Kim są „my" a kim „oni"? Po czyjej jestem stronie? Możliwe że po żadnej, czym ściągam na siebie nienawiść jednych i drugich. W czasie rewolucji trzeba się bowiem opowiedzieć: albo rybka, albo akwarium, „my" lub „oni" nie ma trzeciej drogi. Kto nie należy tu, ten należy tam, nawet jeśli subiektywnie nie należy nigdzie. Bez zastanowienia zgłosiłem więc akces do grupy „my", bo przecież lepiej trzymać z wygranymi. „Oni" zaś na razie niech dadzą mi spokój. Później, kiedy już ucichną spory, usiądę z nimi przy ognisku, usmażymy sobie słoninkę i wszystko im wyjaśnię. [s. 87]
Wyjaśnić - właśnie. Bohater Dzwonów Einsteina wyjątkowo często musi tłumaczyć się z gaf, dziwnych zbiegów okoliczności i niezręcznych sytuacji, w które bezustannie się pakuje. I tak od dziecka, kiedy to po raz pierwszy odezwało się jego niedoścignione Ja i zasugerowało, że powinien zostać Leninem. Z czasem przyjęło ono postać Einsteina i doradzało Frankowi w trudnych chwilach, niestety najwyraźniej było bezsilne wobec jego pecha.
Naturalnie ku uciesze czytelnika, który śledzi „karierę” gapowatego marksisty w szwalni będącej przykrywką dla badań nad rozwojem dojrzałego socjalizmu, po rewolucji przemianowanej na instytut przyszłościowy. Nie ma większego znaczenia, czy bohater Grendela występuje pod pseudonimem Cara Piotra czy Rzeźnika, ani po czyjej stronie opowie się podczas kolejnej zawieruchy politycznej, ponieważ - jak w kolejnej krytycznej chwili stwierdziło niedoścignione Ja - i tak, znając logikę dziejów, prędzej czy później „oni” staną się „nami”, a „my” „nimi” [s. 106]. Czysty obłęd, nie można dziwić się biedakowi, że przestał nadążać za przemianami i nieco się pogubił.
Dzwony Einsteina są zabawne, ale kiedy pojawia się refleksja, że życie bywa równie groteskowe co Absurdystan Grendela, dobry nastrój pryska. W świetle wydarzeń na świecie ta książka nabiera dość gorzkiej wymowy - pokazuje, że historia niczego nas nie uczy i powtarzamy wciąż te same błędy. Na to nie poradzi prawdopodobnie niczyje niedoścignione Ja, więc może lepiej wzorem autora obrócić wszystko w żart.
_______________________________________________
Lajos Grendel Dzwony Einsteina. Opowieść z Absurdystanu
przeł. Miłosz Waligórski
Biuro Literackie, Stronie Śląskie 2016
Zelig czy Obywatel Piszczyk w kolejnym wcieleniu?
OdpowiedzUsuńRaczej Piszczyk.;)
UsuńBardzo lubię prezentowane przez Ciebie perełki. "Dzwony Einsteina" sprawiają wrażenie bardzo ciekawej lektury - lubię śledzić przygody gapiowatych bohaterów, którzy porażają swoją niezdarnością i nieprzystosowaniem :) Bardzo ciekawie zapowiadają się również rozważania dotyczące masy i jednostki.
OdpowiedzUsuńMiło mi to czytać.;) Jest tak dużo wartościowych nowości, o których w mediach się nie pisze, że trzeba im jakoś pomóc.) A książki Biura Literackiego na pewno zasługują na rozgłos.
Usuń"Dzwony Einsteina" mogą Ci się spodobać, tak wnioskuję po Twoich wpisać na blogu.
Czytałam "Dzwony...", wszystko z powyższej opinii potwierdzam,
OdpowiedzUsuńwarto zwrócić uwagę na tę mikropowieść oraz na inne, ciekawe publikacje Biura Literackiego,nowe nazwiska, nowe treści, nowe czytelnicze wrażenia ;-)
Miałaś podobne wrażenia? Dobrze wiedzieć.;)
UsuńBL ma b. ciekawą i ambitną ofertę, szkoda, że w mediach tak cicho o niej.;(
Dodam, że wyczuwałam tu taki "mrożkowski" klimat i jeszcze coś z Lema, ale nie umiem tego określić, bo przecież "Dzwony..." to nie science-fiction.
OdpowiedzUsuńKlimat jest jak najbardziej mrożkowski. Mnie zaskoczyło, że książka powstała ponad 20 lat temu, wydaje się taka świeża.
UsuńBardzom zaintrygowanym. Choć według mnie nic nie przebije życia w groteskowości. Tylko często przymykamy na to oczy.
OdpowiedzUsuńQbuś
Po lekturze "Dzwonów..." groteskowość życia dotarła do mnie ze zdwojoną siłą.;)
Usuń