To nie jest dobra biografia. To bardziej reportaż biograficzny złożony z cytatów i uzupełniony informacjami luźno związanymi z tematem, a mającymi zapewne oddawać ducha epoki. Angelika Kuźniak stosowała tę metodę pisząc wcześniej o Zofii Stryjeńskiej i Ewie Demarczyk, w przypadku Olgi Boznańskiej sprawdziła się gorzej. Podczas lektury zwraca uwagę niekonsekwentna kompozycja, razi całkowicie niepotrzebny, sztuczny ton śledczego (który o, dziwo po drodze gdzieś zanika), a przede wszystkim zastanawia nikła chęć zrozumienia głównej bohaterki.
Autor nie musi lubić swojej postaci, niemniej powinien chcieć ją poznać. W książce można przeczytać wiele wypowiedzi o Boznańskiej, prześledzić fragmenty jej korespondencji, obejrzeć liczne fotografie, a jednak malarka do końca pozostaje osobą obcą, jakby oglądaną przez grubą szybę. Owszem, dowiedziałam się, że nie dbała o strój, bez namysłu rozdawała pieniądze i hodowała myszki w pracowni, ale to dość powierzchowne, nastawione na sensacyjki podejście. Zabrakło autentycznego zainteresowania i głębszego wejrzenia, szczególnie w relacje z siostrą (młodsza o trzy lata Izabela to postać równie intrygująca, co tragiczna) i z mężczyznami – niektóre przypuszczenia mają tak słabe podstawy, że lepiej było ich nie publikować. W rzeczywistości Kuźniak prześlizguje się po życiu Olgi i siedemdziesiąt pięć lat mija w okamgnieniu, choć tyle rzeczy wydarza się wokół. Ba, bohaterka umiera prawie niepostrzeżenie, tak to jest napisane.
Ostatecznie zostają nam jeszcze obrazy. W publikacji znalazły się na szczęście opinie znawców świetnie tłumaczące, na czym polegał kunszt Boznańskiej (głosy krytyczny również się z rzadka odzywają). Szybko okaże się na przykład, że uznawanie jej za malarkę szarości jest przesadą. Ciekawostka: badania mikroskopowe wykazały, że malując Dziewczynkę z chryzantemami artystka użyła aż jedenastu czystych pigmentów, z czego sama źrenica to sześć pigmentów. Do dziś uważa się, że rewelacyjnie potrafiła uchwycić duchowość swojego obiektu, o jej biografce tego powiedzieć niestety nie mogę.
_______________________________________________________________
Angelika Kuźniak, Boznańska. Non finito, Wyd. Literackie, Kraków 2019
W przypadku Demarczyk ta metoda nie sprawdziła się wcale, sensacyjki, domniemania, aluzyjki, anegdotki. Bardzo żałuję tej Boznańskiej, bo o niej nic nie wiem i chętnie bym poczytał, ale w tym wypadku nazwisko autorki jest antyreklamą. Mam jej "Marlene" i boję się zajrzeć.
OdpowiedzUsuńTragicznie nie jest, jakiś walor poznawczy ta książka ma, ale Boznańska zasługuje na lepszą biografię. Albo była pisana zbyt szybko, albo bez przekonania do bohaterki.
UsuńMarlena i Papusza podobały mi się, daj im szansę.😉
Ok, może przy Marlenie i Papuszy autorce się jeszcze chciało :) Marlenę przeczytam na pewno, bo to fascynująca kobieta. I ten jej płaszcz z łabędziego puchu :)
UsuńFascynująca, nawet w wycinku czasowym opisanym przez Kuźniak. Ech, tak dobrze się wtedy jako reportażysta zapowiadała.
UsuńPowodzenie ją pewnie zepsuło :(
UsuńMoże nie radzi sobie z obszerniejszymi tematami po prostu.
UsuńAle że niby Papusza mniej obszerna niż Demarczyk? Nie sądzę. Obstawiam wybieranie co ciekawszych postaci, które się łatwo sprzedadzą, i szybkie partaninki, bo wydawca czeka z drukiem.
UsuńCóż, Boznańska była wyjątkowo tłustym kąskiem.😉 I na pewno zauważyłeś, że wielu osobom ta książka się podobała.😊
UsuńStryjeńska i Demarczyk takoż tłuste, i też zebrały dobre opinie. Ale w sumie zbiory anegdotek zawsze się dobrze sprzedawały i zawsze znajdowały chwalców, trudno się dziwić.
UsuńJeśli anegdoty mogą zaowocować dalszym zainteresowaniem czytelnika, to już nie jest źle.
UsuńPod warunkiem że ma jak poszerzać wiedzę, a obawiam się, że w przypadku Demarczyk i Boznańskiej nie bardzo ma i musi, biedak, zostać przy anegdotach.
UsuńZawsze pozostaje zgłębianie twórczości artysty.😉 Zdarzylo mi się zaczynać od biografii i dopiero wtedy przechodzić do utworów opisanego twórcy.
UsuńWłaśnie miałem pisać, że podobała mi się Papusza, a potem Piotr wylał mi kubeł zimnej wody pisząc o słabiźnie Demarczyk. Całe szczęście biografie czytam od przypadku do przypadku, a w zapasie mam powtórkę z Sienkiewicza :)
UsuńSpoko, mnie też się podobała Papusza.;) Demarczyk można przeczytać, krzywdy nie robi, ot, prawie czytadło. Sienkiewicz to mój wyrzut sumienia, od dawna zimuje w kolejce.;(
UsuńMam podobne odczucia co do Boznańskiej, znaczy co do tej jej biografii. Nie przekonała mnie ani forma reportażowa, ani merytoryczna zawartość, a raczej śladowa ilość tej merytorycznej zawartości. O wiele lepiej czytało mi się Stryjeńską. Dowiedziałam się z niej więcej i forma mnie tak nie raziła. I też tak mam, że poprzez biografię rozbudza się zainteresowanie twórczością jej bohatera.
OdpowiedzUsuńOtóż to, ani forma, ani treść. Masz rację, Stryjeńską czytało się znacznie lepiej, choć moim zdaniem duża w tym zasługa obfitego cytowania jej dzienników pisanych wyjątkowo barwnym stylem.;) Szkoda, że Boznańska nie trafiła lepiej, raczej długo nie powstanie nic na jej temat.
UsuńTeż tak masz? Polecisz jakąś szczególnie udaną biografię?
Mam szczególną słabość do biograficznych powieści pisanych przez Stone (to nie do końca biografie sensu stricte, ale czytając inne pozycje dotyczące np. Michała Anioła dochodzę do wniosku, że nie ma tam dużo przekłamań, może troszkę podkolorowana dla zbudowania pewnego klimatu (Udręka i ekstaza czy Bezmiar sławy, Pasja Życia). Bardzo podobała mi się biografia Henry Touluse Lautreca J. Frey. Jeśli o Michała Anioła idzie to podobały mi się jego dzieła, ale po przeczytaniu kilku biografii zaczęłam podróżować ich tropem. Po przeczytaniu biografii T-L nie mogłam oderwać oczu od jego płócien w Orsayu. Pissara śledzę, gdziekolwiek usłyszę o jego obrazie, czy dostrzegę takowy. A przyznam, że wystawę dzieł Boznańskiej oglądałam w Krakowie dwa-może trzy lata temu i nie wywarła ona na mnie takiego wrażenia, jakie dziś wywierają jej obrazy oglądane w różnych zakątkach naszego kraju, mimo, że sama biografia, jak stwierdziłyśmy nie jest szczególnie pasjonująca. To jednak zostaje jakaś namiastka, która sprawia, że ten twórca wydaje się bardziej interesujący niż inny.
OdpowiedzUsuńNa mnie malarstwo Boznańskiej też nie robiło wielkiego wrażenia, może poza kilkoma obrazami, ale teraz już inaczej będę je oglądać. Czyli jakiś plus powyższej biografii jest.;)
UsuńStone'a czytałam chyba Pasję życia, ale to było tak dawno temu, że nie pamiętam.;) Za to kojarzę, że jego książki były rozchwytywane w bibliotece.
Biografia HTL czeka cierpliwie na swoją kolej, malarz intrygujący. Z tej samej serii czytałam Picassa, bardzo mi się kiedyś przydała w trakcie zwiedzania Barcelony. A teraz z chęcią poczytałabym o Goyi, ale musi przyjść na to odpowiedni czas.
Jest jeden wyjątek- za jedną z lepszych biografii uważam Portret podwójny Beksińskich-Magdaleny Grzebałkowskiej, a mimo to do obrazów Beksińskiego nie potrafię się przekonać.
OdpowiedzUsuńTeż tak mam.;) Kojarzyłam je sprzed czasów biografii i nigdy mnie nie pociągały. Zbyt zimne, wiejące pustką, prawdziwym końcem wszystkiego.
UsuńUu, czytałem opinie o tej książce, ale chyba nigdzie nie znalazłem informacji, że to raczej kiepska biografia. Szkoda, że wciąż modne jest takie powierzchowne przybliżanie danej osoby, ograniczając się do chwytliwych ciekawostek.
OdpowiedzUsuńNa pewno można się sporo dowiedzieć o Boznańskiej z tej książki, ale otrzymujemy portret niepełny. Co przy dużej ilości materiałów źródłowych zaskakuje.
UsuńO nie A tak liczyłam na te książkę, za biografią malarki tęskniłem od lat. Co z tego że się pojawiła skoro to niewypał.A wydali tak ładnie, ech, pewnie żeby braki ukryć albo nadrobić
OdpowiedzUsuńRzeczywiście ładnie wydana, przyjemnie zaskoczyła mnie ilość barwnych reprodukcji.
UsuńKsiążka ma walor poznawczy, ale Boznańska na pewno zasługuje na lepszą biografię.