piątek, 6 lipca 2018

Sylvia Plath w podróży

Urlop to dla mnie wciąż odległa przyszłość i w ramach rekompensaty podczytuję sobie wakacyjne zapiski literatów. I tak w tomie korespondencji Sylvii Plath trafiłam na jej list z podróży po Hiszpanii. W lipcu 1956 r. jako świeżo upieczona mężatka pisała do matki:

Najdroższa z Mam,

Szkoda, że nie możesz zobaczyć, jak w opalaczu i szortach siedzę na wysokości siódmego piętra ponad buczącym syrenami Madrytem, na naszym wielkim, prywatnym balkonie z posadzką wyłożoną wesołymi niebiesko-żółtymi kaflami, pólkami na ścianach, doniczkami pelargonii i bluszczu, otoczona barokowymi wieżami, pod jaskrawoniebieskim niebem, choć jest już prawie ósma wieczór (...)

Czy to nie cudowne, że gdziekolwiek pójdziemy, wszyscy natychmiast okazują nam sympatię. Jesteśmy niezwykle dobrze dobrani; potrzebujemy tyle samo snu, jedzenia i czasu na pisanie; oboje jesteśmy otwierają się zamknięci w sobie, prawie nietowarzyscy w tym sensie, że nie lubimy interesownych przyjęć, czujemy się najlepiej wśród prostych, bezpretensjonalnych ludzi pracy, którzy natychmiast traktują nas jak swoich.
(...) W ogóle w żadnym kraju nie czułam się tak swojsko jak w Hiszpanii. Kolory oglądane z okna pociągu przez całą drogę były wprost niewiarygodne (...) jaskrawożółte, brązowe i jasnozielone pola pod błękitnobiałym niebem, zielono-czarne sosny, białe domy mieszkalne kryte pomarańczową dachówką, a na wsi; na szczęście, tylko uprawne pola albo pastwiska (...) 
A najcudowniejsze, że mam lekką głowę, co wydawało się wręcz niemożliwe. Nie zdawałam sobie sprawy, jaki ciężar noszę w swoich zatokach. Pierwszy raz w życiu mam zupełnie jasny umysł, jestem pełna wigoru i energii — na swój sposób (...) Strasznie się cieszę, że w przyszłym roku wrócę tu dwukrotnie, za każdym razem na pięć tygodni. Chcę się podczas lata otrzaskać z hiszpańskim, a potem popracować nad nim samodzielnie w Cambridge. Tutaj, w sercu Hiszpanii, gdzie wszyscy z największą ochotą uczą nas słówek i wymowy, chwyta się język o tyle szybciej. 

Hiszpania to prawdziwy raj (...) Dla mnie i dla Teda nie ma rzeczy niemożliwych. Jest nam cudownie. Przesyłamy Ci oboje najserdeczniejsze ucałowania i mamy nadzieję, że Twoja podróż jest nadal piękna, jak wynikało z pierwszej kartki (…)

Ściskam najczulej,
 Twoja zawsze Sivvy

Sylvia Plath, Listy do domu, tłum. Ewa Krasińska, Czytelnik 1983, s. 217-219

12 komentarzy:

  1. A co to urlop? Ja się zasadzam na weekend zwiedzania świata z książkami Dwóch Sióstr :) Te kafle, o których pisze Plath, to pewnie słynne azulejos, z którymi ostatnio często mam, poniekąd, do czynienia. Ogrywamy bowiem świetną planszówkę pt. "Azul", w której kostki są zdobione na wzór azulejos (stąd zresztą nazwa gry) :P
    Co do meritum. Zastanawiające jak niewiele dzieli wielkie szczęście i bezdenną rozpacz, biorąc pod uwagę powyższy tekst i wiedząc co wkrótce się zdarzy w stadle Plath i Hughesa :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weekend zwiedzania świata z Dwiema Siostrami to super sprawa, wiem coś o tym.;)
      Też myślę, że mowa o azulejos.
      Właśnie - czytając ten list, pomyślałam, jak bardzo zakochana musiała być Plath (ślub wzięła po kilu miesiącach znajomości) i jak mylne okazały się jej wyobrażenia o dopasowaniu. Żal to czytać.

      Usuń
  2. O proszę, tym wpisem przypomniałaś mi, że mam się rozejrzeć za prozą Sylvii Plath. A będzie ku temu okazja, jako, że w przyszłym tygodniu wybieram się do biblioteki.

    A mój urlop to jak na razie także wciąż odległa perspektywa. Plany wrześniowe chodzą mi po głowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po raz kolejny zachęcam do lektury Plath. Dziś to już żelazna klasyka, tak to widzę.

      U mnie też raczej wrzesień, ale nie żałuję.;)

      Usuń
  3. Strasznie się to czyta, wiedząc, jak cała historia się skończy. Przypominam sobie te jej listy i dziennik i aż serce ściska, bo marzyło jej się takie zwykłe, nieskomplikowane życie, mąż, dzieci, dom, a wszystko tak się potwornie posypało. Zastanawiam się, czy lepiej by było, gdyby nigdy Teda nie poznała - bez wzlotów, ale i bez bolesnego upadku. Hm.

    Post taki, powiedziałabym, trochę przewrotnie wakacyjny ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przewrotny, ale o wspaniałej Hiszpanii i przyjaznym Hiszpanach w końcu jest tu mowa.;)
      Ale masz rację, czyta się te zapiski Plath z jej miodowego miesiąca z bólem serca. Tyle tu radości, szczęścia i nadziei, tymczasem wszystko trwało tak krótko.

      Usuń
  4. Ja też dziękuję za przypominajkę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Pytanie na ile entuzjastycznie słowa Sylwii są objawem miłości a na ile choroby dwubiegunowej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba i to brać pod uwagę. Ale wierzę, że jej radość była autentyczna: zakochana, na bajecznych wakacjach w Europie, z uzyskanym stypendium.

      Usuń
  6. Do mnie trafił głównie tu fragment o Hiszpanii, ale w kontekście "swoich miejsc". Ja mam 2 czy 3 takie, w których czuję się u siebie, mimo że są daleko...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie jest mieć takie miejsca, bo jednak z dala od domu zazwyczaj towarzyszy nam poczucie mniejszej lub większej obcości. Z drugiej strony - można trafić do innej dzielnicy i czuć się nieswojo.;) Ale chyba wiem, co masz na myśli.;)

      Usuń