wtorek, 7 grudnia 2021

Ciasto à la James M. Cain

  — Pozwolisz mi spokojnie dokończyć? To strach przed tym, że jest czym pusta skorupa w tej wielkiej dramatycznej chwili, jaka przychodzi w życiu każdego mężczyzny, każe mu tę sprawę utrudniać. Ale nie wytrzyma długo. Przede wszystkim ma tę swoją Biederhofową. Nie będzie szczęśliwa, gdy się dowie, że poprosiłaś o rozwód, a on nie chce go dać. Zacznie się zastanawiać, czy ją naprawdę kocha – choć jak można ją w ogóle kochać, przekracza moje pojęcie. Do tego przez cały czas musi się mierzyć ze świadomością, że im bardziej utrudnia życie tobie, tym bardziej utrudnia je dzieciom. A dzieci Bert przecież kocha i to jak. Kotku, Bert stoi na brzegu trampoliny i jedyne, co może zrobić to skoczyć.

 — Tak, ale kiedy?

 — Wtedy, gdy dostanie placek.

 — Jaki placek?

— Placek, który mu poślesz. To będzie bardzo szczególny placek. Nie musi zawojować jego żołądka, chyba że przy okazji. Ale musi przemówić do głębi jego jestestwa, co w przypadku Berta oznacza, do jego próżności. Będzie to placek, który od jakiegoś czasu chodzi ci po głowie, i chcesz, by Bert wyraził swą opinię na temat jego wartości handlowej...

 — W sumie mogę mu posłać jakieś ciacho.

 — No to bierz się do roboty.

  

I tak oto Mildred upiekła Bertowi ciasto, wysokie, z nadzieniem z rajskich jabłuszek sprytnie kandyzowanych, tak by podkreślić kwaśny smak owoców, a jednocześnie chrupką słodycz cukru. Jego wartość handlowa była mniej więcej taka jak ręcznie struganej klamerki do bielizny. Mildred napisała jednak króciutki liścik z prośbą o jego opinię i dodała małe postscriptum, pisząc, że umieściła na cieście jego inicjały, by się przekonać, czy potrafi jeszcze robić monogramy. Posłała je przez Letty, a w połowie tygodnia nadeszło oczywiście kolejne zaproszenie dla dzieci na niedzielny obiad. Tym razem zrobiła wszystko, by uporać się z pieczeniem wcześniej i przygotować lunch na zimno. Tej niedzieli Letty nie miała wolnego, a Mildred kazała jej podać lunch w gabinecie, poprzedzając go drinkiem. Te miłe gesty Bert przyjął z powagą i długo rozprawiał o cieście, twierdząc, że jego zdaniem będzie to przebój. Gotowe wypieki, powiedział, stwarzają teraz duże pole do popisu, jak ludzie nie zatrudniają już służących w takiej liczbie, jak to było kiedyś i nierzadko znajdują się w kropce, musząc podać gościom deser.

James M. Cain, Mildred Pierce, przeł. Violetta Dobosz,  Toruń 2011, s. 93-94

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz