środa, 5 czerwca 2019

W ciemność

Tylko zioła jeszcze się dla mnie liczą. To za ich sprawą pojawili się w moim życiu różni ludzie, wydarzenia, sytuacje - a potem wszystko się poplątało. One zaczarowały moje niepozorne, zwyczajne życie. Nadawały mu sens, by potem znów go odebrać; przewracały wszystko do góry nogami i przynosiły ukojenie w najgorszych chwilach. Moje ukochane zioła. [s. 15]

W ciemność to idealna książka na czerwiec – rozświetlona słońcem, bogata w kolory i pachnąca przede wszystkim lipą. Główna bohaterka poświęca ziołom każdą wolną chwile i każdą myśl. Zbiera je nagminnie, chyba dla samego zbierania, bo z pewnością nie dla zysku – ten jest niewspółmiernie mały w stosunku do włożonego wysiłku. Ważny jest jednak sam kontakt z przyrodą, tak bardzo niedocenianą przez innych.


W przypadku Anny można mówić o autentycznej miłości do roślin, które są jej bliższe niż ludzie i stanowią odrębny byt. Można też mówić o natręctwie, ewentualnie uzależnieniu, ponieważ ta młoda kobieta nie jest w stanie oprzeć się widokowi dorodnych ziół – dla kilku wiązek krwawnika czy dziurawca jest w stanie brodzić w bagnie i wdrapywać się na skały, nierzadko narażając przy tym życie. Stopniowo zatraca się w zbieraniu i tylko czytelnik śledząc jej monolog, może zaobserwować, że pasja wymknęła się spod kontroli i przeszła w obsesję.

Bolavá niezwykle interesująco pokazała proces „odklejania” się od rzeczywistości i zamykania w świecie własnych wyobrażeń. I dobrze się stało, że powody tej przemiany pozostają niewyjaśnione, podobnie jak niewyjaśniona, a raczej niedopowiedziana pozostaje przeszłość zielarki – Anna wspomina zaledwie epizody, które w jakiś sposób dotyczyły zbierania. Zapewne dlatego zioła wydają się pełnoprawnym bohaterem W ciemność, jednej z najbardziej aromatycznych powieści, jakie znam.

___________________________________________________________________________
Anna Bolavá, W ciemność, tłum. Agata Wróbel, Książkowe Klimaty, Wrocław 2017

34 komentarze:

  1. Kiedy czytam o takiej obsesji, zaraz myślę o swoim opętaniu, ale jednak chyba jeszcze nie utraciłam kontaktu z rzeczywistością, skoro dla oddania się swojej pasji nie narażam życia na szwank, choć zdrowie czasami to i owszem. Lato pełne barw, zapachów i powiewu świeżości to kusząca perspektywa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopóki pasja pochłania tylko (?) czas i pieniądze, i nikt postronny na tym nie cierpi, to chyba nie jest tragicznie.;)
      Oj tak, po tej książce marzę o tym, żeby poleżeć na łące.

      Usuń
  2. Ech, te pasje! Człowiek zachłystuje się czymś nowym i oddaje temu z pełnym zaangażowaniem. I czasem przekracza linię w tym zapamiętaniu. Ale że zioła? Interesujące :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zioła są szalenie wdzięczne. Chociaż udało mi się wyhodować wyłącznie oregano :P

      Usuń
    2. @ Bazyl

      Czy dziewanna wielokwiatowa, wiązówka błotna, dziurawiec zwyczajny i skrzy polny nie brzmią jak poezja?;)

      Usuń
    3. @ Piotr

      Warto spróbować hodować miętę, na ogół pięknie rośnie. U nas oprócz oregano urosła w ziemi jeszcze bazylia cytrynowa, niezły smak.

      Usuń
    4. Mieta wyrosła sama i raczej ją karczujemy, bo ekspansywna, niż hodujemy :) O, i kocimiętka ładnie się udała.

      Usuń
    5. Mięta ekspansywna, ale lubię.
      Czy w związku z kocimiętką pojawiło się w obejściu więcej kotów?:)

      Usuń
    6. U mnie lubczyk się rozrósł dziko, a siłę ziół doceniłem po raz pierwszy kosztując bolońskiego spaghetti w wersji home made, miast słoikowej gotowizny. No i strasznie lubię oglądać łamiącego przepisy Okrasę, bo on te zioła tłoczy wiechciami :P
      Poetyckie nazwy roślin piękne, ale nic nie przebije w moich oczach owadów, ot, choćby takich szkodników lasu: strzygonia choinówka, barczatka sosnówka, poproch cetyniak, zwójka zieloneczka, przypłaszczek granatek czy smolik drągowinowiec. Co ciekawe, te nazwy, pięknie wykorzystał bodaj pan Tomek Samojlik, który w swoich komiksach uczynił zeń przekleństwa używane przez bohaterów. Czyż "A niech to przypłaszczek granatek!" nie brzmi lepiej od ogranej na maksa pani podejrzanej konduity? :P

      Usuń
    7. Okrasa chyba ukochał sobie zwłaszcza kolendrę (uwielbiam).;) I słusznie, bo liście nieźle podkręcają smak. Żywe oregano czy bazylia jest totalnie inna w smaku niż suszona.
      Lubczyku zazdroszczę, u nas niechcący "wyginął" 2 lata temu i nie chce odrosnąć.

      Pełna zgoda co do nazw owadów i ich wykorzystania - przekleństwa brzmią rozkosznie.;)

      Usuń
    8. @czytanki Anki: Nie, liczba kotów jest stała, domowe zgodnie lekceważą roślinkę :P

      Usuń
    9. Nasze też nie były zainteresowane, a to ponoć taki wabik dla kotów.

      Usuń
    10. Może jednak to powinna być suszona kocimiętka, bo zabawka wypchana suszem była hitem przez parę dni. Ale kot Gienio i tak woli gotowane ziemniaki, kalafiora i szczypiorek.

      Usuń
    11. Zazdroszczę, nasze tylko mięcho i śmietankę. I też nie zawsze, bo wybredne.

      Usuń
    12. Nabiał zamykamy, bo Leninek ma problemy pokarmowe i nie może, chociaż uwielbia. Gieniek za to tylko patrzy, żeby wsadzić łapę w maselniczkę :D

      Usuń
    13. I jak Leninek przyzwyczaił się do innego jedzenia? Nasz starszy nie jest w stanie.

      Usuń
    14. Przeekesperymentowaliśmy dostępną karmę i udało się dopasować 3 rodzaje, więc z głodu nie umrze. Chyba że Gieniek mu wyżre, gadzina nienasycona :D

      Usuń
    15. Nasz nie za bardzo lubi suchą, woli głodować. I z wyrzutem patrzeć w oczy.;(

      Usuń
    16. Wyeliminowaliśmy suchą karmę, więc lekko bankrutujemy.

      Usuń
    17. Wierzę.;) Czasem na kota wydaję więcej niż na siebie.;(

      Usuń
    18. Ale dzięki temu zdrowie się ustabilizowało i odpadły koszty weterynarza, więc i tak taniej wychodzi. I kotek w lepszym nastroju, staruszek jeden.

      Usuń
    19. Nie wątpię. Niestety moja rodzicielka jest niereformowalna i nic tu nie poradzę ("to co, ma z głodu umrzeć?"), zwłaszcza że mowa o jej kocie. Cóż, pewnie za jakieś dwa lata kamica znowu się odezwie.

      Usuń
    20. My jesteśmy rygoryści, a i tak jest żebranie o mięsko, rybkę i wędlinę oraz wyjadanie sobie nawzajem z misek, musieliśmy Gienia też przestawić na lepszą karmę :P

      Usuń
    21. Postawa godna naśladownictwa.

      Usuń
    22. Tiaa, a potem przychodzi babcia i mówi "Dajcie kotku szyneczki".

      Usuń
  3. Bardzo mi się ta powieść podobała: ten klimat czeskiej wioski, upał, zapach ziół i kwiatów, no i główna bohaterka na zdezelowanym rowerze z rozwianymi włosami mknąca po nierównych, polnych drogach. Minął rok od lektury, a ja mam ją ciągle przed oczami. Cudowna opowieść!
    Mam nadzieję, że już niedługo dotrze do nas kolejna książka tej autorki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta książka na pewno głęboko zapada w pamięć, jest b. sensualna. Jestem pewna, że często będzie do mnie wracać jej bohaterka - tak jak piszesz, na rowerze, z rozwianymi, mokrymi włosami. I też chętnie przeczytałabym inną książkę tej autorki.;)

      Usuń
  4. Motyw z ziołami jest tym ciekawszy, że pojawił się on również w czytanej niedawno przeze mnie powieści "Ja, Tituba, czarownica z Salem". A książki poświęcone postępującej fiksacji bardzo sobie cenię, szczególnie jeśli występuje w nich pierwszoosobowa narracja - niekiedy trzeba trochę czasu, żeby zorientować się, że z protagonistką bądź protagonistą jest coś nie tak ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czarownica i zioła - to często idzie w parze.;) O bohaterce Bolavy mówi się raczej, że to wariatka.;(
      Myślę, że monolog Anny spodobałby Ci się. Na początku kobieta sprawia wrażenie samotnicy z wyboru, na dodatek z ciekawym hobby, ale po jakimś czasie z półsłówek można wnioskować, że poznajemy tylko skromny wycinek historii. I to jest świetne w powieści.

      Usuń
  5. Znakomita książka, trudno się od niej oderwać. Niby zaczyna się niepozornie, ale potem wciąga mocno. I super, że nie wszystko zostaje wyjaśnione, udało się autorce wykreować taką tajemniczą atmosferę. Jest nawet lekki wątek "paranormalny".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście trudno się od niej oderwać. Całość gęsto zapisana, ale czyta się b. dobrze. Tajemnica jest, na szczęście wynika z niedopowiedzeń i przez to historia jest ciekawsza. Udała się ta książka autorce.

      Usuń
  6. Ach, herbatka lipowa! I mięty liście do żucia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O żuciu liści mięty nie myślałam, ale muszę spróbować. Pewnie świetnie odświeżają jamę ustną.;)

      Usuń