Do pokoju wtoczył się Raptopoulos.
— Czy pan nie chory? — zapytał gość.
— Tak, jestem chory — odpowiedział Puklewicz — i nie wiadomo kiedy się poprawię.
— To dlatego — odpowiedział Raptopoulos — że nie marzy pan o włoskich kiełbasach, o combrze jagnięcym z ziołami, o ostendzkich ostrygach, o newskim łososiu po holendersku. Radzę panu zająć się sztuką kulinarną, to lekarstwo skuteczniejsze od wszystkich innych. A jakież przed panem odsłonią się horyzonty! Będzie pan mógł budować małe domki w stylu włoskim, mauretańskie altanki, pawilony gotyckie, będzie pan mógł ozdabiać swój stół trofeami. A wszystko to z bezpośrednim pożytkiem dla pana. Niech pan przyjdzie, przygotuję dla pana poczęstunek. Na przekąskę grzanka z rdzawym sosem, zupa będzie palce lizać, a na drugie danie ryż z wanilią i musem poziomkowym. A przy stole porozmawiamy o marynowanych ostrygach, o niedźwiedziej łapie w pikantnym sosie, o galaretce z pigwy z różami w cukrze. A później poczytam panu Fouriera. Niech mi pan wierzy, on nie był taki głupi. Chodźmy, chodźmy. Bez pana stąd nie wyjdę! Radzę panu zająć się sztuką kulinarną. Jeżeli pan usłucha, przekona się pan, że za tydzień nie zostanie śladu po pańskiej rozpaczy.
— Dzisiaj idę na koncert — zełgał Puklewicz.
— Ale przecież jedzenie to także muzyka — obstawał przy swoim Raptopoulos. — A poza tym dźwięki nie mają przecież okrasy, w każdym razie tak intensywnej i tak niewątpliwej okrasy, jak rozmaite potrawy. Sęk w tym zresztą, że nie potrafimy jeszcze czerpać rozkoszy z jedzenia, a przecież i ono ma swoje brzmienie, i to jakie brzmienie! Słuch subtelny a odpowiednio trenowany mógłby rozróżnić niuanse dźwiękowe nalewanych win, chrzęst pod nożem skóry ptactwa, prosięcia, soczysty ton rostbefu. Cala rzecz w treningu. Bez treningu najwspanialsza symfonia może się nam wydać kakofonią. A zresztą zdąży pan przecież na swój koncert!
— Chodźmy — powiedział Puklewicz — zaraz będę gotów.
Konstantin Waginow, Harpagoniada, przeł. Adam Pomorski, Warszawa 2001, s.134-135
Sos rdzawy to ostry sos majonezowy z Prowansji, zawdzięczający nazwę czerwonym papryczkom nadającym mu specyficzną barwę. W połączeniu z grzankami stanowi świetne uzupełnienie zup rybnych, tymczasem Waginow zdecydował się podać je osobno jako przystawkę. Sos przyrządzamy następująco:
Składniki:
– sproszkowana ostra papryka
– 5 ząbków czosnku
– surowe żółtko
– kilka nitek szafranu
– ziemniak ugotowany w mundurku
– 200 ml oliwy
Przygotowanie:
Wszystkie składniki poza oliwą i papryką zmiksować na gładką pastę. Do przygotowanego sosu powoli wlewać oliwę ciągle mieszając, do uzyskania konsystencji majonezu. Na koniec dodać paprykę w proszku, posolić do smaku.
Ale co tam sos, ryż z wanilią i musem poziomkowym! Nie masz przepisu pod ręką? :)
OdpowiedzUsuńPanie kochany, a co to za filozofia? Byle świeże poziomki były - miksujemy z odrobiną cukry albo i bez, dodajemy do ryżu wymieszanego z wanilią i gotowe.;) Jestem za minimalizmem kuchennym.;)
UsuńEee, to chała, myślałem, że to coś bardziej wyrafinowanego niż ryż z cukrem waniliowym :D
UsuńJeśli z naturalnych składników, to może być pychota.;) Z tego wszystkiego poziomki śniły mi się w nocy.;)
UsuńDo poziomek to jeszcze trochę. Kup sobie paczkę mrożonych malin :)
UsuńAkurat za malinami nie przepadam.;( Zresztą owoce najlepiej smakują w sezonie.;)
UsuńTylko u nas ten sezon taki krótki, że trzeba się ratować przetworami.
UsuńTo prawda. Ale z drugiej strony mamy spory wybór owoców.
UsuńChyba wolę dżemy i powidła domowej roboty niż odmrażane owoce.;( Przetwory ze śliwek i moreli w wykonaniu mojej rodzicielki mogłabym jeść codziennie.
Szkoda, że przetwórstwo poziomek to taka potworna robota.
UsuńPrzede wszystkim chyba mało jest surowca.;(
UsuńNo właśnie o to mi chodzi, pewnie wiadro poziomek na słoiczek konfitur :(
UsuńNiemalże.;(
UsuńO, losie. Aż mi się przypomniały stosy ryżu ze śmietaną, cukrem i cynamonem serwowane czasem piątkowo-postnie przez moją babcię.
UsuńU mnie też się jadło ten przysmak.;) Czasem dodawało się podduszone jabłka.
UsuńTeż jestem za prostotą i minimalizmem w kulinariach. Pozdrawiam z pobliża gara barszczu i wytapianej na okrasę ziemniaczków słoninki :D
OdpowiedzUsuńDobra skwarki nie są złe.;) Teraz dla mnie za wcześnie na takie rarytasy, ale po południu - czemu nie.;)
UsuńNo jak rany, niektórzy w robocie siedzą, odcięci od domowej kuchni, miejże wzgląd!
Usuń@czytanki anki Toż przecie za chwilę popołudnie :)
Usuń@Piotr Rzeczywiście, zagalopowałem się pisząc z domowego lazaretu. Przepraszam :)
@Piotr
UsuńJa też w robocie, zwykłą sałatą muszę się tymczasem posiłkować.;) Ale pomarzyć można.;)
Nie ma co marzyć, bo potem do fajrantu w brzuchu burczy :P
UsuńAle za to jak smakuje, jak już człowiek się dorwie do talerza.;)
UsuńBo ja wiem, człowiek się tylko napycha, nie ma czasu na smakowanie :D
UsuńNo to się napychaj.;)
UsuńMuszę najpier do domu wrócić :P
UsuńTo może do tego czasu zdążysz zapomnieć.;)
UsuńBędę się usilnie starał :)
Usuń;)
UsuńAleż mi w brzuchu burczy. Na szczęście wylegując się w łożu boleści (zatoki) mogę małym skokiem udać się do kuchni i coś wrzucić na ząb. Może mnie to uzdrowi. Mam ochotę na wszystko co w tekście, a skończy się pewnie na tym, co znajdę w lodówce. Ależ narobiłaś mi smaku. A jak już głód zaspokoję to stwierdzę, że nie ma jak dobry koncert, ten leczy wszystkie smutki.
OdpowiedzUsuńJa niestety odpadam przy niedźwiedziej łapie w sosie.;( Cokolwiek to jest, nie dałabym rady przełknąć.
UsuńOd jedzenia do muzyki droga krótka, jak twierdzi Waginow.;) Życzę zdrowia, zwłaszcza że pogoda coraz ładniejsza.
Jeść bardzo lubię, ale mimo wszystko w leczeniu rozpaczy bliższa jestem podejściu terapeutki z jednego z memów "A więc chce się Pan zabić? Zdaje Pan sobie sprawę z tego, że nie zagra Pan w kolejnego Dragon Age, Mass Effecta, Deus Exa, nie zobaczy Pan kolejnych modów do Bloodlines?" Ewentualnie dodałabym dobre seriale i książki jeszcze :)
OdpowiedzUsuńJedzeniem leczyć się nawet nie próbuję, bo skutki mogłyby być wagi ciężkiej.;(
UsuńMem niezły, każdy może wstawić inne ulubione rzeczy - "naprawdę nie chce Pani przeczytać kolejnej książki X albo Y"?:)