Czytać wspomnienia Marii Iwaszkiewicz to jak przeglądać bardzo stary album ze zdjęciami osób w większości nieznanych, ale interesujących. Dzieje się tak głównie dlatego, że Portrety są zbiorem gawęd, a autorka opowiada żywo – do każdego z bohaterów ma stosunek osobisty, każdy w jakiś sposób zapisał się w jej życiu. Duża część portretowanych to przyjaciele rodziców, są koledzy z redakcji Czytelnika, jest nawet fryzjer. Nie zabrakło opowieści o kolejce EKD, sklepie Wedla oraz stołecznym barze Jontek.
Pośród licznych dykteryjek trafiają się informacje, które rzadko są przytaczane w innych publikacjach. Można dowiedzieć się na przykład, że Anna Iwaszkiewicz była wrażliwa na urodę męską, a w szczególności jej brak, oraz że nie zapraszała do domu aktorek (wyjątkiem była m.in. Zofia Kucówna), co prawdopodobnie było pozostałością po XIX-wiecznych obyczajach. Dowiemy się, kto kogo nie lubił w środowisku literackim, kto na kogo się obraził za krytykę utworu, albo których z panów pisarzy lubił obłapiać młode kobiety czy robić mało wybredne kawały kolegom.
Dla mnie książka Marii Iwaszkiewicz była przyjemną podróżą w czasie. Dla posmakowania dwa fragmenty.
O Julianie Stryjkowskim:
Był okropnie skąpy. Kiedyś zaprosił znajomych do nowego mieszkania na placu Na Rozdrożu. Gdy zebrało się kilka osób, zapytał, co ma kupić. Marysia Brandysowa zaczyna tłumaczyć: „Kupisz dwie cytryny…”, a Stryjkowski: „Dwie cytryny!! Po co dwie?”. [s. 207]O Arturze Międzyrzeckim:
W przeszłości był w armii Andersa i brał udział w bitwie o Monte Cassino. To doświadczenie w nim zostało — i miało swoje nieoczekiwane skutki: otóż w Polsce nie tańczy się do piosenki Czerwone maki na Monte Cassino, a my w jakiejś knajpie poszliśmy z Arturem w tan. Pewien pan zgorszony zwrócił nam uwagę: „Ależ tego się nie tańczy!”, na co Artur odpowiedział: „Ja mogę, proszę pana, bo ja tam byłem”.[s. 158]
_____________________________________________________________________________
Maria Iwaszkiewicz, Portrety. Nagrała, opracowała i przygotowała do wydania Agnieszka Papieska. Warszawa, Sedno Wydawnictwo Akademickie, 2020.
Jestem w trakcie lektury Portretów. Ostatnio mam fazę na Iwaszkiewiczów.
OdpowiedzUsuńBardzo sympatyczna faza.;) Będzie okazja porównać wrażenia.
Usuń„Ja mogę, proszę pana, bo ja tam byłem”. Ciekawe, jak by zareagował na skarpetki z motywem czerwonych maków :(
OdpowiedzUsuńCzym są skarpetki z makami w porównaniu z tatuażem Polski walczącej na łydce?:(
UsuńŻeby tylko na łydce :P Swoją drogą, ciekaw jestem, jaki będzie tegoroczny trend tatuażowy w nadmorskich kurortach, parę lat temu hitem były koszmarne portreciki własnych dzieci na klacie.
UsuńTo akurat do mnie nie dotarło.;) Skończyłam na narodowych symbolach, typu orzeł na całych plecach. Boszsz...
UsuńPlaże w okolicach Władysławowa dostarczały szerokiego materiału porównawczego. O dziwo, po przeniesieniu się bardziej na zachód jakoś zrobiło się mniej tatuowanie :P
UsuńMoże tatuaże jeżdżą tylko na duże, ewentualnie popularne plaże.;)
UsuńAlbo zaludnienie jest gęstsze i łatwiej wypatrzeć coś kuriozalnego :)
UsuńTak też może być.;)
UsuńBożeszsz dawno na plaży nie byłam, tyle mnie ominęło. Chyba muszę się lepiej przyglądać gościom, wszak to też rodzaj sztuki, a ja sztukę lubię, ale czy taką? hmm...
Usuń@Guciamal, nie musisz od razu na plażę, myślę, że Monciak w szczycie sezonu dostarczy Ci pełni wrażeń artystycznych :)
UsuńBywam na Monciaku, ale niestety, a może stety wczesnym rankiem, kiedy wytatuowani odsypiają wieczorne ekscesy.
UsuńFatalnie, w celu przeprowadzenia rzetelnych badań musiałabyś tam założyć całodzienną bazę :)
UsuńO, brzmi świetnie, zapisuje sobie w pamięci i na listę "do kupienia"
OdpowiedzUsuńPrzyjemna lektura, daje niezły wgląd w świat kultury sprzed lat.
UsuńO sklepie Wedla pisał nawet sam Iwaszkiewicz w opowiadaniu „Staroświecki sklep”. :) A jak ze zdjęciami? Jest ich trochę w tej książce?
OdpowiedzUsuńO tym samym fragmencie myślałam podczas lektury.;)
UsuńZdjęć niestety jest niewiele, przyznam, że przeszkadzało mi to trochę.
Jako polonistka uwielbiam wszelkie około literackie smaczki, a do twórczości Iwaszkiewicza mam spory sentyment, choć o nim samym wiem jakoś stosunkowo mało. Muszę kiedyś zajrzeć do tej książki.
OdpowiedzUsuńO Jarosławie za dużo informacji tu nie ma, ale można coś wyłuskać.;) Zresztą nie tylko dla niego warto zajrzeć do wspomnień córki.
UsuńTaka anegdotyczna forma dobrze mi się kojarzy za sprawą książki "W stronę Cisnej", która traktowała o Józefie Oppenheimie, jednym z pierwszych naczelników TOPR-u. Wspomnienia pani Marii kuszą tymi ciekawostkami dotyczącymi relacji panujących w ówczesnym środowisku artystycznym ;)
OdpowiedzUsuńAnegdoty zawsze łatwiej zapamiętać niż twarde fakty chyba.;) Środowisko jest tu świetnie odmalowane, bo są ludzie z międzywojnia, socjalizmu, są też przebłyski z wojny. Oczywiście jest to perspektywa b. subiektywna, ale to przecież dodaje smaczku - autorka otwarcie mówi o swoich antypatiach i sympatiach.
UsuńOkienko na życie w przeszłości? Biere :)
OdpowiedzUsuńTak, właśnie tego rodzaju okienko.;)
Usuń