Różowy dmuchany flaming z okładki Najeźdźców z pewnością zniesmaczyłby niejednego mieszkańca Little Cove Neck, a właściciel zabawki musiałby się liczyć z reprymendą za zakłócenie harmonii otoczenia. W tej małej mieścinie na wybrzeżu Connecticut zamieszkanej przez pociotków prezydentów i senatorów pewne rzeczy po prostu nie uchodzą. Przyjęcia tematyczne, pokaz mody, gra w golfa – tak, winylowy siding, pochylone drzewo w ogrodzie, pomarańczowe stroje – nie. Solą w oku są również obcy korzystający z uroków osady: wędkarze, spacerowicze czy potencjalni nabywcy nieruchomości.
Główna bohaterka powieści, Cheryl, zamieszkała w miasteczku dzięki małżeństwu. Początkowo sądziła, że ludzie spędzają tu czas na przyjemnościach i są szczęśliwi, co naturalnie okazało się założeniem błędnym. Mimo licznych prób stania się częścią lokalnej społeczności, nie została zaakceptowana – zaczęło się pomijanie i wyrafinowane w swoich przejawach wykluczanie z towarzystwa. Frustrację Cheryl pogarsza dodatkowo perspektywa rozwodu i przymusowego powrotu do punktu zero, co dla tej bezdzietnej kobiety z upływającą „datą przydatności” będzie wyjątkowo trudne, zwłaszcza że wyrwanie się z prowincji i dysfunkcyjnej rodziny wiele ją kiedyś kosztowało.
Historia Cheryl wypada w Najeźdźcach znacznie atrakcyjniej niż równorzędny wątek odgradzania się mieszkańców od obcych, któremu zabrakło podobnego niuansowania, a poza tym jest kolejną wariacją na temat obnażania hipokryzji. Nie bardzo przekonała mnie dwutorowa narracja, jako że głos Teddy’ego, pasierba Cheryl, nie wnosi nic istotnego do fabuły. Te mankamenty nie pomniejszają zbytnio wartości powieści i z czystym sumieniem mogę napisać, że Karolina Waclawiak zasługuje na uwagę nie tylko ze względu na polsko brzmiące nazwisko.;) Dobra obyczajówka jest zawsze w cenie.
_________________________________________________________________________
Karolina Waclawiak, Najeźdźcy, tłum. Joanna Dżdża, Wyd. Relacja, Warszawa 2019
Akcja nie toczy się chyba współcześnie, bo wydawało mi się, że takie maniery to już przeszłość. Ale co ja tam się znam. Pasuje mi to na lata 50-60.
OdpowiedzUsuńNiestety współcześnie.;( Zawsze się znajdą ludzie z "aspiracjami", uważający się za lepszych i tylko w takim gronie lubiący się obracać.
UsuńNo tak moja naiwność i nieznajomość realiów jest ... ogromna. A przecież jak dobrze się rozejrzeć spotka się takich wokół siebie.
UsuńMoże to nie naiwność, a (szczęśliwy) brak kontaktu z takimi osobnikami.;) W mojej dalszej rodzinie był np. stryj, który nie poważał ludzi bez wykształcenia wyższego. Przykro było patrzeć, jak udawał, że wszystkich traktuje na równi.
UsuńZawsze powtarzam, że dwutorowa narracja musie mieć sens, cel, spełniać jakąś funkcję, a autor(ka) musi umieć ją poprowadzić. Szkoda, że tutaj nie bardzo wyszło.
OdpowiedzUsuńGłos pasierba sam w sobie jest dobrze poprowadzony, tyle że niestety zbędny.;( Bez niego powieść nic by nie straciła. Ale i tak gorąco zachęcam do lektury, to się dobrze czyta.
UsuńBrzmi szalenie intrygująco. Szkoda, że wątek zmanierowanych mieszkańców wypada trochę bladziej, bo lubię takie stopniowe zeskrobywanie błyszczącego lakieru i odkrywanie rzeczywistości pełnej najróżniejszych odcieni szarości ;)
OdpowiedzUsuńOn nie wypada blado, tylko nie jest tak świeży jak historia Cheryl.;) Zachęcam do sprawdzenia, bo warto.
UsuńBrzmi ciekawie. :) Tytułowi najeźdźcy, jak rozumiem, to właśnie spacerowicze, wędkarze i osoby takie jak Cheryl?
OdpowiedzUsuńZgadza się. Mnie bardziej pasowaliby intruzi jako tytuł, zwłaszcza że nie ma tu posmaku przemocy, ale w oryginale jest Invadors, więc skoro tak chciała autorka, to uznaję jej pomysł;) Zachęcam do czytania, bo książka JEST ciekawa.;)
UsuńPrzeczytałam, a raczej pochłonęłam, bo rzeczywiście jest ciekawa. :)
UsuńAleż nieprzyjemne są postacie z tej książki. Snobistyczne, strachliwe, wyolbrzymiające niebezpieczeństwo. Każdy biedny człowiek to w ich oczach przestępca. A Cheryl znalazła się w niewesołej sytuacji – po czterdzietce, bez przyjaciół i rodziny, bo matka i siostry nie chcą utrzymywać z nią kontaktu, a dziecka nie urodziła, mąż jej nie pozwolił. Poruszyła mnie informacja, że Cheryl kupowała przecenione kosmetyki, by w ten sposób zaoszczędzić pieniądze i w tajemnicy przed mężem wysłać matce. A matka i tak tego nie doceniła... Ciekawy i niebanalny jest wątek macochy i pasierba, bo między Teddym i Cheryl nie ma żadnej wrogości, oni się lubią.
Cieszę się, że i Tobie się podobała, Agnieszko.;)
UsuńSąsiedzi Cheryl są b. snobistyczni, fakt. A sposób "subtelnego" rugowania jej z towarzystwa to prawdziwy mobbing. Tak, sytuacja głównej bohaterki jest b. nieciekawa, na dodatek po ew. rozwodzie zostałaby praktycznie z niczym, co w jej wieku jest naprawdę trudne. Wątek macochy i pasierba jest o tyle fajny, że daleki od schematu.
Rzeczywiście to mobbing. Nic dziwnego, że Cheryl najlepiej się czuje, kiedy co rano samotnie spaceruje po wybrzeżu. Przejmująco brzmi jej wyznanie: „Mogłam siedzieć na plaży godzinami. (...) Tylko tam nie czułam się klaustrofobicznie, jak w klatce, jak intruz” (s. 9).
UsuńZgadza się. Pocieszające, że oprócz pasierba znalazł się wśród sąsiadów chociaż jeden mający inny pogląd na sprawę.
UsuńW całej powieści najbardziej zapadł mi w pamięć opis wizyty Cheryl w dawnym domu, to, co tam zobaczyła.
Tak, sąsiad Tuck wyróżniał się z tej gromady na korzyść. :) Mnie najbardziej zapadła w pamięć scena, kiedy spacerująca po szlaku krajobrazowym Cheryl poczuła się zagrożona i uderzyła kamieniem chłopca, który szedł za nią (zapomniałam, jak miał na imię). Opis wizyty w dawnym domu też pamiętam. Brud, nagromadzenie figurek świętych świadczące o narastającym fanatyzmie religijnym matki, brak zdjęć córek i pamiątek po nich, nieotwarte listy od Cheryl...
UsuńO tak, w tej scenie spaceru napięcie świetnie zostało zbudowane. I przyznam, że zakończenie mnie zaskoczyło, również nieschematyczne.
UsuńMyślę, że powieść powinna zostać sfilmowana, to dobry materiał na film obyczajowy.
Pachnie to nieco zamkniętymi osiedlami, które w Polsce wyrastają jak grzyby po deszczu. Ale u nas poczucie estetyki zdecydowanie przy tym w grę nie wchodzi.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie tak właśnie pachnie, tylko sceneria raczej ładniejsza. O poczuciu estetyki urbanistów w Polsce długo można opowiadać.;(
UsuńCałkiem interesująca książka.
OdpowiedzUsuńAbsolutnie.;)
Usuń