W taki wieczór on to by się rozwalił na łóżku z książką i pewnie zasnął po trzeciej stronie. W taki wieczór też, wiedział o tym, zimno i chłód wprawiały ludzi zmuszonych do siedzenia w zamknięciu najłagodniejsze żony robiły z mężowskiego szturchnięcia śmiertelnie poważne zajście, określając je mianem maltretowania kobiet i rewanżując się ciosem tasaka w czoło, między jednym befsztykiem a drugim, i to bez poczucia winy. [s. 67]
Początek roku 1989 r. zaczął się dla Mario Conde absurdalnie. Nie musiał co prawda oglądać żadnego trupa, niemniej przyszło mu zająć się poszukiwaniem dawnego kolegi, którego właściwie nie chciałby odnaleźć. Rafael Morin Rodriguez nie tylko sprzątnął mu niegdyś sprzed nosa piękną koleżankę, ale był również szkolnym lizusem. Śledztwo zapowiada się na żmudne, jako że poszlak brak, a zaginiony był najwyraźniej ideałem: państwową firmą zarządzał wzorowo, wszyscy go lubili.
Powieść Padury, bardziej obyczajowa niż kryminalna, podobała mi się ogromnie. Po pierwsze, autor ma świetne pióro. Pisze chropowato, często gwałtownie zmienia czas i miejsce akcji, kreśli kapitalne sceny. Już samo otwarcie czyli opis przebudzenia po noworocznej bibce zasługuje na uznanie, a będzie jeszcze m.in. rewelacyjny wykład o paleniu cygar, wspomnienia o niedzielnych porankach spędzanych z dziadkiem, rozważania o Strawberry Fields Beatlesów. I kulinaria: od befsztyków wieprzowych przez polską zupę pieczarkową aż po przepiórki z warzywami posypane cynamonem.
Po drugie, główny bohater. Mario Conde to policjant bardzo skuteczny, choć pracujący według własnej metody. Jest również niespełnionym pisarzem, który uwielbia Hemingwaya, stary jazz i ciemność kina w środku dnia. Ot, melancholik, na dodatek samotny, nieszczególnie tęskniący za kobietami. Zmęczony babraniem się w zbrodniach, które z roku na rok przybierają na sile i drastyczności, sprawia wrażenie mężczyzny pięćdziesięcioletniego, tymczasem ma zaledwie 35 lat.
Po trzecie, Hawana. Nie biała i pełna słońca jak na zdjęciach reklamowych, ale zimna i smagana deszczem, a przede wszystkim biedna. Oglądamy Kubę socjalistyczną, gdzie obywatele zarabiają śmiesznie mało i jeszcze mniej za uciułane pieniądze mogą kupić. Luksusy dostępne są wyłącznie uprzywilejowanym, takim jak zaginiony Rafael. Być może dlatego malwersacje i kradzieże są na porządku dziennym, podobnie zresztą jak ucieczki, choćby łodzią do Miami.
Jak dla mnie kryminał idealny, a na drobne niedociągnięcia autora przymykam oko, bo całości nie zaszkodziły w najmniejszym stopniu. Cieszę się bardzo, że Gorączka w Hawanie to zaledwie wstęp do cyklu.
_______________________________________________________________________
Leonardo Fuentes Padura, Gorączka w Hawanie, przeł. Tomasz Pindel, Znak, Kraków 2009
Zaciekawiła mnie ta książka. Niespełniony pisarz, który został policjantem, nietęskniący za kobietami... Ale nie tęskni dlatego, że jest gejem, czy po prostu lubi samotność? :)
OdpowiedzUsuńNie jest gejem, ma za sobą nieudane związki.;( Niby samotność mu doskwiera, ale mam wrażenie, że ją sobie ceni. Zachęcam do lektury, bo to dobra książka.
UsuńSkąd wzięli w Hawanie polską pieczarkową? A Hawana w deszczu nie mieści mi się w światopoglądzie, tam nie powinno padać :)
OdpowiedzUsuńNazwa "porą deszczowa" zobowiązuje :)
Usuń@ Piotr
UsuńNo, właśnie, skąd ta pieczarkowa.;) Albo kubańska Chinka pracująca w tamtejszej policji.;) Takie rzeczy tylko u Padury, chciałoby się powiedzieć.
Otóż to, w żadnym filmie nie widziałam deszczu w Hawanie, zawsze świeciło tam słońce.
@ Ambrose
UsuńTak, pora deszczowa. Mowa o szesnastu stopniach Celsjusza jako mało przyjemnej temperaturze.
No cóż, chyba mam pomysł na jutrzejszy obiad :)
UsuńFaktycznie może być to dobry pomysł.;)
UsuńO, proszę. Ja literacko gościłem w Hawanie tuż przed upadkiem Fulgencio Batisty i przyznaję, że była to ciekawa podróż, dlatego chętnie odbędę wyprawę do okresu późniejszego. Co interesujące, książka za sprawą której odwiedziłem Kubę ("Trzy pstre tygrysy"), też została przełożona przez Tomasza Pindla (w duecie z Urszulą Kropiwiec).
OdpowiedzUsuńMam Tygrysy w domu, ale jeszcze muszą zaczekać, najpierw skończę cykl o Mario Conde. Ostatnio Pindel pisał, że Padura się u nas najwyraźniej nie przyjął i tak mnie to zaintrygowało, że sięgnęłam po autora. Wielbiciele krwistych kryminałów rzeczywiście mogą narzekać, ja na szczęście do tej grupy nie należę.;)
UsuńCzyli należymy do grupy miłośników tej samej odmiany kryminałów. Dla mnie również ważniejszy jest aspekt psychologiczny czy obyczajowy, dlatego chętnie sprawdzę dzieła pana Padury.
UsuńZachęcam, bo warto. Poza tym to jest również niezła książka o przyjaźni.
UsuńCzytałem to w 2009 roku, mam na półce, podobnie jak "Wichurę" i "Trans". Pamiętam, że podobały mi się wszystkie trzy, a poza tym pamiętam korespondencję ze Znakiem, że nie planują wydania brakującego przekładu "Paisaje de otoño", w związku z czym tetralogia o Mario Condem nie jest po polsku kompletna. Ale te 3/4 chyba sobie powtórzę.
OdpowiedzUsuńSwego czasu Padura "łaził" po blogach, ale to było gdzieś we wczesnej jurze :P Niemniej opinie były na tyle zachęcające, że mam chyba komplet na półce. Doczekał nieczytany do dziś :)
Usuń@ Michał Stanek
UsuńCzyli jednak to prawda, że Padura się u nas za bardzo nie przyjął i zapewne stąd brak czwartej części. Szkoda.
@ Bazyl
UsuńPamiętam, że faktycznie okładki Padury często przewijały się w mediach, kojarzę zwłaszcza te niebieskie.;)
Najwyraźniej się nie przyjął, dziwne tylko że aż 3 tomów potrzebowali do tego wniosku - już mogli puścić ten czwarty... A gdzie Pindel o tym pisał? O nieprzyjęciu się?
UsuńNa FB, o ile dobrze pamiętam.
UsuńCiekawostka: każdy z trzech tomów ma innego tłumacza.;)