poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Polskie duchy i widma

Pamiętam z dzieciństwa panie jak ta z fotografii poniżej. Pod koniec lat 80. wystawały w przejściu podziemnym pod Rotundą w stolicy i sprzedawały (nietanio) zagraniczne reklamówki, dostępne za darmo m.in. w niemieckich supermarketach. Dzisiaj myślę o tym z pewnym zażenowaniem, bo dla wielu osób te wielobarwne siatki były oznaką „lepszości” i namiastką zagranicznego dobrobytu. Cóż, jakie czasy, takie marzenia, o czym przypomina książka Olgi Drendy.


Duchologia polska opowiada o przełomie lat 80. i 90., kiedy to Polska zaczęła powoli zmierzać ku kapitalizmowi, co na poziomie zwykłego obywatela oznaczało najczęściej „mieć”. Polacy chcieli móc wreszcie zakupić zachodnie auto i sprzęt gospodarstwa domowego, fajne meble i ubrania. Ta fajność w naszym wydaniu często ocierała się o tandetę, wystarczy wspomnieć wzorzyste tapicerki kanap, dekatyzowane dżinsy, filiżanki z brązowego arcorocu czy fototapety.


Zaznaczam, że Drenda podchodzi do tematu neutralnie: nie uderza w nostalgiczne ani prześmiewcze tony. Opisuje po prostu okres transformacji z perspektywy ówczesnych zwyczajów i aspiracji, czego przejawem była m.in. pstrokacizna ulic, pierwsze reklamy, nazwy powstających firm czy wysyp pirackich kaset wideo i magnetofonowych. W Duchologii polskiej nie zabrakło też miejsca dla fascynacji Polaków amerykańskimi serialami, muzyką disco polo i ezoteryką spod znaku przepowiedni i Kaszpirowskiego.


Parafrazując tekst piosenki Anny Jurksztowicz, Zachód goniliśmy z całych sił, brakowało tylko (sic!) możliwości technologicznych. Książka pozwala sprawdzić, jak po blisko trzech dekadach zmieniły się nasze gusty i marzenia oraz co nam pozostało z tamtych lat. Dla mnie była to fascynująca podróż w czasie, tym bardziej, że autorka postarała się o zdjęcia. Tytuł nie jest naciągany – przy okazji okazało się, ile elementów tej układanki wypadło mi z pamięci.

_____________________________________________________________
Olga Drenda, Duchologia polska. Rzeczy i ludzie w latach transformacji
Wyd. Karakter, Kraków 2016

22 komentarze:

  1. Urodziłem się u schyłku PRL-u i czasami nieco żałuję, że nie było mi dane doświadczyć życia w tym jakże ciekawym okresie. Za to (niejako w ramach rekompensaty) moje dzieciństwo przypadło właśnie na okres transformacji - wczesne lata 90-te to również intrygujący czas w naszej historii, chociaż teraz z perspektywy upływających lat, patrzę na nie zupełnie inaczej niż jako dziecko czy nastolatek. Recenzowana pozycja kusi niezmiernie, bo wydaje mi się swoistą obietnicą powrotu do czasu, kiedy dziecięciem byłem - taka podróż z przewodnikiem. Fajnie (staram się wstrzelić w ten klimat "fajności") byłoby porównać obserwacje autorki z własnymi wrażeniami i wspomnieniami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drenda oferuje b. ciekawą podróż w czasie, to fakt.
      Lata 90. były wyjątkowo barwne, ileż to ciekawych przedmiotów pojawiło się w naszym życiu.;) Oczywiście każde pokolenie wskaże inne, ale pamiętam ten okres jako Eldorado.
      Książkę polecam, skłania do refleksji.

      Usuń
  2. Hmmm... pamiętam, jak kupowałam - o ile dobrze pamiętam za 15 000 zł - piracką kasetę Roxette na Manhattanie, czyli jednym z dwóch naszych lokalnych targowisk (drugie nazywało się po prostu targ). Oryginalne kasety były bardzo drogie. Kolorowe reklamówki też tam sprzedawano, zresztą nie tylko na początku lat dziewięćdziesiątych, później też. W PRL-u byliśmy jednak bardziej ekologiczni, bo dominowały siatki wielokrotnego użytku.

    Ciekawa jestem, ile autorka ma lat (na podstawie zdjęć wnioskuję, że troszkę mniej niż ja) i czy pisze głównie o swoich wspomnieniach, czy raczej opiera się też na cudzych albo na jakichś pracach naukowych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Manhattan - to kolejny wykwit tamtej epoki, w w wielu miastach i miasteczkach były takie miejsca. U mnie targ niestety pozostał targiem do dzisiaj.;) Z ekologią w PRL-u masz absolutną rację - nie tylko wszystko było pakowane w papier, a potem w torby albo siatki wielokrotnego użytku (np. z żyłki;)), ale zbierało się kapsle od mleka, makulaturę, wymieniało butelki itp.
      Autorka pisze o artefaktach okresu transformacji wspominanych przez znajomych, książka ma swoje początki w badaniach naukowych. Tu ciekawy wywiad:
      http://www.dwutygodnik.com/artykul/5318-oceany-i-komputery.html

      Usuń
  3. Czy to jest po prostu opis, czy też autorka wdaje się w jakieś naukowe analizy pisane socjologicznym żargonem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest to głównie opis pewnej epoki bazujący na wspomnieniach własnych i cudzych. Książka napisana jest językiem przystępnym, okładka chyba ma straszyć, bo po zdjęciu obwoluty widać uśmiechniętą buźkę D. Bohlena z Modern Talking, na dodatek ma różowe wdzianko.;)
      https://www.youtube.com/watch?v=JjX-NDo6otI

      Usuń
    2. Nawet całe Modern Talking, jak widzę :) To dużo lepsza okładka :P
      Zastanawiam się jeszcze, czy człowiekowi z epoki to może przynieść cokolwiek nowego, bo jakby nie patrzeć, tkwiło się w tym po uszy. Do dziś pamiętam szeregi polówek wzdłuż Marszałkowskiej, a co drugie łóżko grała inna muzyka. Piracka, rzecz jasna :) Potem miałem swoje ulubione budy z kasetami, zależnie od tego, co mi było potrzebne.

      Usuń
    3. Dobre pytanie. Mnie to przypomniało np. o zalewie senników, przepowiedni itp. W tej książce bardziej chodzi o pokazanie wycinka życia ludzi w tamtym okresie, w końcu nie samymi reformami się żyło.;)
      Te łóżka i muzyka były obłędne. Na dodatek sprzedający starali się zagłuszyć konkurencje, przynajmniej w moim mieście. Kasety/płyty można było jeszcze odpłatnie przegrywać płyty w takim Digitalu w W-wie, ale nie miały już (podrabianej oczywiście) okładki.

      Usuń
    4. Digital! Zostawiałem tam masę pieniędzy :D I nigdy nie było mnie stać na nowe kasety, więc kupowałem w Polskich Nagraniach za grosze jakieś Pendereckie i dawałem do skasowania :P Do dziś mam te kasety gdzieś na stryszku, ciekawe, czy jeszcze działają.
      Senniki pamiętam. W ogóle nastąpił wysyp literatury, która wcześniej się nie ukazywała. Już nie mówię tylko o romansach czy sensacjach, ale właśnie tych wszystkich paranormalach, które robiły furorę: leczenie wahadełkiem, leczenie dietą etc.

      Usuń
    5. Też mi zostało parę kaset, niektóre cenniejsze niż złoto, bo nagrania niedostępne dzisiaj nawet w formie CD.
      Rzeczywiście czytaliśmy i leczyliśmy się na potęgę, często trzeba było kupić jakieś gadżety w tym celu: kamyki, bransolety itp. Do dzisiaj nurtuje mnie np. drzewko, które rzekomo odżywiało się kurzem.;)

      Usuń
    6. Mój dom, szczęśliwie, ominęły wahadełka i bioenergoterapie, chociaż mama zażywała jakąś ciecz z grzybków tybetańskich (??). O dziwo, nie mieliśmy też tego zjadacza kurzu, nawet go nigdy nie widziałem, ale faktycznie krążyły jakieś opowieści. Za to kanapa w maziaje była.

      Usuń
    7. Cóż, kupowało się pewnie trochę owczym pędem.;( Styl ubierania się też nie był najlepszy, to chyba wspominam jako coś najsmutniejszego.;( Białe skarpetki do garnituru to było nic.

      Usuń
    8. Zasadniczo skąd miał naród brać wzorce? W telewizji panował ten sam styl, więc się naśladowało, a handel podsuwał. Do dziś mam drgawki na myśl o swoim studniówkowo-maturalnym krawacie. Tyle dobrego, że wiedziałem, że do garnituru nie nosi się białych skarpetek :D

      Usuń
    9. Oczywiście masz rację. Pamiętam panie, które szyły stroje nawiązujące do tych z "Dynastii" lub innych seriali. Z fryzurami było łatwiej.
      Studniówka - ba! A co się na weselach działo.;)

      Usuń
    10. Oj działo się, chociaż akurat wtedy mieliśmy chyba tylko jedno, ale za to full wypas disco polo :)

      Usuń
    11. Obłęd. Ciekawe, czy obecny okres też będziemy tak wspominać za 20 lat.;) Jakieś memy, pokemony i takie tam.

      Usuń
    12. Chyba nie będziemy, teraz większe zróżnicowanie we wszystkim :)

      Usuń
    13. Fakt, ilość przeróżnych dóbr i zjawisk jest ogromna. I będzie chyba większa.;(

      Usuń
    14. Ponieważ nie jestem w stanie skorzystać nawet z tej ich minimalnej liczby, którą mam i znam, to jest mi to nieco obojętne :)

      Usuń
  4. Rocznik 84 się zgłasza. Początek "nowej ery" przeżywałem z dziecięcą energią, choć pewnie niezbyt świadomie. Ale książka ta mocno kusi.

    Pożeracz

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z takiego kuszenia wzięła się i moja lektura.;)
      Rocznik 84 pewnie wchodził w nową erę jak w masło i wszystko traktował jako normalne.;)

      Usuń