Szczęście, o ile jeszcze się ostało, istniało gdzie indziej: w oddzielnych pokojach wychodzących na jasne uliczki, gdzie koty chrupały rybie głowy; w cienistych kawiarenkach zawieszonych matami, w których dym haszyszu mieszał się z miętowym oparem gorącej herbaty; w dokach, w namiotach na skraju sebki (przywołał biały wizerunek Marhni, jej łagodnej twarzy); za górami na wielkiej Saharze, w bezkresnych, prawdziwie afrykańskich krainach.
Pod osłoną nieba to dla mnie przede wszystkim film Bernardo Bertolucciego, oglądany po raz pierwszy jakieś 20 lat temu: nastrojowy, pełen zjawiskowych ujęć i jak się okazało, mocno zapadający w pamięć. Niedawno usłyszałam fragment ścieżki dźwiękowej autorstwa Ryuichi Sakamoto i wpadłam jak śliwka w kompot – przyjemne wspomnienia z kina odżyły i sięgnęłam wreszcie po pierwowzór literacki. Warto było.
Książka powstała w 1949 r., była pisarskim debiutem Paula Bowlesa. I tu duże zaskoczenie, bo u rzecz jest bardzo świeża (choć w środku dominuje upał i kurz;), a na dodatek dojrzała. Może nie powinnam dziwić się tej dojrzałości, bo autor w chwili wydania Pod osłoną nieba miał 39 lat, sporo opowiadań na koncie i niejedno w życiu widział. Saharę widział na pewno, co zresztą doskonale daje się zauważyć i odczuć w powieści: pustynia u Bowlesa to coś więcej niż bezbrzeżne pustkowie pokryte piachem, to miejsce żywe, pulsujące światłem i kolorem, miejsce, w którym wszystko zdarzyć się może.
Na kartach powieści też się oczywiście wiele wydarza; nie może być inaczej, jeśli zachodnia cywilizacja spotyka się z północną Afryką, w tym przypadku lat 40-tych. Bohaterowie Bowlesa nie mają konkretnego celu ani planu wyprawy, łatwiej powiedzieć, dlaczego zdecydowali się wyjechać z Ameryki: Port ucieka od codziennych trudności, Kit liczy na uratowanie ich więdnącego związku, z kolei Tunner towarzyszy im chyba bardziej z fascynacji obojgiem niż z ciekawości świata. Cała trójka doczeka się swojej herbatki na Saharze, dla każdego będzie miała mniej lub bardziej gorzki smak
Bohaterów powieści trudno polubić, początkowo trudno nawet zrozumieć motywy ich postępowania, ale historia wciąga, nawet gdy już wiadomo, że szczęśliwego zakończenia zabraknie. Pesymistyczna aura jest zresztą stale obecna w Pod osłoną nieba, niepokój i poczucie przegranej to drugie imię Kit i Porta. Mnie ten dramat owiany duchem egzystencjalizmu bardzo się spodobał, jeszcze dzisiaj słyszę ziarnka piasku wysypujące się spomiędzy stronic.
________________________________________________________________________
Paul Bowles Pod osłoną nieba tłum. Tomasz Bieroń, Wyd. Zysk i S-ka, Poznań 1995
Ha, moja ignorancja znowu wychodzi w pełnej krasie - nie widziałem filmu, o książce nie słyszałem, a rzecz sprawia wrażenie co najmniej interesującej. Jak do tej pory pustynię poznawałem głównie za sprawą Amosa Oza, a widzę, że Paul Bowles również ma wiele ciekawego do powiedzenia w tej kwestii.
OdpowiedzUsuńHa, a tytuł Twojego posta jest wspaniały - boję się wręcz, że gdybym rozglądał się za tą książką, to pierwszym tytułem, który przyszedłby mi na myśl, byłaby właśnie "Herbatka na Saharze" :)
Film nie jest nowy, w telewizji niestety rzadko pokazywany. Pustynia u Bowlesa jest zupełnie inna niż u Oza, ale w końcu to inne warunki geograficzne.
UsuńTytuł posta jest parafrazą tytułu jednego z rozdziałów, który z kolei nawiązuje do opowieści o trzech tancerkach. Warto sprawdzić, o co chodzi.;)
Bardzo chętnie przeczytam, na filmów również się skuszę w wolnej chwili.
OdpowiedzUsuńZachęcam, i film, i książka są bez zarzutu. Mają niezwykły klimat, który długo się pamięta.
UsuńPolecam czytać Bowlesa.
OdpowiedzUsuńhttp://mojeksiazki.blog.pl/2015/02/14/paul-bowles-dni-dziennik-z-tangeru-1987-1989/
Obawiam się, że jest kilka innych lepszych książek Bowlesa niż Dziennik z Tangeru.
UsuńJa też, jak kolega wyżej, nie widziałam filmu ani nawet o nim nie słyszałam. O książce tym bardziej... Ci bohaterowie, których trudno polubić albo chociaż zrozumieć w połączeniu z pesymizmem coś mi mówią, że ciężko by mi się to czytało, ale może spróbuję. Rejony saharyjskie są mi zupełnie obce, literacko też, więc trochę mnie kusi :).
OdpowiedzUsuńMało sympatyczni bohaterowie są często bardziej interesujący od tych miłych.;) Zachęcam, bo książka porusza ciekawe tematy, zawsze aktualne: wyobcowanie, miłość, podróżowanie itp.
UsuńTak, mało sympatyczni bohaterowie dużo częściej są bardziej interesujący niż ci kryształowi. Film oglądałam kilka razy, mam płytę. A książka stoi na półce i czeka na swoją kolej, może już niedługo zachęcona twoim wpisem po nią sięgnę, bo film mi się podobał, a że ekranizacje z reguły bywają słabsze to wniosek, że książka musi być naprawdę niezła.
OdpowiedzUsuńBowles ponoć nie był zachwycony ekranizacją (w której sam był narratorem;)), ale film był naprawdę świetny. Książkę jak najbardziej polecam.;)
UsuńNie znam ani książki, ani filmu, ale czuję się zachęcona przynajmniej do obejrzenia filmu.
OdpowiedzUsuńAle może i za Bowlesem się rozejrzę....
Warto i przeczytać, i obejrzeć.;) Na lato b. dobra lektura.
Usuńoch, Bowles jest jednym z tych autorów, którzy są stale moim wyrzutem sumienia, bo chciałabym przeczytać, naprawdę. podobnie jak Jane Bowles, znajomy mi bardzo polecał 'Two serious ladies' - może znasz?
OdpowiedzUsuńMogę tylko zachęcać, bo zdecydowanie warto czytać Bowlesa.
UsuńCzytałam te "Damy", ale nie podobały mi się. Dzisiaj już nic nie pamiętam z tej lektury.;(
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń