuńRozmowy Kanieckiego z Konwickim czyli "W pośpiechu" były dla mnie jedną z najlepszych lektur ub. roku. Świetne jest w nich to, że ma się wrażenie uczestniczenia w spotkaniu na żywo.;) Luźny język, żarty, plus arcyciekawe opowieści. Lektura na każdą głowę, zaręczam.;) Wywiady w "Naszych histeriach..." są inne, ale też ich przeznaczenie było inne. Niemniej zdecydowanie warte czytania.
To ja może właśnie od "W pośpiechu" zacznę? Choć w ogóle najlepiej byłoby zacząć od samego Konwickiego, to oczywiste:(
UsuńAle przy okazji rozmów z Konwickim i o Konwickim coś mi się przypomniało: oglądałaś może "Słońce i cień"? Przepiękny film, w którym także widać całą mądrość Konwickiego, choć tu już zdecydowanie tę dojrzałą.
Chyba lepiej zacząć od "W pośpiechu". Myślę, że nie będziesz żałować.;)
UsuńWidziałam kiedyś ten film. Mądrość to jedno, drugi ciekawy dla mnie aspekt to wieloletnia przyjaźń z Holoubkiem.
Coś mi się zdaje, że trzeba w końcu zapodać coś z Konwickiego do naszego klubu. Waham się między dwiema b. różnymi rzeczami: "Bohiń" i "Wniebowstąpienie". Co Ty na to?
U mnie w domu film pojawił się w zasadzie dla Holoubka, którego wielkim fanem jest mój tata, a przy okazji wyszło na jaw, że i drugi z bohaterów jest równie fascynujący:)
UsuńKonwickiego w klubie przyjmę bardzo chętnie, bo inaczej marnie widzę swoją mobilizację do tego, by wreszcie przeczytać coś jego autorstwa. "Bohiń" kiedyś czytałam (co nie znaczy, że pamiętam cokolwiek poza mglistymi wrażeniami), "Wniebowstąpienia" nie. Wolałabym chyba tę drugą książkę, bo choć ani tematyka kresowa, ani warszawska nie są mi specjalnie bliskie, to jednak chętniej poczytałabym o realiach lat sześćdziesiątych i o tym, jak widział je Konwicki.
Ja też oglądałam głównie przez wzgląd na Holoubka.;) Z czasem okazało się, że obaj panowie mają wiele cennych rzeczy do opowiedzenia. Wywiady z Konwickim można czytać na wyrywki i zawsze się trafi na coś niebanalnego.
UsuńDobrze się składa, bo osobiście również wolę "Wniebowstąpienie".:)