niedziela, 18 sierpnia 2019

Świat na zawsze miniony

W naszym środowisku mówi się: ten kucharz dobrze czyta. Ja czytam przyzwoicie. A to oznacza, że strony płoną jedna po drugiej, czarują klientów, mięso skwierczy, oczy błyszczą, gaża rośnie... Wszakże książka to cały świat, chociaż na zawsze miniony.

W najnowszej powieści Władimira Sorokina jest rok 2037. Książki stały się towarem deficytowym, można je podziwiać w muzeach albo za bajońskie sumy kupić na czarnym rynku. Pierwodruki sprzedają się rewelacyjnie, tyle że ich „czytanie” oznacza coś zupełnie innego niż dzisiaj. Skradzione tomy są główną atrakcją konspiracyjnych przyjęć book'n'grill, podczas których zakontraktowani kucharze przyrządzają dla smakoszy na przykład szaszłyk z jesiotra na Idiocie, wieprzowinę na Szwejku, jagnięcy comber na Don Kichocie, a na Lolicie  – jakżeby inaczej – hamburgery.


W Manaradze oglądamy świat postaapokaliptyczny, wyniszczony przez wojny religijne. Dawne wartości i normy etyczne odeszły do lamusa, w chaosie tworzy się nowy porządek: powstają nowe elity i układy sił, gdzieś w ukryciu zawiązują się nowe sekty i podejrzane biznesy. Tu już nie mówi się o miłości lub innych uczuciach wyższych, najważniejszy jest pieniądz (drukuje się zresztą wyłącznie banknoty). Wszystko to może brzmieć znajomo, jako że autor nie proponuje nic odkrywczego, raczej rozwija koncepcję przyszłości obecną w jego wcześniejszych powieściach. Ponownie miesza historię z science fiction i ponownie uzyskuje ponury efekt – w pewnym momencie pojawia się refleksja, że wymyślone obrazki z 2037 r. wcale nie są jedynie fantazją pisarza, być może powoli zaczynają się ziszczać.

Jeśli odłożyć na bok nienowe proroctwa Sorokina, powieść pozostanie pięknym hołdem złożonym literaturze, zwłaszcza rosyjskiej. Imponująca jest lista przytoczonych tytułów, warto również przyjrzeć się dokładniej fragmentom, w których autor zręcznie podrabia styl klasyków, albo dla odmiany parodiuje współczesnych kolegów po fachu. I jakkolwiek książka nie nastraja optymistycznie, zdarzają się w niej elementy humorystyczne – wystarczy wspomnieć cielęce płucka na Czarodziejskiej górze albo móżdżek wołowy na Biada rozumowi, zaiste paradne pomysły.;)

_____________________________________________________________________________
Władimir Sorokin, Manaraga, przeł. Agnieszka Lubomira Piotrowska, Agora, Warszawa 2018

6 komentarzy:

  1. Już od pewnego czasu obiecuję sobie bliżej zapoznać się z twórczością Sorokina (jak na razie czytałem tylko "Kolejkę"), ale zamiaru nie mogę przekuć w czyn. Książka, o której piszesz prezentuje się rewelacyjne i mam ogromną ochotę, by ją pochłonąć ;) Ciekawi mnie niezwykle ta postapokaliptyczna wizja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorokin jest interesujący, choć mnie akurat chwilami przytłacza. Tak czy inaczej, warto próbować. A "Manaraga" jest b. różna od "Kolejki", nie tylko ze względu na formę.;)

      Usuń
  2. Jakże się cieszę, bo... czytałam to! To była moja pierwsza, ale może i nie ostatnia, książka Sorokina, nie mam więc porównania do reszty twórczości.
    Podobało mi się, inne od tego, co zazwyczaj czytuję.
    Pozwolę sobie podzielić się moimi wrażeniami:
    http://zycieipasje.net/2018/11/28/manaraga-wladimir-sorokin-recenzja/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście powieść inna od tego co można znaleźć na rynku wydawniczym. To chyba urok lit. rosyjskiej.;) Mnie też się podobało i też chcę poczytać więcej Sorokina. Zaraz zajrzę do Twojej recenzji, Agnesto.

      Usuń
  3. Zaraz, zaraz... Wiem, że to może niezbyt literackie pytanie, ale jak oni dokładnie wykorzystują te książki w gotowaniu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpalają je.;( I na nich dopiero powstaje danie. Swoją drogą to aluzja do Fahrenheita 451.

      Usuń