poniedziałek, 14 czerwca 2021

Portrety pani Marii

Czytać wspomnienia Marii Iwaszkiewicz to jak przeglądać bardzo stary album ze zdjęciami osób w większości nieznanych, ale interesujących. Dzieje się tak głównie dlatego, że Portrety są zbiorem gawęd, a autorka opowiada żywo – do każdego z bohaterów ma stosunek osobisty, każdy w jakiś sposób zapisał się w jej życiu. Duża część portretowanych to przyjaciele rodziców, są koledzy z redakcji Czytelnika, jest nawet fryzjer. Nie zabrakło opowieści o kolejce EKD, sklepie Wedla oraz stołecznym barze Jontek.

Pośród licznych dykteryjek trafiają się informacje, które rzadko są przytaczane w innych publikacjach. Można dowiedzieć się na przykład, że Anna Iwaszkiewicz była wrażliwa na urodę męską, a w szczególności jej brak, oraz że nie zapraszała do domu aktorek (wyjątkiem była m.in. Zofia Kucówna), co prawdopodobnie było pozostałością po XIX-wiecznych obyczajach. Dowiemy się, kto kogo nie lubił w środowisku literackim, kto na kogo się obraził za krytykę utworu, albo których z panów pisarzy lubił obłapiać młode kobiety czy robić mało wybredne kawały kolegom.
 
Dla mnie książka Marii Iwaszkiewicz była przyjemną podróżą w czasie. Dla posmakowania dwa fragmenty. 
 
O Julianie Stryjkowskim:
Był okropnie skąpy. Kiedyś zaprosił znajomych do nowego mieszkania na placu Na Rozdrożu. Gdy zebrało się kilka osób, zapytał, co ma kupić. Marysia Brandysowa zaczyna tłumaczyć: „Kupisz dwie cytryny…”, a Stryjkowski: „Dwie cytryny!! Po co dwie?”. [s. 207]
O Arturze Międzyrzeckim:
W przeszłości był w armii Andersa i brał udział w bitwie o Monte Cassino. To doświadczenie w nim zostało — i miało swoje nieoczekiwane skutki: otóż w Polsce nie tańczy się do piosenki Czerwone maki na Monte Cassino, a my w jakiejś knajpie poszliśmy z Arturem w tan. Pewien pan zgorszony zwrócił nam uwagę: „Ależ tego się nie tańczy!”, na co Artur odpowiedział: „Ja mogę, proszę pana, bo ja tam byłem”.[s. 158]

_____________________________________________________________________________ 

Maria Iwaszkiewicz, Portrety. Nagrała, opracowała i przygotowała do wydania Agnieszka Papieska. Warszawa, Sedno Wydawnictwo Akademickie, 2020. 

 

24 komentarze:

  1. Jestem w trakcie lektury Portretów. Ostatnio mam fazę na Iwaszkiewiczów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo sympatyczna faza.;) Będzie okazja porównać wrażenia.

      Usuń
  2. „Ja mogę, proszę pana, bo ja tam byłem”. Ciekawe, jak by zareagował na skarpetki z motywem czerwonych maków :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czym są skarpetki z makami w porównaniu z tatuażem Polski walczącej na łydce?:(

      Usuń
    2. Żeby tylko na łydce :P Swoją drogą, ciekaw jestem, jaki będzie tegoroczny trend tatuażowy w nadmorskich kurortach, parę lat temu hitem były koszmarne portreciki własnych dzieci na klacie.

      Usuń
    3. To akurat do mnie nie dotarło.;) Skończyłam na narodowych symbolach, typu orzeł na całych plecach. Boszsz...

      Usuń
    4. Plaże w okolicach Władysławowa dostarczały szerokiego materiału porównawczego. O dziwo, po przeniesieniu się bardziej na zachód jakoś zrobiło się mniej tatuowanie :P

      Usuń
    5. Może tatuaże jeżdżą tylko na duże, ewentualnie popularne plaże.;)

      Usuń
    6. Albo zaludnienie jest gęstsze i łatwiej wypatrzeć coś kuriozalnego :)

      Usuń
    7. Bożeszsz dawno na plaży nie byłam, tyle mnie ominęło. Chyba muszę się lepiej przyglądać gościom, wszak to też rodzaj sztuki, a ja sztukę lubię, ale czy taką? hmm...

      Usuń
    8. @Guciamal, nie musisz od razu na plażę, myślę, że Monciak w szczycie sezonu dostarczy Ci pełni wrażeń artystycznych :)

      Usuń
    9. Bywam na Monciaku, ale niestety, a może stety wczesnym rankiem, kiedy wytatuowani odsypiają wieczorne ekscesy.

      Usuń
    10. Fatalnie, w celu przeprowadzenia rzetelnych badań musiałabyś tam założyć całodzienną bazę :)

      Usuń
  3. O, brzmi świetnie, zapisuje sobie w pamięci i na listę "do kupienia"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyjemna lektura, daje niezły wgląd w świat kultury sprzed lat.

      Usuń
  4. O sklepie Wedla pisał nawet sam Iwaszkiewicz w opowiadaniu „Staroświecki sklep”. :) A jak ze zdjęciami? Jest ich trochę w tej książce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym samym fragmencie myślałam podczas lektury.;)
      Zdjęć niestety jest niewiele, przyznam, że przeszkadzało mi to trochę.

      Usuń
  5. Jako polonistka uwielbiam wszelkie około literackie smaczki, a do twórczości Iwaszkiewicza mam spory sentyment, choć o nim samym wiem jakoś stosunkowo mało. Muszę kiedyś zajrzeć do tej książki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Jarosławie za dużo informacji tu nie ma, ale można coś wyłuskać.;) Zresztą nie tylko dla niego warto zajrzeć do wspomnień córki.

      Usuń
  6. Taka anegdotyczna forma dobrze mi się kojarzy za sprawą książki "W stronę Cisnej", która traktowała o Józefie Oppenheimie, jednym z pierwszych naczelników TOPR-u. Wspomnienia pani Marii kuszą tymi ciekawostkami dotyczącymi relacji panujących w ówczesnym środowisku artystycznym ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anegdoty zawsze łatwiej zapamiętać niż twarde fakty chyba.;) Środowisko jest tu świetnie odmalowane, bo są ludzie z międzywojnia, socjalizmu, są też przebłyski z wojny. Oczywiście jest to perspektywa b. subiektywna, ale to przecież dodaje smaczku - autorka otwarcie mówi o swoich antypatiach i sympatiach.

      Usuń
  7. Okienko na życie w przeszłości? Biere :)

    OdpowiedzUsuń