wtorek, 8 października 2019

Niewidzialna ręka

Z racji wieku nie miałam szans, żeby oglądać program Niewidzialna ręka w telewizji, niemniej samo określenie słyszałam niejednokrotnie. Akcja zainicjowana przez tygodnik „Świat Młodych" była na tyle popularna, że stała się legendą: tysiące dzieci anonimowo pomagały potrzebującym, zostawiając na koniec charakterystyczny emblemat z odciskiem dłoni. Działania były subtelnie sterowane, ale bazowały na dobrej woli i zaradności uczestników. Chwyciło.


Maciej Wasielewski opisuje ten fenomen społeczny, starając się przy okazji zrozumieć jego „sprawcę” czyli Macieja Zimińskiego – swojego dawnego wykładowcę na wydziale dziennikarstwa, później przyjaciela. Idealistę, który wierzył, że świat można kształtować, i który w miarę możliwości starał się go zmieniać. Postać niejednoznaczna, w kontakcie osobistym zapewne trudna, toteż wcale nie dziwię się Wasielewskiemu, że z Zimińskim się zmagał, ale też – niekiedy bardzo nieporadnie – próbował kontynuować dzieło swojego mistrza. Rozmawiał z kilkoma uczestnikami dawnej Niewidzialnej ręki, przeprowadził eksperymenty i uporczywie drążył temat.

Książka jest w istocie relacją z tego drążenia – żmudnego projektu, który trwał blisko dekadę. Autor sporo pisze też o sobie: o pracy reportera i związanymi z nią dylematami, o kryzysie i o poczuciu misji. Nie jest to modelowy reportaż, raczej miszmasz, będący owocem ważnej dla Wasielewskiego znajomości. Dobrze się stało, że akcja Niewidzialna ręka została przypomniana – o bezinteresownych przedsięwzięciach zawsze warto pisać.

Na koniec przytoczony w książce fragment z Badań nad naturą i przyczynami bogactwa narodów Adama Smitha:
[Każdy] myśli tylko o swym własnym zarobku, a jednak w tym, jak i w wielu innych przypadkach, jakaś niewidzialna ręka kieruje nim tak, aby zdążał do celu, którego wcale nie zamierzał osiągnąć. Społeczeństwo zaś, które wcale w tym nie bierze udziału, nie zawsze na tym źle wychodzi. Mając na celu swój własny interes, człowiek często popiera interesy społeczeństwa skuteczniej niż wtedy, gdy zamierza służyć im rzeczywiście. Nigdy nie zdarzyło mi się widzieć, aby wiele dobrego zdziałali ludzie, którzy udawali, iż handlują dla dobra społecznego.
__________________________________________________________________
Maciej Wasielewski, Niewidzialna ręka, Wyd. Wielka Litera, Warszawa 2019

29 komentarzy:

  1. Pamiętam kącik Niewidzialnej Ręki z, bodajże, Teleranka, takie charakterystyczne zaciemnione studio i głos odczytujący meldunki z terenu.
    A ze wszystkich recenzji, jakie czytałem, chyba najłagodniej oceniłaś tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Teleranka, jak najbardziej. Ja tego nie pamiętam.;(
      Najłagodniej? Jak nie ja. Książkę dobrze mi się czytało, wartość dodana jest, więc nie mam co narzekać.;) Domyślam się, że inni narzekali, że w książce jest dużo autora?

      Usuń
    2. Wręcz że jest w książce sam autor i jego duszne rozterki. Jako jedyną Cię to nie irytowało.

      Usuń
    3. Aha. Podobny zabieg u najnowszego laureata Nike jakoś nie drażni, wszyscy się zachwycają.;( OK, oprócz mnie. Wychodzi na to, że mam na odwrót.;(

      Usuń
    4. "Nie ma" jeszcze nie czytałem i nieprędko sięgnę, zdenerwował mnie w lutym "Zrób sobie rajem" i się lekko zniechęciłem :P

      Usuń
    5. Ja niestety od dawna jestem w opozycji do MSz i być może nawet uprzedzona. W Nie ma (i nie tylko tu) przeszkadzało mi samozadowolenie autora. Nie wszyscy muszą tak się szamotać jak Wasielewski, ale na papierze lepiej wypadają jednak zmagania.
      Co Ci się nie podobało W Raju? Mnie ta książka nie uwiodła, wręcz uwierała.

      Usuń
    6. Nastawiłem się na coś podobnie perfekcyjnego jak Gottland, a dostałem jakieś znaleziska z szuflady, niedopracowane, przegadane, początki i końcówki z różnych bajek. Poza tym miało być o religijności Czechów, a tu zonk, pewnie jedna trzecia o tym, swoją drogą, najlepsza. Tekst o urnach z prochami, których nikt nie odbiera, pamiętam do dziś.

      Usuń
    7. Miałam podobne oczekiwania. Faktycznie niewiele dobrego zostałoby z tej książki po odsianiu plew. Na pociechę napiszę, że adaptacja teatralna była masakryczna.;(

      Usuń
    8. Trochę mi ulżyło, bo od lat o tej książce tylko zachwyty. A ja sobie cenię porządne rzemiosło i tekst musi mieć jakąś linię przewodnią, a nie być popisem erudycji autora.

      Usuń
    9. Święte słowa. Obawiam się, że nie doczekamy już książki podobnej do "Gottlandu", autor za bardzo poszedł w stronę prac patchworkowych.

      Usuń
    10. No właśnie. Takie robienie reportaży z poziomu konta na instagramie się zrobiło :(

      Usuń
    11. Tu powinno być słychać moje zgrzytanie zębami.;(((
      A jednak ludzie to kupują - i jak to sam mawiasz - oblizują się ze smakiem.;)

      Usuń
    12. Snobizm na Szczygła trwa od paru lat. Niektórzy oblizują się na Mroza, inni na Szczygła, a ja siedzę i marudzę :D No nie dogodzi.

      Usuń
    13. Nie jesteś sam w tym marudzeniu.;)

      Usuń
    14. Jesteś dla mnie dużym wsparciem, bo się upewniam, że nie oszalałem :P

      Usuń
  2. Teraz wszystko przelicza się na piniondz. Podwozisz kobitkę z wioski z tobołami ze sklepu, to przy wysiadaniu od razu łapie się za portfel i pyta wiela. Wiem, wiem, skrajność i pewnie nie jest tak źle, ale ... :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że kobieciny z koszami zazwyczaj coś kierowcom zostawiały, jakiś symboliczny grosz. Pamiętam takie sceny z poprzedniego ustroju. Natomiast teraz "miastowe" potrafią jechać z koleżeństwem 300 km i nie zapytają, czy mogą się dołożyć do paliwa.;( Ale to raczej kwestia wychowania albo wygodnictwa.
      Niemniej tak ogólnie też widzę to przeliczanie wszystkiego na pieniądz. Tym większe jest zdziwienie, że ktoś coś zrobił za darmo.

      Usuń
    2. Prawda? Ludzie są obwoływani bohaterami, bo zrobili coś, co mnie wydaje się oczywistością. Tak po prostu trzeba i już. A tu kierowca zatrzymuje się, żeby przepuścić przez drogę psa, leci filmik na YT i już pół netu och! i ach!, a pan ląduje w TV śniadaniowych. Świat po prostu staje na głowie. O ile już nie stanął :P

      Usuń
    3. Ale wracając w pobliże tematu, to chętnie przeczytałbym książkę o kulisach "Zrób to sam" i samym Adamie Słodowym :P

      Usuń
    4. O tak, ja też.;) Jakoś niedawno o nim pisano więcej po nieprawdziwej pogłosce o śmierci. Nie przyszło mi wcześniej do głowy, że p. Adam był wojskowym.

      Usuń
  3. Ciekawy pomysł z tą Niewidzialną ręką. Dla dzieci taki sposób pomagania (nie mogły dać się zobaczyć, zostawiały znak odbitej dłoni) musiał być wielką przygodą. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno! Na dodatek akcja miała posmak super tajnej działalności, więc emocje były podkręcone. I za nagrodę wystarczała satysfakcja.;)

      Usuń
  4. Ciekawe, że dziś ta "niewidzialna ręka" kojarzy się wyłącznie z rynkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się. Ale też mamy dużo zrzutek w sieci i nierzadko cel zostaje osiągnięty.

      Usuń
  5. Słyszałem już o tej książce i bardzo mnie zaciekawiła, więc dzięki za przypomnienie tytułu. A Zimiński, gdyby żył w obecnych czasach, doczekałby się chyba miana "influencer" - dorzucić do tego konto na FB albo na Instagramie i może byłby światowy sukces akcji :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie, bo zawiadujący akcją pozostawał anonimowy. Było słychać jego głos, było widać sylwetkę, ale nie występował z imienia i nazwiska. To wzmagało poczucie tajności misji.;)

      Usuń