wtorek, 14 grudnia 2021

Krzyk sowy

Krzyk sowy nie jest tak dobry jak Utalentowany pan Ripley, niemniej ma swoje smaczki. Przede wszystkim pokazuje, jak ogromną moc ma plotka stawiająca kogoś w negatywnym świetle. Główny bohater powieści ma podwójnego pecha: mężczyzna rozpowszechniający na jego temat niepochlebne informacje doskonale wie, komu je przekazać, a co gorsza, jest w nich ziarno prawdy. Prawdą bowiem jest, że Robert uczęszczał na terapię, prawdą jest również, że sprowokowany przez byłą żonę, celował do niej z pistoletu. 

 


Patricia Highsmith znakomicie pokazuje, jak łatwo wzburzyć małą społeczność przy pomocy pomówień, by uprzykrzyć czy wręcz zniszczyć życie ofierze. Dowodzi, że dowolna grupa może być głucha i ślepa wobec faktów, kiedy w grę wchodzi rzekome naruszenie jej bezpieczeństwa. Po raz kolejny okazuje się, że normalność jest kwestią względną. Większym zagrożeniem – przynajmniej w świetle powieści – może być agresywny zazdrośnik i/lub wyrachowana eks-małżonka niż człowiek cierpiący na depresję przez to uważany za poważnie zaburzonego czyli niebezpiecznego.

W historii nieszczęsnego pana inżyniera zafrapował mnie jeszcze jeden wątek: ocena podglądactwa. Otóż fakt wystawania pod czyimś oknem dla Amerykanów najwyraźniej jest (albo był w latach 60-tych) poważnym wykroczeniem, o ile nie przestępstwem. Z jednej strony naruszenie prywatności, z drugiej perwersyjna mania, u Highsmith spotyka się z powszechnym oburzeniem. Do dzisiaj zastanawiam się, czy w Polsce reakcje byłyby podobne.

______________________________________________________________

Patricia Highsmith, Krzyk sowy, przeł. Krzysztof Obłucki, Noir sur Blanc, Kraków 2003

 

26 komentarzy:

  1. U nas wystawanie pod oknami było i jest sportem narodowym :) Stąd u nas płoty wysokie na dwa metry i szczelne. A widział kto kiedy płot na amerykańskim przedmieściu?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie w okolicy płoty rozmaite, większość przejrzysta, duża część łatwa do sforsowania, więc różnie bywa. Gdyby mieszkali tu jacyś celebryci, to inna sprawa.;) Na szczęście podglądaczy raczej nie ma.
      Fakt, na amerykańskich przedmieściach głównie trawniki i ew. krzewy.

      Usuń
    2. Teraz to trochę inaczej, ale pamiętam te wiejskie zgromadzenia towarzyskie pod płotami. Za to podglądaczy nie brakuje, mieszkamy koło deptaka spacerowego i każdy przechodzący musi wsadzić głowę do ogródka :(

      Usuń
    3. O tak, na wsiach to i dzisiaj widuje się takie zgromadzenia. I ławki przed chałupą przy głównej drodze.
      Widocznie macie interesujące okazy w ogródku.;)

      Usuń
    4. Tiaa, a po drodze chodzą sami pasjonaci okazów :P Serio, czasami się człowiek czuje jak okaz w zoo.

      Usuń
    5. Wierzę, że tak można się czuć.
      Mnie mama w dzieciństwie upominała, żeby nie zaglądać ludziom w okna, ale o ogródkach nie wspominała.;) Inna rzecz, że nie przystaję i nie prowadzę obserwacji, czasem tylko rzucę okiem na ulubione.

      Usuń
    6. Chyba za mało takich mam jak Twoja :)

      Usuń
    7. Być może. Ale jak pomyślę o obecnych osiedlach bloków, to chyba trudno nie zaglądać ludziom w okna.;(

      Usuń
    8. Tak.
      Natomiast teraz wracając wieczorem do domu i widząc włączony telewizor, lubię zgadywać, co ludzie oglądają.;)

      Usuń
    9. Uzupelnię: to mi się zdarza tylko w przypadku b dużych włączonych ekranów, których nie sposób nie zauważyć w ciemnościach.;)

      Usuń
    10. Moje córki, gdy wracamy po zmroku, zawsze wiedzą, kto ogląda TV. A czasem nawet co :P

      Usuń
  2. Tak, takie czasy, że włączając telewizor (mieszkam na pierwszym piętrze, a pod domem górka) zasłaniam żaluzje, aby córki np Piotra nie wiedziały co oglądam :) Niby nic takiego, ale nie wszyscy muszą znać moje upodobania. Ale z drugiej strony sama też jak widzę odblask telewizora w oknie staram się odgadnąć, co leci.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A masz taki wielki telewizor co go z pół kilometra widać? Moi sąsiedzi mają, więc w zasadzie sami się proszą :D

      Usuń
    2. Niestety do poświaty z ogromnego ekranu oko samo leci.;(

      Usuń
    3. No - mały nie jest, ale kupowałam go do mieszkania na trzecim piętrze, więc się o nic nie prosiłam, teraz mieszkając na pierwszym ... jest jak jest.

      Usuń
    4. Myślę, że większość teraz chodzi z nosem w telefonie albo uchem przy i niekoniecznie zagląda ludziom w okna.;)

      Usuń
  3. Lubię książki, które pokazują jak toksyczna bywa plotka. Szkoda, że ludzie tak bezwiednie podchodzą do pomówień i domysłów, niezbyt przejmując się tym, jaką krzywdę można wyrządzić bliźniemu przez uparte powtarzanie niesprawdzonych informacji, które w dodatku uzupełnia się własną fantazją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co również z premedytacją wykorzystują m.in. politycy, zwalczając konkurencję. Żadne dementi nie jest w stanie zmazać błota, które komuś się przyklei.

      Usuń
  4. Lubię tę autorkę. Czyli w „Krzyku sowy” plotki rozpowszechnia mężczyzna? To dość nietypowe, bo zwykle w powieściach obmawianiem innych zajmują się kobiety. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi się wydawało, Agnieszko, że lubisz Highsmith.;)
      Tak, plotkę rozpowszechnia mężczyzna, żeby osiągnąć konkretny cel.

      Usuń
  5. Po opisie fabuły myślę, że to książka idealna dla mnie. O "zwykłych" ludziach, którzy zapewne nie uważają się za złych, ale potrafią bez zastanowienia zniszczyć komuś życie, bo odstaje, bo jest "podejrzany", bo ktoś kłamie umiejętnie na jego temat (najlepsze kłamstwa to właśnie takie wymieszane z prawdą, mało kto je podważa). Temat depresji też niestety jest mi nieodległy, więc biere :). A co do podglądactwa, to trochę chyba zależy, jak to dokładnie wygląda... ja np. pamiętam, że często z mamą spacerowałyśmy wieczorami w Boże Narodzenie i patrzyłyśmy, jakie choinki są w jakich oknach ;). Albo podziwiałyśmy ogródki przydomowe w lecie. Ale nigdy nie stałyśmy pod niczyim domem nawet przez kilkanaście minut.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, wróg czy kozioł ofiarny zawsze się przyda, a kalumnie łatwo się rzuca.
      Bohater książki podglądał, aczkolwiek nie z powodu perwersji. Niestety społeczność i tak by tego nie zrozumiała.
      Też lubię widok choinki w oknach, choć nie przyglądam się zbyt intensywnie. Interesuje mnie raczej ogólna kolorystyka.;)

      Usuń
  6. Tak to bywa - gdy się kogoś obrzuci błotem, zawsze trochę się przyklei...

    OdpowiedzUsuń