Kraina śniegu aż się prosi o nowy przekład. Po pierwsze, ostatnie wydanie pochodzi z 1969 r., a mamy przecież do czynienia z bardzo dobrą powieścią uznanego japońskiego klasyka i noblisty. Po drugie, tłumaczenie jest cokolwiek „zachwaszczone” – Wiesław Kotański raczej dodawał słowa niż odejmował, na dodatek nadużywał wykrzykników, co w moim odczuciu fatalnie wpływa na odbiór utworu. Nieskazitelność tekstu jest tu wyjątkowo pożądana, skoro kwestie czystości oraz estetyki są poruszane wielokrotnie.
Akcja powieści osadzona została w latach 30. ubiegłego wieku, w małej górskiej mieścinie, w której wszystko – od wyposażenia pomieszczeń po gejsze – wydaje się pośledniejszego sortu. Już pierwsze zdanie powieści sugeruje, że trafiamy do innej rzeczywistości: Z długiego tunelu przecinającego granicę dwu okręgów wjechało się w krainę śniegu. Faktycznie, życie w miasteczku toczy się własnymi torami i dlatego dla Shimamury staje się odskocznią, może nawet ucieczką, od rodziny i pracy. Właściwie nie wiadomo, co przyciąga go bardziej – górski krajobraz, czy młodziutka Komako.
Zażyłość tych dwojga pełna jest turbulencji i od początku nie rokuje dobrze: dziewczyna widzi w zamożnym tokijczyku szansę na lepszą przyszłość, on, owszem, jest nią zafascynowany, ale niezbyt skłonny do jakichkolwiek deklaracji. Historia Shimamury i Komako daje dobry wgląd w japońską obyczajowość, jeszcze lepiej pokazuje fatalną sytuację gejsz pracujących na prowincji. I tu, wzorem np. wydania anglojęzycznego, przydałaby się przedmowa, która pokrótce wyjaśniłaby kilka kulturowych niuansów, dość znaczących dla interpretacji powieści.
Perypetie głównych bohaterów nie robiłyby takiego wrażenia, gdyby nie wszechobecna przyroda. Tytułowa kraina śniegu z jej bezbrzeżną przestrzenią oraz wyniosłymi górskimi szczytami w istocie konstytuuje opowieść Kawabaty, a wyrafinowana gra bielą i czernią przywodzi na myśl piękny w swojej przeźroczystości i chłodzie kryształ. I tak właśnie będzie mi się już kojarzyć ta książka.
____________________________________________________________________
Kawabata Yasunari, Kraina śniegu, przeł. Wiesław Kotański, PIW, Warszawa 1969
Czytałem tę powieść parę lat temu i przyznaję, że największe wrażenie zrobiła na mnie sama atmosfera utworu podkreślana przez otaczającą Krainę Śniegu przyrodę. Nastrój, jaki udało się zbudować Kawabacie był niezwykły. Samej fabuły nie pamiętam już tak dobrze - nowy przekład byłby świetnym pretekstem, by ją sobie przypomnieć i ponownie zagościć w tym białym świecie ;)
OdpowiedzUsuńPolecam też inne przełożone na j. polski dzieła Kawabaty, szczególnie "Głos góry".
Zgadzam się, atmosfera w powieści jest świetnie zbudowana. Fabuła może nie jest porywająca, ale przecież nie o akcję tutaj chodzi.;) Ważny jest nastrój i niuanse, jak np. opis wybielania krepiny - autentycznie widziałam połacie materiału rozciągnięte na śniegu.;)
Usuń"Głos góry" jest następny w kolejce, jeśli idzie o Kawabatę.;)
Z ciekawości... Skąd wiadomo, że tłumacz "raczej dodawał słowa niż odejmował"?
OdpowiedzUsuńPodejrzałam wersję angielską i niemiecką w tych samych fragmentach.;)
Usuń