czwartek, 7 listopada 2019

Przynależeć

W swoim krótkim życiu Carson McCullers zdążyła napisać zaledwie cztery powieści, The Member of the Wedding (1946) była przedostatnią. W Polsce ukazała się w roku 1964 pod tytułem Gość weselny i od tamtej pory nie była wznawiana. Szkoda, bo to naprawdę dobra książka – skromnych rozmiarów, ale intensywna, mięsista. Taka, która z co najmniej kilku powodów będzie i po latach się przypominać.


Akcja powieści rozgrywa się w sierpniu 1944 r. na południu Stanów. Jest upalne lato, trwają wakacje, a główna bohaterka Frankie nie bardzo wie, co ze sobą zrobić: nie chcą jej koleżanki, lekceważy najbliższa rodzina i nawet Czerwony Krzyż odrzuca jej propozycję oddania krwi dla żołnierzy. Dziewczynka musi sama radzić sobie z problemami, tymczasem z racji młodego wieku niewiele jeszcze rozumie. I choć stara się uchodzić za prawie dorosłą (ma 12 lat i aż 10 miesięcy, co stale podkreśla), w rzeczywistości jest wciąż nieporadnym, naiwnym dzieciakiem.

Autorka pierwszorzędnie pokazuje wyobcowanie i narastającą frustrację głównej bohaterki: zgrabnie zmienia ton narracji, umiejętnie operuje symboliką oraz niedopowiedzeniami. I o ile na początku historii chciałoby się mocno przytulić i pocieszyć tę niespokojną chłopczycę, to pod koniec ma się ochotę nią potrząsnąć (dorosłymi zresztą także). Frankie przejawia bowiem coś w rodzaju fiksacji, która nie wróży nic dobrego. Pytanie, czy to tylko (sic) krzyk rozpaczy, burza hormonalna czy też jakieś zaburzenia emocjonalne.

Historia McCullers koncentruje się na kwestii samotności i potrzebie przynależenia, ale warto podkreślić też świetnie nakreślony wątek budzącej się seksualności. Mimo upływu dekad od premiery książki w Stanach, problematyka The Member of the Wedding nie straciła zbytnio na aktualności; obawiam się, że dziewcząt podobnych do Frankie – opuszczonych, zdanych wyłącznie na siebie – znaleźlibyśmy dzisiaj sporo.

____________________________________________________________________
Carson McCullers, The Member of the Wedding, Penguin Modern Classics, 2001

8 komentarzy:

  1. W Polsce z powieści tej autorki chyba tylko „Serce to samotny myśliwy” było wznawiane. Szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się tak wydaje. I też żałuję, bo pisarka miała dryg.

      Usuń
  2. Ha, idealnie trafiłaś z tą książką. O Carson McCullers dowiedziałem się przy okazji lektury powieści "Tak ukochana" Melanii Mazzucco. W utworze będącym fabularyzowaną biografią Annemarie Schwarzenbach pojawia się wzmianka o obsesyjnym uczuciu, jakim McCullers darzyła Schwarzenbach. Przyznaję, że postać Amerykanki mocno mnie zaintrygowała i obiecałem sobie sięgnąć po jej twórczość. Dzięki za przypomnienie tego nazwiska!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, nie wiedziałam, że McCullers durzyła się też w Schwarzenbach. Jak to się różne rzeczy potrafią ze sobą wiązać...;) A książkę polecam, warta lektury.

      Usuń
    2. O tak, literatura to cudowna sieć naczyń połączonych. Człowiek przeżywa fantastyczna przygody, a przy tym dowiaduje się tylu niezwykłych rzeczy :)

      Usuń
    3. Prawda.;) Ileż to lektur wynikło z jednego napomnknienia o autorze, książce czy temacie - czasem końca nie widać.

      Usuń
  3. Szczerze powiem, że nigdy nie słyszałam nazwiska. Jak ten świat literatury jest ogromny... mam nadzieję, że będzie w mojej bibliotece :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może dlatego, że autorka miała skromny dorobek. W Stanach jest klasykiem, u nas "Serce to samotny myśliwy" też było kiedyś popularne.

      Usuń