Okładka „Zaziemia” kojarzy mi się z bajką i opowieść Šrámkovej o babce Noemi taki właśnie ma dla mnie wydźwięk. Sama do babć nie miałam szczęścia: obie były dość powściągliwe w okazywaniu uczuć i dziwnie niezręczne w kontakcie z wnuczkami. Niby były zadowolone z faktu posiadania wnucząt, ale to wszystko. Czeska pisarka miała najwyraźniej dużo więcej szczęścia, zważywszy że jej książka to swoiste wyznanie miłosne, a zarazem oryginalny tren.
Z tęsknoty za zmarłą babcią powstał specyficzny patchwork uszyty ze wspomnień, ożywających często w najmniej nieoczekiwanych sytuacjach. Nawet drobiazg może przypomnieć Janie historię ocalenia babci podczas wojny, jej nadzwyczajne umiejętności kulinarne czy siatkę żyłek na nogach, a podobiznę Noemi wnuczka potrafi zauważyć i na twarzy czekoladowego anioła w sklepie, i na buźce noworodka. Spomiędzy przebłysków pamięci wyłaniają się epizody z życia dorosłej Jany: żony, matki pisarki w jednym. Młoda kobieta jest zagubiona i rozbita; można odnieść wrażenie, że wraz ze śmiercią babci straciła kawałek siebie. I tak odczytuję tęsknotę narratorki – jako żal za przeszłością, która oznaczała beztroskę oraz ciepło i bezpieczeństwo rodzinnego domu, czyli po prostu szczęście. Opłakując odejście babci, Jana opłakuje również własne dzieciństwo, tak proste i niefrasobliwe w odróżnieniu od kłopotliwej dorosłości.
W „Zaziemiu” prawdziwej bajki z morałem i szczęśliwym zakończeniem nie ma, jest za to soczysta, gęsta opowieść – niewiarygodne, jak wiele udało zmieścić się Šrámkovej na zaledwie 128 stronach. I tylko trudno mi się zdecydować, czy wolę fragmenty o bajecznej Noemi, czy raczej migawki z życia dorosłej Jany (jak np. rozdział o skutkach czytania „Biegunów” Tokarczuk) - oba wątki są świetnie poprowadzone. W przypadku tej książki potwierdza się powiedzenie, że małe jest piękne. Zdecydowanie tak.
_______________________
Jana Šrámková Zaziemie
przeł. Weronika Girys-Czagowiec, Michał Fijałkowski
Wydawnictwo 7/8, Warszawa 2014
Ja również nie miałam szczęścia do babć. Jedna zmarła przed moim urodzeniem, druga, kiedy miałam trzy latka.
OdpowiedzUsuńUrocza okładka. A jakie mogły być skutki czytania "Biegunów"? Mogłabyś zdradzić coś więcej na ten temat? :)
Czyli właściwie nie miałaś babć? Szkoda, to jednak istotny filar każdej rodziny, nawet taki powściągliwy.;)
UsuńMogę, a jakże: podczas lektury "Biegunów" Janę ogarnęła chwilowa panika o los własnego dziecka.;)
Jako, że samej zdarza mi się opłakiwać niefrasobliwe dzieciństwo i odczuwać żal za beztroską minionych lat, chętnie przeczytam, tym bardziej, że ogromnie lubię czeską prozę - tak jak Czesi, to już chyba nikt nie potrafi opisywać świata, który przeminął. Umieją to robić z jakąś taką specyficzną melancholią, z jednej strony podszytą uśmiechem, z drugiej - chwytającą za gardło bolesną tęsknotą. Nawet zło w czeskim wspominaniu nie wydaje się tak do końca złe.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że w przeciwieństwie do nas Czesi nie mają takiego pędu do oceniania postaci, a nawet jeśli, są mniej surowi w swoich sądach. Potrafią ze zrozumieniem i/lub humorem potraktować również mniej chwalebne przypadki.;) Nam brakuje dystansu, jesteśmy chyba zbyt poważni.;(
UsuńMasz rację. To chyba ma też związek z ich patrzeniem na świat: przyjmują go takim jaki jest, bez dorabiania ideologii. Myślimy o Czechach tak trochę z przymrużeniem oka, z uśmieszkiem, a moglibyśmy się od nich uczyć tego Szwejkowskiego cierpliwego stoicyzmu :)
UsuńZgadza się. Czesi podobno o nas mówią: "Pokaż Polakowi przepaść, a na pewno w nią wskoczy". A czy nie można jej po prostu ominąć?:)
UsuńHehe, moja babcia (mama mojej mamy) również jest typem kobiety, która nie kwapi się do okazywania zbytniej radości z faktu posiadania wnucząt. Często ma swoje humory, jest zacięta i uparta, ale i tak ją lubię i szanuję. Kiedy u niej goszczę, zawsze mam okazję, żeby poćwiczyć swoją cierpliwość :)
OdpowiedzUsuńPrezentowana lektura wydaje się dość interesująca - kusi przede wszystkim okładka :)
Ciekawa sprawa - robię właśnie w myślach przegląd znajomych babć z różnego pokolenia i ledwie kilka wpasowałoby się w stereotyp ciepłej, wyrozumiałej kobiety. Zgroza.;(
UsuńOkładka wprowadza w stan rozmarzenia, ale jest trochę myląca.
To jestem szczęściarą, bo miałam taką właśnie babcię - ciepłą, wyrozumiałą, gotową wnukom nieba przychylić i rozpieszczającą do ostatnich granic :-). Druga była znacznie surowsza.
OdpowiedzUsuń"Zaziemie" z Twojego opisu wydaje się podobne do "Lubczyku na poddaszu", na którym - przyznaję się - poległam w momencie przyjazdu Sarony do hotelu i wypełniania blankietu. A początek był taki zachęcający...
Szczerze zazdroszczę, bo w rodzinie musi ktoś taki być.;) Dobrze, że chociaż mój dziadek był w porządku (choć też niezbyt wylewny).
Usuń"W "Lubczyku..."i ja byłam nieco zdezorientowana, bo początek sugerował zupełnie inną opowieść.;( Ale równoległe historie małżonków spodobały mi się. Może daj im jeszcze szansę?:)
a widziałam konkurs na fb i wziełam w nim udział, bo mnie zaciekawiła fabuła. No, poza tym to w końcu czeski klimacik, który luuubię bardzo :)
OdpowiedzUsuńTak nawet sobie pomyślałam, że kogo jak kogo, ale Mag na pewno zainteresuje ta książka.;) Mogę tylko zachęcać do lektury.
UsuńPrzekonałaś mnie - książka nie musi mieć 300 stron aby zainteresować czytelnika. To duże wyzwanie zmieścić perełki na kilkunastu stronach - ale w tym tkwi właśnie geniusz autora.
OdpowiedzUsuńZ chęcią przeczytam :)
Pozdrawiam
Zgadza się - o wartości książki nie świadczy objętość.;) Osobiście wolę takie krótkie, ale gęste opowieści niż opasłe tomiszcza.
UsuńKsiążka warta uwagi, zachęcam do lektury.
Przed chwilką wzięłam udział w konkursie CZESKICH KLIMATÓW, gdzie do wygrania jest ta właśnie książka. Po tak pozytywnej recenzji mam nadzieję, że mi się poszczęści :)
OdpowiedzUsuńW takim razie trzymam kciuki za wygraną.;)
Usuńbardzo fajne książki ostatnio wynajdujesz, będę miała się za czym rozgądać na wakacjach w domu :)
OdpowiedzUsuńTrafiło mi się kilka niezłych ostatnio, fakt.;) Drobiazgi, ale cieszą.
UsuńFajne muszą być takie hurtowe zakupy...;)
fajne są, to prawda, ale nie przy pakowaniu ;)
UsuńWyobrażam sobie.;)
Usuń