Tytułowe królestwo Edwarda Dwurnika (1943-2018) to tysiące jego prac: obrazów, akwarel, rysunków, akwafort, kolaży itp. przechowywanych w domu i w pracowniach. Artysta był niezwykle płodny i nie stronił od zleceń komercyjnych, co często mu wytykano. Nie był to zresztą jedyny powód do krytyki, z jaką się spotykał i którą najwyraźniej się nie przejmował.
Artyści na ogół są postaciami nieprzeciętnymi z racji talentu i stylu, w przypadku Dwurnika ta nieprzeciętność wynikała również z charakteru. W wywiadzie prezentuje się jako prowokator i hedonista, który dla możliwości tworzenia i zaistnienia na rynku artystycznym zrobiłby wiele, nie zawsze pozostając lojalnym wobec bliskich i tzw. środowiska. Mówi o tym otwarcie, podobnie jak o zlecaniu podmalówek asystentom, zamalowywaniu cudzych obrazów, czy wreszcie o pieniądzach i upodobaniu do luksusu. Jest w tym naturalnie zgrywa, a jednocześnie ogromny dystans do własnej osoby i dokonań, co nie jest częstym zjawiskiem.
I choć „książę dużego państwa” nie należał do moich ulubionych twórców, po lekturze z pewnością inaczej spojrzę na jego miejskie obrazy z cyklu „Podróże autostopem” i na mało sympatycznych „Sportowców”. Gdyby nie książka Małgorzaty Czyńskiej, prawdopodobnie długo jeszcze nie usłyszałabym np. o Benjaminie Buffecie, obok Nikifora jednym z ulubionych twórców Dwurnika.
__________________________________________________________
Zetknęłam się kiedyś osobiście z Edwardem Dwurnikiem (krótką chwilę mojego życia pracowałam w galerii). Cóż za barwna postać! Nie słyszałam o tej książce i z przyjemnością ją przeczytam.
OdpowiedzUsuńO, zazdroszczę.;) Wierzę, że był barwny, nie tylko jak na okładkowym zdjęciu.;) Książkę polecam, interesująca.
UsuńDzięki twojemu wpisowi zajrzałam do internetu pooglądać obrazy Dwurnika. Te które dotychczas znałam kojarzyły mi się z kolorystyką żółto czerwona, a to niespecjalnie moja kolorystyka. Teraz obejrzałam cykl o miastach i jestem pod wrażeniem, skąd mi się wzięły te kolory nie wiem, bo widzę przewagę niebieskiego w tych obrazach, a już samo to sprawia, że mi się podobają. Ostatnio oglądałam jeden jego obraz w Muzeum Witkacego w Słupsku. Nosił tytuł Włocławek. Moje miasto w odsłonie Dwurnika prezentuje się bardzo ciekawie. Małgorzaty Czyńskiej czeka u mnie biografia Łempickiej i podczytuję Kobiety z obrazów.
OdpowiedzUsuńZaskoczyłaś mnie żółto-czerwoną kolorystyka, bo dla mnie Dwurnik to głównie odcienie niebieskiego.;) Muszę pooglądać więcej jego dzieł.
UsuńBardzo ciekawią mnie te Kobiety z obrazów, ale pewnie Ty wcześniej je przeczytasz.;)
Sama nie wiem skąd mi się wzięła ta żółto czerwona kolorystyka, bo teraz jak szukałam w internecie rzeczywiście przeważa niebieskość (mój ulubiony kolor, a już króluje jego najintensywniejszy odcień lapis lazuli). Kobiety z obrazów są ciekawe, ale wolałabym chyba, aby książka została poświęcona jednej postaci i była bardziej dogłębnym studium postaci. Ale można się z nich sporo dowiedzieć o muzach malarzy. Zaczęłam czytać od najbardziej mnie interesującej postaci Susan Valadon. Mam wrażenie, że więcej o tej postaci opowiedziała mi Czara (blogerka z Paryża), ale już czytając o Elizabeth Sidal byłam zachwycona, bo o tej muzie prerafaelitów nie wiedziałam wcześniej nic. A zatem jest to dobra rzecz na pierwsze poznanie, czyli dla osób takich jak ja, które nie mają dużej wiedzy na ten temat.
UsuńO, muzy prerafaelitów to interesujący temat, tak twierdził wieki temu mój wykładowca od lit. angielskiej. Dziękuję za zachętę, na pewno przynajmniej przejrzę te książkę. I oczywiście zajrzę też do Czary po dodatkowe informacje.
UsuńO proszę, dawno temu miałem kartę bankomatową z grafiką Dwurnika. Ech, kiedy to było i jak ten czas szybko leci: Sztuka na kartach ING.
OdpowiedzUsuńW moich bankach nie było takiej opcji, a szkoda, bo to dobry pomysł na promocję sztuki. Przejrzałam kolekcję na zalinkowanej stronie i powiem Ci, że niektóre dzieła są co najmniej niepokojące.;)
Usuń