wtorek, 25 stycznia 2022

Wzgórza, szczyty itp.

W sieci ukazał się interesujący wywiad z Anną Bańkowską na temat jej nowego przekładu legendarnej powieści Lucy Maud Montgomery:

Anna Bańkowska: Moim tłumaczeniem postanowiłam wyjść naprzeciw grupie czytelników, która od dawna domagała się tego, co właśnie zrobiłam, czyli między innymi przywrócenia oryginalnych imion i pochylenia się nad tytułem. Ten przekład jest dla nich i dla przyszłych pokoleń, które nie znają jeszcze "Ani z Zielonego Wzgórza" i są nieskażone pierwszym tłumaczeniem Bernsteinowej.

[...]

Ola Długołęcka: Czy dla przeciętnego czytelnika będzie miało znaczenie, że w poprzednich wersjach źle zostały przetłumaczone nazwy kwiatków? Że niecierpek nie był niecierpkiem?

Dla czytelnika może nie, ale sztuka ucierpiała! Reprezentuję interesy autorki i dlatego tak się uparłam na tytułowe Zielone Szczyty, bo Lucy Maud Montgomery na tym bardzo zależało.

No właśnie, tytuł. Kiedy dostałam informację o tym, że "Ania z Zielonego Wzgórza" to w nowym przekładzie "Anne z Zielonych Szczytów", przyjęłam, że łagodne, poetyckie "wzgórze" z jakiegoś – tylko pani znanego powodu – zastąpił wyraz bliskoznaczny "szczyty". Ostry i nieprzyjazny. Okazuje się, że nie o to chodzi. 

Autorka uwielbiała swój "east gable room" [ang. pokój na piętrze od strony wschodniej] i ubolewała w dziennikach, że w tłumaczeniach słowo "gable", czyli szczyt, nie jest prawidłowo przełożone. Jeśli po polsku brzmi to komuś spiczasto, fonetycznie gorzej w ucho wpada – trudno. Takie były domy na Wyspie Księcia Edwarda: kanciaste, miały kilka szczytów.

  ***

Pełny tekst wywiadu TU, warto przeczytać, ponieważ tłumaczka porusza kilka innych ważnych zagadnień translatorskich.


 

43 komentarze:

  1. Dawno nie było w internetach takiej świętej wojny, jak o ten przekład. O Szekspira, Biblię i nowego Prousta, że nie wspomnę Joyce'a, się tak naród nie bił. Argumenty o zabijaniu wspomnień z dzieciństwa, masakrowaniu, okaleczaniu, chodzeniu w dosłowność, do wyboru. Tak wyglądałaby afera o Fredzię Phi-Phi, gdyby ukazała się w dobie internetu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie śledzę żadnego forum dla tłumaczy i wielbicieli LMM, ale domyślam się, że jest grubo i krwawo.;) Przyznam, że zdębiałam na sam widok nowego tytułu, ale przekonują mnie argumenty tłumaczki. Niemniej i tak nie mogę się zdecydować, co ważniejsze - tradycja i stary tytuł, czy wierność sztuce, jak chce tego Bańkowska.
      A Ty jakie masz zdanie, Piotrze?

      Usuń
    2. Ja akurat jestem zaangażowany emocjonalnie z paru względów. Sama wierność tradycji mnie nie przekonuje, w końcu nikt nie spali starszych przekładów na stosie i każdy sobie sięgnie po to, co mu będzie pasowało. A wierny przekład Ani to jest coś, o czym marzyłem od lat, odkąd przeczytałem oryginał i okazało się, że po polsku to jednak nie to. I podziwiam bezkompromisowość tłumaczki; swego czasu zawiodłem się mocno na przekładzie Beręsewicza, który miał być taki wierny i nowoczesny, a okazał się zgniłym kompromisem i dużym rozczarowaniem. Mogę tylko żałować, że ten nowy tytuł nie wyprze błędnego, choć uświęconego tradycją. A ja sam pewnie się przyzwyczaję do Zielonych Szczytów, choć i tak odruchowo zawsze będę używał Zielonego Wzgórza. Na spotkaniu tłumaczka powiedziała ładne zdanie: że to przekład dla nowych pokoleń, które nie znały Zielonego Wzgórza i nie będą miały uprzedzeń wobec Zielonych Szczytów. O ile biblioteki zakupią odpowiednią liczbę egzemplarzy :P

      Usuń
    3. Argument o przekładzie dla młodych pokoleń jest niezwykle celny. Nie byłam zafiksowana na punkcie cyklu LMM, czytałam go w szkole podstawowej tylko raz i chętnie sprawdzę, jak nowe tłumaczenie wpłynie na mój odbiór powieści.
      Unowocześnianie na siłę czasem brzmi absurdalnie, ostatnio w książce o czasach stalinowskich kilka razy trafiłam na wykrzyknienie ups! Beletrystyka beletrystyką, ale to już brzmiało absurdalnie.

      Usuń
    4. Mówiąc nowoczesny, nie miałem na myśli wpychania tam na siłę dzisiejszego żargonu, swoją drogą mam takie kuriozalne tłumaczenie Ani na stanie, bohaterki rozmawiają jak gimbaza, koszmar. Chodziło o nowoczesne podejście do przekładu, bez skracania, upraszczania, konsekwentnie w kwestii nazw itp. Już nie mówię o błędach różnego kalibru, które widać dopiero po porównaniu z oryginałem. Ja jestem późnym wielbicielem Ani, zacząłem dopiero na studiach, ale za to dość wytrwałym :)

      Usuń
    5. Aaaa, teraz rozumiem. W moim wyobrażeniu to, o czym piszesz, wydawało mi się przeszłością, ale może mam mylne wyobrażenie - w końcu każde pokolenie ma różne podejścia do przekładu, tu raczej nigdy nie będzie jednomyślności. Tym ciekawiej dla czytelnika, można sobie coś wybrać.
      Wierzę, że skoro poznało się Anię na studiach, to rzeczywiście jest to już miłość dojrzała.;)

      Usuń
    6. Dojrzała i niebezkrytyczna :) A co do podejścia do przekładu, to przekłady Ani właśnie pod tym względem zestarzały się okropnie, te dowolne zmiany imion bohaterów, jakieś skróty, jakieś wygładzanie tekstu, żeby było sentymentalnie i grzecznie, dobijanie poczucia humoru. Pamiętam, że czytałem oryginały i przecierałem oczy. Nie wiem, jak wyglądają te przekłady nowsze, ale te starsze, które wydawała jeszcze w latach 90. Nasza Księgarnia, były momentami kuriozalne.

      Usuń
    7. Czytałam to jako wczesna nastolatka, więc bezkrytycznie. Liczyła się fabuła i tyle.;( Swoją drogą to niezły materiał, żeby pokazać starszym uczniom, co to jest sentymentalizm i dlaczego nie świadczy dobrze o autorze/autorce.
      Humoru, poza zabawnymi epizodami, nie pamiętam z Ani, raczej żałość - niestety tak mi się dzisiaj ten cykl kojarzy. Co oznacza, że powinnam przeczytać choć pierwszy tom.;)
      Zmiany imion są okropne, zawsze mnie zastanawiało, skąd w Londynie jakiś Juruś albo w Paryżu Piotruś.;)

      Usuń
    8. Humor LMM raczej z gatunku tych lekko sarkastycznych, bardzo lubię. A Jurusie i Piotrusie to znak czasów, traktowanie dzieci jak hmmm... dzieci, co nie ogarną wymowy i się nie zorientują. Co ciekawe zresztą, widywałem, że polszczono w przekładzie imię, a francuskie nazwisko opatrywano przypisem z wymowa, jakby nie można było i imienia dorzucić. No ale to często dotyczyło i innych dziedzin, w końcu mamy i Szekspira, i Juliusza Verne'a :)

      Usuń
    9. I oczywiście Karol Dickens, bo też czasem widuję taką wersję.
      Temat rzeka, na dodatek niewysychająca.;) Ileż to cennych rzeczy można przy okazji takich dywagacji i dyskusji się dowiedzieć. Dla mnie nie do przecenienia, o ile dyskusje prowadzone są na poziomie.

      Usuń
    10. I Karola Darwina :) Właśnie dziś widziałem dwie kolejne awantury o nową Anne, na zasadzie "mnie się nie podoba" albo "po co to komu" :P

      Usuń
    11. Właśnie zeżarło mi komentarz na trzy akapity :(
      Dobrze, że choć ten wycinek życia literackiego wywołuje w części czytelników jakiś ferment :P Niedawno czytałem wyjaśnienia tłumacza zawarte w znakowym wydaniu Szwejka z serii 50/50 i było tam sporo argumentów za tym czemu po nowemu, a nie po bożemu, czyli tak jak się wszyscy przyzwyczailiśmy. I też czciciele wersji Hulki-Laskowskiego oburzali się na nowe rozwiązania translatorskie.
      Ja tam się cieszę z nowych przekładów, oczywiście pod warunkiem, że nie są to kurioza przywołane przez Piotra, a wynik ciężkiej pracy tłumacza, który dąży do jak najlepszego oddania ducha oryginału :)

      Usuń
    12. @ Piotr

      Wieczorem trafiłam na nowy artykuł dot. przekłady Bańkowskiej, więc pewnie jeszcze trochę tych awantur będzie. Ale to ożywczy ferment, jak pisze Bazyl.

      Usuń
    13. @ Bazyl

      Akurat wczoraj mój szef mówił mi o przekładach Szwejka (interesuje się tłumaczeniami, choć całe życie zajmuje się mechaniką) i naświetlił mi m.in. sprawę żargonu wojskowego. Jest o czym dyskutować, zdecydowanie.;)
      Pamiętasz może, gdzie można znaleźć wyjaśnienia tłumaczenia, o których wspominasz?

      Usuń
    14. @Bazyl Szwejkowi żadne tłumaczenie nie pomoże, ale faktycznie Kroh się dobrze czytał.
      @Czytanki Anki Tych artykułów pewnie jeszcze trochę będzie, szum się zrobił niesłychany. A słyszałaś, że Marginesy szykują nowe przekłady Hemingwaya?

      Usuń
    15. Nie słyszałam. Bardzo dobrze, bo podczas lektury różnych jego dzieł często się zastanawiałam, jak to możliwe, że dostał Nobla za taki słaby styl.;)))

      Usuń
    16. No to będzie komplet głównych dzieł i, znak czasów, część tego maczyzmu tłumaczą kobiety. Chociaż wcześniej chyba i tak Mira Michałowska coś przekładała? Ja się niedawno odbiłem od Cienkiej czerwonej linii w przekładzie Zielińskiego i dochodzę do wniosku, że jego tłumaczenia chyba się mocno zestarzały.

      Usuń
    17. Mam podobne wrażenie - czytałam Ruchome święto w przekładzie Zielińskiego i zgrzytałam zębami.
      Co do Michałowskiej, to polecam jeden z niedawnych wpisów na LC dot. jej przekładu Autobiografii Alice B. Toklas - ktoś nie bez podstaw zarzucił jej zakłamywanie rzeczywistości. Szkoda, że Marginesy nie zdecydowały się na nowe tłumaczenie tej pozycji.

      Usuń
    18. Poszukam, bo mnie ta Michałowska o tyle gnębi, że ona wszystko tłumaczyła jednakowo. Taka była maniera czasów, że ma być gładko, no ale :(

      Usuń
    19. A co do Marginesów, to faktycznie jest dziwnie, część rzeczy leci po nowemu, ale taka Pani Bovary w Micińskiej, za to Tom Sawyer będzie tłumaczony na nowo. Nie wiem, od czego to zależy.

      Usuń
    20. Znalazłem ten wpis o Autobiografii: zapewne wszystko słusznie, chociaż autor(ka) komentarza zdaje się nie wiedzieć, kiedy pracowała Michałowska. No nie miało szansy przejść, nawet jeśli tłumaczka tłumaczyła właściwie. Chociaż podejrzewam, że mogła sama z siebie ugładzać, w ramach autocenzury.

      Usuń
    21. Bardzo ciekawi mnie nowy Tom Sawyer (już nie Tomek?:)), zwłaszcza pod kątem rasizmu.
      Flauberta przecież niedawno przekładał Engelking, czyżby mu coś nie wyszło?
      Tak, autorka wpisu na LC nie wzięła poprawki na czas powstania przekładu. Cóż, pewnie lepiej sięgnąć po oryginał.

      Usuń
    22. Sawyer ma być bezkompromisowy, więc Tom, a kotu będzie Peter :) Pojęcia nie mam, jak wyszło Engelkingowi, ale mam wrażenie, że wydawca nie ma systemu albo nie zamierza za wiele inwestować, przynajmniej nie we wszystkie klasyki.

      Usuń
    23. Uwielbiam określenie "bezkompromisowy" używane w odniesieniu do literatury.;)
      Peter o kocie - już mi się podoba. Czekam na polski odpowiednik Negro.
      Ciekawe, czy pojawią się nowe przekłady Dostojewskiego. Szkoda, że Znak porzucił serię "50 na 50", bo chyba nie dobili do pięćdziesięciu tytułów.

      Usuń
    24. Nic nie wiem o Dostojewskim, ale będę śledził serię, bo plany mają dość szerokie.

      Usuń
    25. Śledzić też będę, ale na czytanie to już mi raczej czasu nie starczy.;(

      Usuń
    26. Pewnie większość oferty to będą różne Lalki i Faraony, to już mamy przeczytane :)

      Usuń
    27. @czytankianki na pewno w książce. Jutro, przy lepszym świetle mogę porobić zdjęcia i Ci przesłać, bo przy skanerze nie bardzo chce mi się siedzieć :)

      Usuń
    28. Nie trzeba nawet śledzić żadnego forum dla tłumaczy, czy miłośników LMM, na zwykłej grupie czytelniczej,książkowej, czy pod pojedynczym postem czyimś na fb, gdzie tylko wzmianka o nowym przekładzie zaraz burza i oburzenie, głosy, że to złe, niepotrzebne, że "nikt mi nie odbierze Ani/wspomnień" itp. itd. A tu nikt nikomu niczego nie odbiera. Reformy w lekturach też nie wprowadza ( o ile jeszcze w szkołach Anię się omawia)
      To po prostu inne tłumaczenie. Może lepsze, może gorsze (ale oceniajmy po przeczytaniu, nie jak większość komentujących na fb - z góry).
      Osobiście mam do "Ani..." sentyment, czytałam w podstawówce, ale nie jestem pewna czy wszystkie tomy (te, które były dostępne w bibliotece, seria Naszej Księgarni), najwięcej razy "Anię na uniwersytecie", bo miałam własną.
      Z przyjemnością poznam nowe tłumaczenie, nie mam nic przeciwko tym tytułowym "szczytom". Córka ( lat prawie 11) słuchała audiobooków dostępnych na EmpikGo ( cała seria), inne niż Bernstajnowej tłumaczenie. Gdy dowiedziała się ode mnie o nowym przekładzie, dokładnym, sama stwierdziła, że chciałaby to przeczytać. A to w jej przypadku rzadkość, bo wybredna i uparta (ale nie nałogowa) z niej czytelniczka.
      Zatem ja trzymam kciuki za tekst Bańkowskiej.

      Usuń
    29. @ Bazyl
      Jeśli w książce, to proszę, nie zawracaj sobie głowy. Jest egzemplarz w bibliotece i sobie wypożyczę. Niemniej dziękuję za dobre chęci.;)

      Usuń
    30. @ Agnesto
      Bo ludzie lubią zaznaczać swoje zdanie, nawet jeśli argumentów im brak.;( Nic to. Pozostaje cierpliwie czekać na lekturę.
      To budujące, co piszesz o reakcji córki. Sama w tym wieku raczej nie przejmowałam się przekładem.;( I choć nie byłam wielką fanką Ani, też z przyjemnością przeczytam. Może na dojrzałe lata mi się odwidzi i dam się zauroczyć.;)

      Usuń
  2. I tak macie tę przewagę nade mną, że znacie język i możecie sobie porównać. Ja już do końca życia pozostanę w nieświadomości czytając dzieło obcojęzycznego autora i zastanawiając się, czy ono jest takie kiepskie, jak mi się wydaje, czy ja się na nim nie poznałam, czy tłumacz skrewił. Ostatnio do szewskiej pasji doprowadzały mnie Jerzy Seurat, Kamil Pissarro, Eugeniusz Manet w książce Seurat autorstwa Henri Peruchot (a czemu nie konsekwentnie Henryka Peruchot). I choć książka była biografią malarza co chwila łapałam się na tym, a kim do diabła jest Jerzy Seurat. I dołączam do zdania poprzedników, że jeśli tłumaczenie spowodowało ostrą dyskusję to tylko należy się cieszyć, jeśli komuś chce się kłócić o tłumaczenie, może szkoda, że większość argumentów jest w stylu nie bo nie, albo a dlaczego by nie (a mnie się podoba, a mnie się nie podoba), ale to i tak więcej niż łapka w górę, łapka w dół (najczęstszy dziś komentarz).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym się zastanawiała, kim jest Jerzy Seurat. A przecież tłumacz mógł do zwykłej encyklopedii zajrzeć.;( W przypadku biografii czy lit. faktu to drażni szczególnie. Powinna być możliwość zwrotu kosztów za taką lipną książkę.;)

      Usuń
  3. Powiem bezczelnie, że wykorzystałam aferkę z nowym tłumaczeniem do podbicia nieco zasięgów na fp Śląskich Blogerów Książkowych, wrzucając nową okładkę. I prawdą jest, że od razu przyjdzie ktoś, kto napisze, że szarga się świętość narodową. Jednakowoż piszą też, że zapoznają się z ciekawością. A wydawnictwo się cieszy, że mówią dużo o książce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz sobie pomyślałam: chciałabym przeczytać jeden rozdział Ani po śląsku.;) Serio!
      Mnie ten ferment cieszy, bo świadczy o tym, że dla wielu literatura jest nadal ważna. Co innego poziom dyskusji.
      Wczoraj pytałam w mojej bibliotece, czy będzie nowe wydanie i okazuje się, że są już chętni na lekturę. No i świetnie.

      Usuń
    2. A znasz śląski? ;)
      To trzeba podpowiedzieć Media Rodzinie, mają tam etatowego tłumacza Grzegorza Kulika. Ciekawe, co by z tego wyszło - w sensie z tego jednego rozdziału, można tak wydać? Jeden rozdział, mała broszurka, hm?

      Usuń
    3. Nie, ale znam niemiecki i to ułatwia mi rozumienie śląskiego.;) Nie wszystko, ale w dużej mierze.
      Myślę, że to by było ciekawe doświadczenie. Na pewno są jakieś portale regionalne, gdzie można taki fragment opublikować. A potem np. po kaszubsku.;)

      Usuń
  4. Wróżę podobny "sukces" jak niesławnej Fredzi Phi-Phi tudzież "dobremu żołnierzowi" Szwejkowi. A szczyty to szczyt... głupoty - choć wierne oryginałowi

    OdpowiedzUsuń
  5. To ciekawe, bo chyba coś ostatnio zaczęto mocniej zwracać uwagę na translacyjne nieścisłości czy też dowolności. Jako, że dzieła Orwella trafiły niedawno do domeny publicznej, masa wydawnictw zdecydowała się na wznowienia jego dzieł. Wśród nich pojawił się "1984" Wydawnictwa W.A.B. w przekładzie Doroty Konowrockiej-Sawy, która dokonała "zamachu" na Wielkiego Brata i przetłumaczyła go jako Starszego Brata. Tutaj szczegóły: "1984" George'a Orwella. Nowy przekład bez Wielkiego Brata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za uświadomienie.;) Nowy przekład Orwella zupełnie mi umknął, a tym bardziej Starszy Brat. Taka zmiana to też ryzykowne posunięcie, zważywszy na popularność tego wyrażenia. Czas pokaże, czy się przyjmie.

      Usuń
  6. Nie powinnam się ustosunkowywać, jako że nie czytałam Anne w oryginale, ale czuję w kościach (przez lata pracowałam jako tłumacz i do dziś śledzę różne dyskusje), że burza jest o to, że ktoś ważył się przetłumaczyć coś poprawnie ;). Pamiętam, jak skrytykowałam tłumaczenie Dragon Age Origins - gry, w której chyba najważniejszym aspektem jest fabuła, a więc i rozliczne dialogi - i wszyscy się na mnie rzucili z zębami na grupie dla tłumaczy, że jak ja śmiem, że przecież licentia poetica, że przecież nie brzmi źle, że przekład albo piękny albo wierny! Guzik prawda. Licentia poetica jest dla autora, nie dla tłumacza. Tłumacz ma oddać tekst wiernie (wiernie nie oznacza dosłownie; wiernie oznacza, że efekt ma być dla czytelnika polskiego taki, jaki był dla czytelnika angielskiego), a nie wymyślać, co mu się podoba, bo mu się akurat tak podoba. Swoją drogą poziom tłumaczeń to w ogóle jest temat rzeka, co wynika z innego tematu rzeki, jakim są stawki dla tłumaczy... Tak czy siak szanuję odwagę tłumaczki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też szanuję odwagę tłumaczki i o ile przyjmuję jej argumenty, to nawet jej szczyty kojarzą mi się wyłącznie z górami - teraz na dodatek b. wysokimi.;)
      Jak mawiali starożytni: tłumacz - zdrajca, i jest to prawda. Lubię np. przekłady Barańczaka, ale wiem, że zdarzało mu się odpłynąć od oryginału.
      Zgadzam się, przekłady to temat rzeka. Z każdej dyskusji (o ile jest na poziomie) zawsze można coś ciekawego wyłuskać, co b. sobie cenię.

      Usuń