[…] 13 grudnia – imieniny Łucji, dzień świętej Łucji. Święto światła. Co to za impreza, wie chyba każdy Polak, o Szwedach nie wspominając. I cóż, że ze Szwecji?
Tam właśnie jest to podobno gigantyczne – też w sensie duchowym – święto. Większe od wszystkiego, choć od Wielkiego Piątku, mam nadzieję, nie. W końcu na luterskich jesteśmy terytoriach i tak nisko, by Wielki Piątek czy Pamiątkę Reformacji przebijać, chyba szwedzkie lutry nie upadły? Chyba nie, ale głowy bym nie dał – w tym ewangelickim raju rozmaite i o rozmaitym wymiarze kraksy się zdarzają. Jakie ściśle? Mniejsza z tym. Wystarczający popłoch budzi sam fakt, że „święta Łucja” w wytrzebionej ze wszystkich świętych (z wyjątkiem rzecz jasna Ojca, Ducha i Syna) protestanckiej rzeczywistości kluczową rolę odgrywa.
W każdym razie święto wielkie, a scenografia i zwłaszcza kostiumy w świecie doskonale znane – młodziutkie Szwedki w długich białych sukienkach, a raczej koszulach, ze świetlistymi z zapalonych świec uczynionymi koronami na blond włosach od domu do domu chodzą i pięknie śpiewają. Często bywa tak, że śpiewają laureatom Nobla, co mniej więcej w tym właśnie czasie do Sztokholmu na ceremonię wręczenia wiadomych dyplomów i wiadomych medali przybywają. Czy urocze kolędniczki wszystkich noblistów nawiedzają, nie wiem, do literackich łażą na pewno, jest to i z hotelową obsługą, i z telewizją ustalona pradawna tradycja. Potem świat obiegają filmiki ukazujące spłoszonego laureata w pościeli. Przeważnie dobrą minę do niezapowiedzianej wizyty usiłuje on czy ona robić, niekiedy zdarzają się rzeczy barwniejsze. Podobno William Faulkner, który z wielkimi oporami i – delikatnie mówiąc – w nie najlepszej formie po odbiór nagrody przybył, o bladym świcie widząc stojącą przy łóżku gromadę białych duchów z płomykami na głowach, przeraził się i pomocy wzywał. Był pewien, że ma delirium. Prawda? Nieprawda? Szczerze mówiąc, w żadnej biografii potwierdzenia anegdoty nie znalazłem – tym większa jej lekkość.
Jerzy Pilch, Dziennik, Wielka Litera, Warszawa 2012
Ja akurat o dniu św. Łucji dowiedziałem się z Mamy Mu. W którejś części Mama miała zamiast wianka ze świec świece na rogach :)
OdpowiedzUsuńA ja od koleżanki katoliczki, bo opowiadała mi o wróżeniu pogody na kolejny rok.;)
UsuńJeśli prawda, to obstawiam, że Faulknerowi gromada białych duchów mogła się skojarzyć z członkami Ku Klux Klanu i stąd to przerażenie.
OdpowiedzUsuńMiałam podobne myśli.;) W sumie nie dziwię się, że był wystraszony.
Usuń